Kłopotliwy kwartet. Okręty podwodne typu Victoria (Upholder)

Sławomir J. Lipiecki
Cztery kanadyjskie okręty podwodne z napędem konwencjonalnym typu Victoria należą w rzeczywistości do serii ostatnich brytyjskich jednostek tej klasy – typu Upholder. Po krótkim okresie eksploatacji, w 1991 roku odstawiono je do głębokiej rezerwy, po czym bez powodzenia próbowano sprzedać do Pakistanu. Jako że okręty cechowały się wówczas bardzo nowoczesną konstrukcją i stosunkowo młodym wiekiem (i praktycznie zerowym zużyciem), przy jednocześnie niskiej cenie, zainteresowała się nimi Royal Canadian Navy (RCN). W kwietniu 1998 roku Kanada pozyskała te jednostki, aby zastąpić wycofywane z eksploatacji okręty podwodne typu Oberon. Niestety, jak się miało okazać, był to początek prawdziwego horroru eksploatacyjno-ekonomicznego związanego z tymi jednostkami, który (z przerwami) trwa praktycznie do dziś.
By chronić odległe rubieże swojej granicy morskiej, wzorem rywalizujących mocarstw USA i ówczesnego ZSRR, także kanadyjska MW planowała początkowo postawić na rozwój sił podwodnych. W tym przypadku skończyło się jednak tylko na dobrych chęciach. Co prawda w miejsce wycofanych z eksploatacji przestarzałych już jednostek typu Oberon (HMCS Ojibwa, HMCS Onondaga i HMCS Okanagan oraz pełniącego funkcję okrętu szkolnego Olympus), kanadyjska MW pozyskała omawiane cztery okręty podwodne typu Victoria (HMCS Victoria, HMCS Windsor, HMCS Chicoutimi oraz HMCS Corner Brook), jednak ich możliwości są w dużej mierze ograniczone z powodu notorycznego odkładania „na półkę” projektu ich modernizacji. Jest to iście kuriozalna sytuacja, gdy ukierunkowana przecież na działania na dalekiej północy, czyli w strefie arktycznej, RCN nie inwestuje we własne siły podwodne, dysponując ograniczoną liczbą jednostek tej klasy, których gotowość bojowa budzi w dodatku uzasadnione wątpliwości.
Geneza
Gdy w Royal Navy pojawiły się pierwsze uderzeniowe okręty podwodne z napędem nuklearnym (typu Valiant), wydawało się, że dni jednostek konwencjonalnych są policzone. Wówczas w składzie brytyjskiej MW znajdowały się udane, aczkolwiek starzejące się już okręty podwodne typu Oberon, które notabene cieszyły się sporym zainteresowaniem eksportowym (ich nabywcą była m.in. Royal Canadian Navy). Pojawienie się jednostek z napędem nuklearnym praktycznie zniweczyło plany stworzenia następców typu Oberon, przy czym nadrzędnym problemem były nie tyle mniejsze możliwości okrętów konwencjonalnych, co fakt, że po prostu brakowało wystarczającej infrastruktury stoczniowej, aby sprostać zamówieniu. Praktycznie jedynie Vickers Shipbuilding and Engineering, Ltd (VSEL) posiadało wówczas zdolności (w tym doświadczenie) do budowy wysokiej klasy nowoczesnych okrętów podwodnych (przynajmniej na etapie prototypu), szczególnie tych z napędem jądrowym (tu miało wręcz całkowity monopol).
Tymczasem los spłatał Brytyjczykom swego rodzaju figla, bowiem pierwsze wyniki eksploatacji uderzeniowych Valiantów wykazały, że – w porównaniu z nimi – dobrze zaprojektowane i zbudowane jednostki z napędem konwencjonalnym mają wiele unikalnych cech, których brak dał się odczuć na okrętach z napędem nuklearnym. Przede wszystkim okazały się – w kilku sytuacjach taktycznych – bardziej ciche, szczególnie na akwenach płytkich, przybrzeżnych lub skomplikowanych hydrologicznie. Dzięki temu lepiej sprawdzają się np. w operacjach patrolowania wód przybrzeżnych lub podczas misji z udziałem pododdziału sił specjalnych, jak choćby SBS (ang. Special Boat Service). Ponadto okręty tego rodzaju okazały się szczególnie przydatne w zabezpieczeniu akwenów wewnętrznych i torów podejściowych, w pobliżu baz i portów. Nie bez znaczenia pozostawał współczynnik ekonomiczny koszt-efekt, gdzie jednostki konwencjonalne wypadały (teoretycznie) dużo lepiej względem tych z napędem nuklearnym, a więc można było ich wybudować więcej. Wobec takich argumentów zdecydowano się na opracowanie zupełnie nowej konstrukcji, która miałaby zastąpić w służbie wysłużony już typ Oberon.
