Krążowniki ciężkie typu Baltimore
Sławomir J. Lipiecki
Krążowniki ciężkie typu Baltimore były przedostatnimi jednostkami tej klasy w US Navy. Do służby wprowadzono 14 okrętów podstawowego typu i trzy jednostki ulepszonego podtypu Oregon City. Budowę siedmiu ostatnich krążowników przerwano po zakończeniu II wojny światowej, a ich kadłuby złomowano. Pozostałe okręty aktywnie uczestniczyły w działaniach wojennych, aczkolwiek nie zapisały na swoim koncie jakiś bardziej spektakularnych akcji.
Te budowane masowo, ogromne jak na swoją klasę, okręty weszły do służby zbyt późno, by mogły wykazać swoją wyższość nad analogicznymi jednostkami nieprzyjaciela. Większość z nich wycofano zresztą do rezerwy tuż po zakończeniu światowego konfliktu. Niektóre krążowniki powróciły do czynnej służby podczas wojny w Korei. Kilka jednostek przebudowano w latach 50. i 60. XX wieku na krążowniki rakietowe (dwa typu Albany i dwa typu Boston). Z chwilą wejścia do służby USS „Baltimore” (CA-68) – wraz z bliźniaczymi jednostkami – był „na papierze” najpotężniejszą i najnowocześniejszą jednostką w swojej klasie na świecie.
Okręty typu Baltimore były naprawdę niezwykłymi krążownikami. Pod względem konstrukcyjnym zrywały z wszystkimi standardami przyjętymi przez US Navy. Kompletnie odcinały się bowiem od ostatnich klasycznych krążowników ciężkich typu New Orleans, powszechnie uważanych przecież za bardzo udane! Tymczasem największe – jak się później okazało – krążowniki ciężkie II wojny światowej, bazowały niemal całkowicie na projekcie okrętów typu Brooklyn (i późniejszych, typu Cleveland), a więc de facto na krążownikach lekkich. Pierwsza seria Baltimore odziedziczyła zatem praktycznie niemal wszystkie zalety i wady swoich protoplastów. Dopiero na jednostkach drugiego typoszeregu (Oregon City) oraz na ostatnim typie krążowników ciężkich US Navy (Des Moines) starano się dokonać istotniejszych usprawnień. Na początek skupię się na omówieniu 14 krążowników „prototypowej”, pierwszej serii.
Spadkobiercy Brooklynów
Na początku lat 30. XX wieku US Navy praktycznie nie dysponowała niczym, co przypominałoby krążownik lekki w pełnym znaczeniu tego słowa. Budowane licznie w latach 20. małe krążowniki typu Omaha okazały się przestarzałe już z chwilą wejścia do służby. Tuż po pierwszej konferencji w Londynie w 1930 roku, gdy ustanowiono oficjalny podział klasyfikacyjny krążowników lekkich (z armatami o kalibrze nie przekraczającym 155 mm) i ciężkich (dawnych tzw. „waszyngtońskich”, z armatami o kalibrze do 203 mm), sytuacja US Navy na tym polu stała się wręcz krytyczna. Na wspomnianej konferencji ustalono bowiem także limit tonażowy dla poszczególnych państw w kwestii budowy krążowników ciężkich, a jako iż Stany Zjednoczone wybudowały już do tamtego czasu całkiem pokaźną liczbę jednostek tej klasy (typu Pensacola, Northampton, Portland oraz najnowsze i najpotężniejsze – typu New Orleans) okazało się, że z przydzielonego limitu nic już nie pozostało do wykorzystania.
Co więcej, wkrótce Japonia zaskoczyła wszystkich projektem swoich najnowszych jednostek typu Mogami, o wielkości ciężkiego krążownika, ale uzbrojeniu składającym się z aż 15 armat kalibru 155 mm, rozmieszczonych w pięciu trójdziałowych wieżach (trzy z nich zainstalowano na dziobie, a dwie na rufie). Zdesperowani Amerykanie przenieśli więc moce przerobowe swoich biur projektowych i stoczni na krążowniki lekkie.
Już od końca 1930 roku, to jest od chwili ratyfikowania Traktatu Londyńskiego przez Kongres USA, Bureau of Construction and Repair rozpoczęło przymiarki do pierwszego projektu nowych krążowników lekkich. Początkowo jednak miały to być niewielkie jednostki, wciąż oscylujące wokół wyporności standardowej nie przekraczającej 6500 ts. Z takimi wymiarami przyszłych krążowników kategorycznie nie zgadzali się analitycy z Naval War College, odpowiedzialni m.in. za zbieranie danych wywiadowczych o konstrukcjach okrętów innych państw i wnikliwe ich analizowanie. Do końca roku powstało łącznie sześć projektów, z których ostatni prezentował już jednostkę o wyporności około 10 000 ts.
Podczas narady przedstawicieli organu doradczego marynarki General Board stwierdzono, że taki projekt jest zbyt kosztowny, a na dodatek admirał William D. Leachy podniósł kwestię dotyczącą problemów z szybkim zaprojektowaniem odpowiednich wież z armatami kal. 152,4 mm. Tym samym pierwsze koncepcje nowych krążowników zostały niejako „zamrożone” już na starcie. Nieoczekiwanie jednak sprawa nabrała tempa dzięki budowanym w Japonii, wspomnianym wcześniej, krążownikom typu Mogami (położenie stępki pod pierwszy okręt nastąpiło 27 października 1931 roku).
W zaistniałej sytuacji, 16 czerwca 1933 roku, prezydent F. Roosevelt przeforsował w Kongresie wyasygnowanie kwoty 238 milionów USD w ramach dokumentu „National Recovery Act” na rozbudowę US Navy. Obejmować miało to m.in. wodowanie dwóch lotniskowców (USS Yorktown CV-5 i USS Enterprise CV-6) oraz 10 krążowników o wyporności standardowej 10 000 ts. i wielu mniejszych jednostek. To stworzyło w końcu możliwość wybudowania krążowników lekkich o potencjale podobnym do jednostek japońskich.
Już na wstępnym etapie projektowania odrzucono wszelkie podobieństwa do wcześniejszych jednostek typu Omaha, uważanych w latach 30. w US Navy za jednostki kompletnie przestarzałe tak konstrukcyjnie, jak i koncepcyjnie. Były bowiem krążownikami bazującymi w dużej mierze na rozwiązaniach technicznych pochodzących wprost z I wojny światowej (m.in. część ich artylerii umieszczono w kazamatach burty i spardeku). Poza tym w owym czasie nastąpił spory rozwój technologiczny w US Navy, a nowe okręty miały być jego praktycznym ucieleśnieniem (tak jak to miało miejsce m.in. na gruntownie przebudowywanych w latach 1927‑1933 pancernikach oraz na najnowszych krążownikach ciężkich typu New Orleans). Postanowiono zatem, że nowe krążowniki zostaną zaprojektowane i wybudowane dosłownie „od podstaw”.
Na charakterystyce przyszłych jednostek swoje piętno odcisnęły japońskie krążowniki typu Mogami. Ich imponująca artyleria główna, składająca się z 15 armat kal. 155 mm musiała budzić uzasadniony niepokój. Co więcej, duża część ówczesnych sztabowców US Navy uważała, że liczna i szybkostrzelna artyleria jest najbardziej efektywna w razie napotkania równorzędnego „gabarytowo” przeciwnika, gdyż zapewnia większe prawdopodobieństwo trafienia w początkowej fazie starcia, niż bardziej „powolna” artyleria kal. 203 mm. Ponadto uważano, że kaliber 152,4 mm czy 155 mm w zupełności wystarcza do walki z krążownikami, a przeciw pancernikom ani te, ani nawet dużo większe armaty i tak nic nie znaczą. Oczywiście kategorycznie sprzeciwiali się takim opiniom wszyscy poważni analitycy, jednak w owym czasie nie trafili na podatny grunt, a jak się w przyszłości miało okazać, mieli oni w swym sceptycyzmie całkowitą rację.
