Konwój PQ 17


Sergiusz Mitin


 

 

 

 

Konwój PQ 17

 

 

 

Wojna jest dość złożoną „zabawą”, w której ścierają się interesy strategiczne, ekonomiczne, polityczne, często przyprawione upodobaniami, lękami albo i wręcz urojeniami osób, podejmujących kluczowe decyzje, ważące na losach tysięcy, a nawet setek tysięcy ludzi.

 

Jedna z takich kontrowersyjnych sytuacji powstała dookoła arktycznych konwojów morskich, które w ramach Lend- -Lease’u dostarczały do ZSRR pomoc Aliantów w postaci żywności, uzbrojenia i sprzętu wojskowego oraz materiałów strategicznych. Trójstronne protokoły regulujące te dostawy, były podpisywane pomiędzy USA, Wielką Brytanią i ZSRR kilkakrotnie, przeważnie na okres jednego roku. W czasach późniejszych, w okresie zimnej wojny, znaczenie dla ZSRR alianckiej pomocy z lat 1941-1945 było wyolbrzymian przez źródła amerykańskie i brytyjskie z jednej strony, i zauważalnie tuszowane przez opracowania radzieckie z drugiej. Czy ZSRR przetrwałby w II wojnie światowej bez pomocy materialnej, czy też nie – to dziś próżne dywagacje, do których najlepiej przystaje porzekadło, że „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”. Tak czy inaczej, owa pomoc była czymś, co w obliczu ciężkiej walki i śmiertelnego zagrożenia zdecydowanie lepiej było mieć, niż nie mieć. Wybór tras dostaw natomiast nie był zbyt szeroki.

 

Pomoc jest, ale jak ją dostarczyć?
Najkrótsza hipotetyczna droga – przez Bałtyk – została przecięta już latem 1941 r. przez niemiecką marynarkę wojenną i utratę przez ZSRR świeżo zajętych portów Łotwy i Estonii, takich jak Ventspils (Windawa), Ryga i Tallin oraz przez oblężenie Leningradu. Droga przez morza Śródziemne i Czarne była niemalże całkowicie udaremniona działaniami włoskiej floty na tym pierwszym oraz blokowaniem cieśniny Bosfor przez formalnie neutralną, lecz sprzyjającą nazistowskiej koalicji Turcję. Latem 1942 r. po utracie przez ZSRR Odessy, Sewastopola i przedarciu się Niemców na Północny Kaukaz, ta droga straciła swoje znaczenie całkowicie. Niewiele lepiej wyglądała trasa dostaw przez teren neutralnego, lecz przyjaznego antyhitlerowskiej koalicji Iranu. Statki wówczas musiałyby podążać do wybrzeża Iranu dookoła Afryki, dalej ładunki miałyby być transportowane lądem, przez bezdroża niezbyt cywilizowanego kraju, później znowu drogą wodną przez Morze Kaspijskie i Wołgą. Tym bardziej, że wiosenno-letnia ofensywa Niemców na południowych obszarach ZSRR sięgnęła tej rzeki, praktycznie odcinając europejskie centrum kraju od dostaw z południa.

Droga od zachodniego wybrzeża Ameryki wydawała się – przy wykorzystaniu radzieckich statków, „neutralnych” dla Japonii – najkrótszą i najbezpieczniejszą, niestety tylko z pozoru. Dalekowschodnie porty ZSRR były połączone z centrum jedną jedyną koleją transsyberyjską o długości wielu tysięcy kilometrów i zdecydowanie niewystarczającej przepustowości. Na domiar złego sprzymierzona z Niemcami Japonia, która jeszcze formalnie nie przystąpiła do wojny, przeszkadzała przejmując lub zawracając do swoich portów statki handlowe kierujące się do dalekowschodnich radzieckich portów. Posłużyło to, nawiasem mówiąc, za jeden z formalnych powodów wypowiedzenia wojny Japonii przez ZSRR w sierpniu 1945 r., po zakończeniu wojny w Europie. Latem 1942 r., po klęsce pod Charkowem, olbrzymich stratach w sprzęcie bojowym oraz cofnięciu linii frontu aż do samego Stalingradu, Związek Radziecki szczególnie potrzebował alianckiej pomocy. Praktycznie jedyną realną drogą jej dostarczenia stały się konwoje arktyczne. Ich oznaczenie kodowe składało się z liter PQ i numeru kolejnego dla kierujących się na wschód i QP z numerem dla powracających, dostarczających Aliantom surowce z ZSRR. Płynąc z fiordów Islandii dookoła Półwyspu Skandynawskiego, statki handlowe miały dotrzeć do radzieckich portów na morzach Barentsa i Białym, czyli niezamarzającego Murmańska i mniej wygodnego, lecz znajdującego się dalej od linii frontu Archangielska. Trudna i niebezpieczna była to droga! Przebiegała ona wzdłuż wybrzeża Norwegii okupowanej przez Niemców i znajdowała się w zasięgu nie tylko bazujących w tamtejszych fiordach okrętów nawodnych i podwodnych Kriegsmarine, lecz również bombowców i uzbrojonych w torpedy samolotów Luftwaffe startujących z norweskich lotnisk. Oddalić się na północ, poza zasięg lotnictwa, nie pozwalała granica pływającego lodu Oceanu Arktycznego, jedynie nieznacznie odsuwająca się w okresie letnim. Trwający latem na tych obszarach przez ponad 20 godzin na dobę „arktyczny dzień”, zmieniający się w dość przejrzysty zmierzch zaledwie na parę godzin, uniemożliwiał ukrycie się konwojów przed niemieckim rozpoznaniem lotniczym. Dodatkowym postrachem marynarzy była świadomość, że nawet w środku lata znalezienie się w wodzie grozi niechybną śmiercią z zimna w ciągu niecałej godziny.

 

 

Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 1/2013

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter