Kriegsmarine jako mobilna artyleria. Kampfgruppe 2 w Zatoce Ryskiej w sierpniu 1944 roku
Marcin Bryja
Artyleria okrętowa używana była w historii wojen XX wieku do wsparcia wojsk walczących na lądzie dość często i nieraz miała decydujący wpływ na przebieg wydarzeń. Wsparcie takie dotyczyło jednak z reguły operacji desantowych, czy to w sytuacji, kiedy oddziały desantowane próbowały uchwycić przyczółek, czy wtedy, kiedy broniły go przed atakami przeciwnika. Działania takie miały na ogół znaczenie operacyjne, strategiczne. Tymczasem operacja, którą przeprowadziła w sierpniu 1944 roku Kampfgruppe 2, a której trzonem w tym czasie był krążownik Prinz Eugen, polegała na udzieleniu wsparcia artyleryjskiego niewielkiemu szybkiemu zgrupowaniu pancernemu, które niosło na swoich barkach niezwykle ważne zadanie odtworzenia połączenia lądowego pomiędzy dwoma grupami armii „Środek” i „Północ”.
Sytuacja na lądzie
Latem 1944 roku wojska niemieckie poniosły na froncie wschodnim ciężką klęskę, kiedy w ciągu dwóch tygodni w wyniku sowieckiej operacji „Bagration” została niemal całkowicie zniszczona Grupa Armii „Środek”. Co więcej, dalsze ataki sowieckie doprowadziły w ciągu następnych tygodni do trwałego rozerwania frontu pomiędzy grupami armii „Środek” i „Północ”. Już 30 lipca wojska sowieckiego 1. Frontu Bałtyckiego dotarły przez Tuckum do wybrzeży Bałtyku. Na szczęście dla Niemców nadal w ich rękach znajdowała się Ryga, która stała się teraz jedynym portem, przez który można było utrzymywać połączenie GA „Północ” z Rzeszą. Istotny był też fakt, że wojska sowieckie były już zbyt rozciągnięte, żeby móc z marszu uchwycić praktycznie niebronioną wtedy Kurlandię. Dowództwo niemieckie nie zamierzało też biernie czekać na dalszy rozwój wypadków i postanowiło przeprowadzić kontratak, który w swoim założeniu miał doprowadzić do przywrócenia połączenia lądowego pomiędzy tymi dwiema grupami armii. Zaplanowano operację znaną najpierw jako „Brückenschlag”, a potem jako „Doppelkopf” (zmiana nazwy wynikała z aż nadto oczywistego kryptonimu). Plan jej przeprowadzenia zaczął się krystalizować od 8 sierpnia 1944 roku i już od samego początku zakładano użycie w niej ciężkich okrętów Kriegsmarine. Planowano, że działania rozpoczną się w 3. dekadzie sierpnia, a do kontrataku użyte zostaną dodatkowe 4 dywizje pancerne, które miano dopiero przerzucić na Litwę z innych odcinków frontu, a łącznie w ataku miało brać udział 6 dywizji pancernych, przy czym dwie z nich (Groβdeutschland i 14. DPanc) miały wykonać uderzenie pomocnicze i nacierać z rejonu Taurogów na Szawle, Jełgawę (Mitau) i dalej w kierunku Rygi. Wybiegając naprzód, można dodać, że potem w trakcie bitwy dołączyła do nich jeszcze 7. DPanc. Siłami tymi dowodził XXXX KPanc. Główne uderzenie wykonać miał za to wykonać znajdujący się nieco dalej na północ XXXIX KPanc z 4., 5. i 12. DPanc. Wojska te miały atakować z rejonu Możejek na Jełgawę. Z kolei z punktu widzenia tego artykułu najważniejszy był najmniejszy z ataków, prowadzony znacznie bliżej wybrzeża Zatoki Ryskiej z Kurlandii. Miały wziąć w nim udział improwizowana SS-Panzer-Brigade „Groβ” (zorganizowana na bazie oddziałów policyjnych SS), elementy 52. Dywizji Ochrony oraz najważniejsza, świeżo zorganizowana i wzmocniona 101. Brygada Pancerna, która występowała potem w dokumentach jako Panzerverband Strachwitz. To właśnie ta ostatnia miała poprowadzić główne uderzenie z Frauenburga (Saldus) na Tuckum i dalej do Rygi. Akcja ta prowadzona miała być właściwie jako szarża wojsk zmechanizowanych na tyłach wroga i nieprzypadkowo dowództwo nad tym zgrupowaniem objął sławny „Panzergraf”, czyli generał hrabia Strachwitz. Największym problemem dla tego typu akcji było to, że chociaż przeciwnik nie okrzepł w tym rejonie zbyt mocno, to jednak po drodze spodziewano się napotkać silne zgrupowania obsadzającego już większe miejscowości, w tym oczywiście najbardziej kluczową Tuckum (Tukums). Bez wsparcia artylerii nie było szans na sukces, a z drugiej strony artyleria, nawet zmotoryzowana, nie mogła dać należytego wsparcia, nie tyle nawet ze względu na tempo marszu samych dział, ale przede wszystkim na kłopot z bieżącym dowozem amunicji. Luftwaffe także była zbyt słaba i co więcej zaangażowana już w 100% w ciężkie walki obronne. Jedynym więc wsparciem, na jakie jeszcze można było liczyć, była artyleria ciężkich okrętów Kriegsmarine. Tak się składało, że cały pas natarcia Grupy Strachwitza znajdował się w zasięgu dział okrętowych kalibrów 203 mm (i więcej), o ile te strzelałyby z wód Zatoki Ryskiej. To jednak wymagało przeprowadzenia dobrze zaplanowanej operacji.
Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia 6/2016