Prace nad nowym projektem realnie ruszyły dopiero pod koniec 1977 roku, tj. gdy sporządzono konkretne wytyczne co do zadań, jakie nowe okręty będą realizować. Należały do nich m.in. patrole z zakresu ASW (Anti-Submarine Warfare) w rejonie GIUK (między Grenlandią, Islandią i Wielką Brytanią), Zatoce Biskajskiej, na Morzu Norweskim i Morzu Bałtyckim. Jednostki ASW miały wesprzeć siły nawodne i lotnictwo w regularnych patrolach oraz misjach międzynarodowych. Ponadto okręty miały dysponować rozszerzonymi zdolnościami szkoleniowymi przyszłych kadr podwodników. Za wzorzec przy opracowywaniu nowych okrętów miały posłużyć jednostki typu Oberon, które – mimo podeszłego już wieku – nadal uważano wówczas za najbardziej ciche na świecie. Tym niemniej w momencie rozpoczęcia projektu, trwały już prace nad uderzeniowymi okrętami podwodnymi z napędem nuklearnym typu Trafalgar, które ostatecznie stały się jednymi z najlepszych w swojej klasie. Stąd wiele z rozwiązań na nich zastosowanych wprost przeniesiono również na przyszłe jednostki konwencjonalne. Oznaczało to, że brytyjskie „klasyczne” okręty podwodne miały otrzymać najnowocześniejsze dostępne wyposażenie hydroakustyczne, radioelektroniczne, łączności i uzbrojenia. Dotyczyło to również kwestii materiałowych, co miało nie tylko uczynić te jednostki bardziej solidnymi konstrukcjami (wpływało to m.in. na głębsze zanurzanie), co maksymalnie je wyciszyć.
Dążenie do utrzymania jak najlepszej relacji koszt-efekt i jednocześnie sprostania wyśrubowanym wymaganiom postawionym przez Royal Navy spowodowało, że trzeba było zastosować daleko posuniętą (szczególnie jak na tamte czasy) automatyzację oraz pełną integrację systemów, a wszystko to przy możliwie jak najmniejszym kadłubie. Opracowano w tym celu pięć zasadniczych projektów jednostek o wyporności od (zaledwie) 500 ts po maksymalnie 2500 ts. Ostatecznie projekt jednostki 500-tonowej odrzucony został „na starcie” jako zbyt mały i nieperspektywiczny. Zarówno Royal Navy jak i – przede wszystkim – główny wykonawca prototypu, stocznia VSEL były przy tym zainteresowane okrętami większymi, o bardziej pojemnych kadłubach, podatnych na przyszłe modernizacje. Ostatecznie doszło do kompromisu, w wyniku którego Ministerstwo Obrony Wielkiej Brytanii zaakceptowało projekt okrętów o wyporności bojowej (w zanurzeniu) 2400 ts – stąd późniejsza nazwa robocza jednostek Type 2400. Ponadto starano się, by okręty okazały się atrakcyjne również dla potencjalnych odbiorców zagranicznych. Liczono bowiem wówczas na „wyciągnięciu z kryzysu” brytyjskich stoczni i – co za tym idzie – powtórzenie sukcesu eksportowego udanego typu Oberon. Na drodze stanęły jednak polityka, cięcia budżetowe oraz zmiana organizacji sił podwodnych Royal Navy.
Niechciane okręty
Choć ostateczny projekt przyszłych okrętów podwodnych z napędem konwencjonalnym wydawał się obiecujący, już w 1979 roku jego realizacja stała się niepewna. Powodem była polityka rządu ówczesnej premier Margaret Thatcher, która wbrew zapewnieniom przedwyborczym, znacząco ograniczyła wydatki na Royal Navy. Nieoczekiwanie jednak wielkim zwolennikiem budowy nowych okrętów podwodnych (kosztem drastycznych cięć we flocie nawodnej) stał się minister obrony John Nott, nazywany obecnie (powszechnie) „grabarzem Royal Navy”. W ramach nowej doktryny obronnej z 1981 roku plan rozwojowy brytyjskich sił podwodnych, zakładał budowę (do 1991 roku) czterech nowych strategicznych okrętów podwodnych z napędem nuklearnym, aż 17 uderzeniowych okrętów podwodnych z napędem nuklearnym oraz 12 konwencjonalnych okrętów podwodnych (liczbę tę zredukowano później do 8, a ostatecznie do zaledwie czterech). Tym samym program budowy „klasycznych” jednostek został zaakceptowany. Ostateczny projekt oraz prototyp miała wykonać najbardziej doświadczona w tego typu pracach stocznia VSEL w Barrow-in-Furness (obecnie BAE Systems Submarine Solutions, będąca częścią BAE Systems). Na wykonawcę trzech pozostałych jednostek wybrano prywatną stocznię Cammell Laird w Birkenhead, mającą w swym portfolio takie okręty jak m.in. pancernik HMS Prince of Wales i lotniskowiec HMS Ark Royal.
Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 7/2021