Kij w mrowisko

Tak, lubię wsadzać kij w mrowisko. Dlaczego? Dlatego, że poruszanie zagadnień trudnych i kontrowersyjnych wywołuje dyskusję. A dyskusja prowadzi do wymiany poglądów, co zapewnia poszerzenie naszej wiedzy. Dlatego chciałem poruszyć temat obowiązkowych szkoleń dla posiadaczy broni.
Jak to wygląda obecnie? Pokrótce: prawie każda osoba ubiegająca się o pozwolenie na posiadanie broni palnej (niezależnie od jej rodzaju) musi zdać egzamin praktyczny z bezpiecznego posługiwania się bronią (wyjątek, zgodnie z ustawą, stanowią „mundurowi” mający przydzieloną broń służbową). Czy to w swoim klubie sportowym, czy to przed pracownikami Policji Państwowej – nie ma znaczenia. Egzamin musi być i koniec. Od jego pozytywnego zdania zależy wydanie nam pozwolenia na posiadanie broni palnej.
Są dwa główne i jednocześnie dość skrajne poglądy na tę sprawę, prezentowane szeroko w środowisku posiadaczy broni palnej.
Pogląd pierwszy:
Egzamin praktyczny jest OK, i po co to zmieniać? Na poparcie swojej tezy jej zwolennicy przedstawiają wiele argumentów, ale najczęstszy i jednocześnie najbardziej nośny, to porównanie naszych uprawnień do prawa jazdy. Skoro aspirująca do posiadania prawa jazdy osoba musi przejść egzamin praktyczny, zanim dopuścimy ją do poruszania się po drogach (a proszę pamiętać, że robimy to nie tylko dla bezpieczeństwa tejże osoby, ale również pozostałych obywateli), to nie ma najmniejszego powodu, żeby podobnego egzaminu nie zdawali posiadacze broni. Dalej następuje szereg pod-argumentów mówiących o tym, że egzamin nie jest uciążliwy, nie jest specjalnie trudny, nikt nie chce nikogo „uwalić” i jeśli ma się podstawową wiedzę z zakresu posługiwania się bronią palną, to trzeba się mocno postarać, żeby nie zdać.
Pogląd drugi:
Po drugiej stronie barykady stoją osoby, które uważają, że egzaminy powinny być zlikwidowane, bo naruszają poczucie godności, wolności i praw naturalnych. Wychodzą bowiem z założenia, że prawo do posiadania broni wynika wprost z prawa do samoobrony i jako takie wchodzi do katalogu praw naturalnych, które nie podlegają żadnym regulacjom. Koronnym argumentem tej grupy jest to, że skoro mamy w Polsce ponad 100 000 posiadaczy broni czarnoprochowej, w których rękach znajduje się pomiędzy 200 a 400 000 sztuk broni czarnoprochowej, a nikt nie wymaga od nich żadnych egzaminów praktycznych (przypomnę, że w Polsce do posiadania broni czarnoprochowej nie jest wymagane jakiekolwiek pozwolenie) to egzamin praktyczny (uzasadniany bezpiecznym posługiwaniem się bronią palną), mówiąc kolokwialnie, nie broni się, nie ma uzasadnienia i jest – de facto – niepotrzebny.
Jedna i druga strona ma w swoim podejściu sporo racji, a zdecydowana większość środowiska nie ma wyrobionej opinii na ten temat. Dlaczego? Bo sprawa nie jest jednoznaczna, a jej interpretacja zależy w dużej mierze od naszego podejścia do świata. Większość z nas, posiadaczy broni, ma prawo jazdy. Kogoś zabolało zdawanie egzaminu (pomijam wielokrotne zdawanie, które jest efektem sposobu finansowania ośrodków egzaminacyjnych)? Raczej nie. Czy ktoś z nas odważyłby się wsiąść do samochodu i pojechać bez szkolenia praktycznego? Zdecydowana większość nie. Ale czy egzamin praktyczny jest niezbędny? A może wystarczyłby sam kurs praktyczny bez egzaminu. Hmmm, różni ludzie inaczej przyswajają wiedzę, jednemu wystarczy 10 godzin, innemu trzeba 30, a jeszcze innemu 60 nie wystarczy. Jak określić, czy są na zbliżonym poziomie i czy ten poziom gwarantuje bezpieczeństwo? Bez ujednoliconego egzaminu praktycznego jest to niewykonalne. Ale samochodów w Polsce jest znacznie więcej niż broni palnej – mamy prawie 30 milionów samochodów[1] vs ok. 600 tys. sztuk zarejestrowanej broni palnej[2]; tylko w 2018 roku wydano prawie 418 tysięcy nowych praw jazdy, a posiadaczy broni palnej mamy jakieś 215 tys. Dla porównania w 2018 roku wydano ok. 9,5 tysiąca nowych pozwoleń do posiadania broni. Dysproporcja jest zatem ogromna. Porównanie jako takie raczej się nie broni.
[1] Dokładnie 29 656 238, stan na 30 czerwca 2018 roku wg GUS.
[2] Nie obejmuje borni czarnoprochowej.
Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 5-6/2019