Niezależnie zatem od sprzeciwu analityków z Naval War College oraz części doradców z General Board (w tym m.in. emerytowanego admirała Josepha Straussa), Amerykanie w dość bezmyślny sposób postanowili powielić szereg rozwiązań przyjętych przez Japończyków, w tym m.in. nietypowy układ wież z artylerią główną. Za takim układem uzbrojenia energicznie optował nawet sam kontradmirał David Watson Taylor na posiedzeniu General Board w dniach 23-24 marca 1933 roku. Zdecydowano się przy tym na kaliber sześciu cali (152,4 mm), jednak nie było to uzbrojenie powielone z jednostek typu Omaha, a zupełnie nowa konstrukcja. W pewnym momencie rozpatrywano nawet opracowanie uniwersalnych armat o tym kalibrze, jednak możliwości technologiczne jeszcze wówczas nie pozwalały na efektywne uzbrojenie tego typu o tak dużym kalibrze (takie armaty opracowano dopiero pod koniec lat 40. ubiegłego wieku).
Co ciekawe, nikt specjalnie nie krył się z tym, na jakich jednostkach bazować mają przyszłe krążowniki. Wystosowane przez Bureau of Construction and Repairs memorandum, skierowane bezpośrednio do General Board jasno podkreśla, iż wybrany przezeń projekt oznaczony roboczo literą „H” jest wyraźnie inspirowany „pewnymi japońskimi okrętami”. Była to całkowicie gładkopokładowa jednostka o długości 183,6 m, lekko tylko obniżająca się ku rufie, gdzie umieszczono instalacje lotnicze wraz z hangarem (sic!), z trzema wieżami artylerii głównej na dziobie i dwiema na rufie. Należy przy tym podkreślić, że Amerykanie podczas projektowania bardzo skrupulatnie przestrzegali narzuconego limitu wyporności standardowej, określonej we wspomnianym projekcie na 10 000 ts. W lipcu 1933 roku dokonano jeszcze kilku drobnych zmian. Pokład rufowy został całkowicie zrównany wysokością z pozostałą częścią okrętu, jedynie dziobnica otrzymała lekki wznios (między wręgami ramowymi nr 0 i nr 25). By uzyskać oszczędności na masie, cały kadłub skrócono do 180 m. Krótszy kadłub, ze stosunkowo szeroką sekcją rufową, wymagał tym samym nieco silniejszych urządzeń napędowych. Ostatecznie moc maszyn dla nowych krążowników zwiększono z 91 000 SHP do 100 000 SHP.
Bazując bezpośrednio na rozwiązaniach przyjętych na okrętach typu Brooklyn, w US Navy zaprojektowano „eksperymentalny” krążownik ciężki USS Wichita (CA‑45). Zerwanie z dotychczasowymi doświadczeniami związanymi z projektowaniem i budową jednostek tej klasy związane było m.in. z chęcią zwiększenia zasięgu operacyjnego, odporności na uszkodzenia i dzielności morskiej nowych okrętów. Główną modyfikacją było zastosowanie trzech trójdziałowych wież dla armat kal. 203 mm w miejsce pięciu wież z armatami kal. 152,4 mm. Stępkę pod nowy krążownik położono 28 października 1935 roku w stoczni Philadelphia Navy Yard. Okręt zwodowano 16 listopada 1937 roku, ale prace wyposażeniowe wlekły się niemiłosiernie długo z uwagi m.in. na problemy statecznościowe – konieczne okazało się dobalastowanie okrętu dodatkowymi 200 tonami żeliwnych bloków, co w konsekwencji oznaczało utratę 200 ton jego użytecznej wyporności. Przeciągały się również prace nad nowym typem wież dla armat kal. 203 mm. Ostatecznie krążownik wszedł do linii dopiero 16 lutego 1939 roku.
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 7-8/2017