Krążowniki lekkie typu TROMP


Grzegorz Nowak


 

 

 

 

Krążowniki lekkie typu TROMP

 

 

 

Te dwa niepozorne okręty, choć w istocie cechowały się rozmiarami właściwymi bardziej dużym niszczycielom, klasyfikowane jako krążowniki lekkie, znakomicie spisały się w działaniach wojennych, zasługując w pełni na miano bardzo udanych jednostek. Nie tylko przetrwały II wojnę światową, czynnie w niej uczestnicząc od pierwszych do ostatnich dni, dając dowody na trafność wielu rozwiązań technicznych i słuszność dość osobliwych koncepcji, to jeszcze znakomicie wypełniały zadania wiele lat po jej zakończeniu.

 

 

Tradycje morskie Holandii oraz dzieje Koninklijke Marine (Królewska Marynarka Wojenna, dalej – KM) na przestrzeni wieków są ściśle związane z polityką kolonialną tego państwa. Wielokrotnie jego flota zmuszona była do walki o panowanie na morzach z innymi potęgami, w celu zapewnienia sprawnego funkcjonowania imperium kolonialnego i handlowego, które należało do największych na świecie. Aby strzec interesów w dalekich włościach, podobnie jak w przypadku Wielkiej Brytanii, Holandia potrzebowała silnej marynarki wojennej. Tak się jednak złożyło na początku XX w., że choć pozostawała ona wciąż trzecim mocarstwem kolonialnym świata, dysponowała wówczas niewielką flotą jednostek przybrzeżnych, zdolnych – przynajmniej teoretycznie – zapewnić bezpieczeństwo jedynie metropolii.

Mimo że już w drugiej połowie XIX w. podejmowano próby jej rozbudowy i unowocześnienia, coraz częściej wykorzystując napęd parowy zamiast żaglowego, to większość fregat czy korwet projektowano i zamawiano głównie z myślą o służbie w dalekich koloniach. W celach ochrony metropolii budowano silnie uzbrojone pancerniki obrony wybrzeża. Pod koniec tego stulecia KM zasiliło 8 krążowników przeznaczonych, podobnie jak starsze fregaty czy korwety, do służby w koloniach. Dwa z nich – Sumatra i Koningin Wilhelmina der Nederlanden, zaliczano do krążowników artyleryjskich z racji silnego, porównywalnego z pancernikami obrony wybrzeża uzbrojenia. Były to jednak okręty zbyt powolne jak na wymogi stawiane krążownikom kolonialnym. Kolejne 6 jednostek typu Holland, sklasyfikowanych jako krążowniki pancernopokładowe, rozwijało już prędkość rzędu 20 w. i choć lżej uzbrojone, świetnie nadawały się do ochrony wybrzeży Holenderskich Indii Wschodnich czy Zachodnich. Część zachowano w rezerwie aż do II wojny światowej, a jeden, przejęty i przebudowany przez Niemców, zatopiony został dopiero w 1944 r. w fińskim porcie Kotka jako pływająca bateria przeciwlotnicza Niobe.

Nowe krążowniki lekkie Po wejściu do służby krążowników typu Holland, sytuacja ekonomiczna holenderskiego imperium kolonialnego zaczęła się pogarszać. Plany rozbudowy floty musiały zostać siłą rzeczy odłożone „na lepsze czasy”. Duży wpływ na tę sytuację miały wojny kolonialne w Indonezji, co zaowocowało brakiem środków na wiele inwestycji holenderskich, w tym także na budowę nowych jednostek do służby w koloniach. Priorytetem były nowe okręty liniowe, które miały zapewnić obronę metropolii, natomiast budowę nowych krążowników zaplanowano dopiero na 1915 r. Plany te w dużej mierze pokrzyżował wybuch wojny światowej w 1914. Choć Holandia zachowała neutralność, poniosła dotkliwe straty z powodu zatopienia przez niemieckie okręty podwodne wielu statków handlowych i pasażerskich. Utrzymanie neutralności wymagało także wyasygnowania sporych środków na utrzymanie armii i dostatecznie silnej floty jednostek obrony wybrzeża.

Mimo tych trudności KM potrzebne były nowe okręty. Rząd Holandii w ustawie dotyczącej rozbudowy sił morskich z 15 lipca 1915 r. zawarł m.in. klauzulę dotycząca budowy 2 krążowników lekkich. Oba miały powstać w krajowych stoczniach, jednak aby nie tracić cennego czasu zdecydowano, że ich plany zostaną zakupione od firmy Krupp. Ponadto niemiecka spółka miała dostarczyć materiały, zapewnić fachowców oraz sprawować nadzór nad budową. Mimo że Holandia pozostawała neutralna, to nowe okręty miały być większe i silniej uzbrojone, niż odpowiedniki państw walczących w trwającej wojnie. Dość optymistycznie zakładano, że budowa pójdzie sprawnie, a krążowniki zostaną ukończone i wprowadzone do służby w 1918 r. Niestety, z powodu toczącego się konfliktu Niemcy borykały się z poważnymi trudnościami materiałowymi. Wpłynęło to na ogromne opóźnienie w budowie holenderskich krążowników lekkich. Choć stępki pod Javę i Sumatrę położono jeszcze w 1916 r., kadłuby zwodowano w 1920 i 1921, a budowę ukończono dopiero w 1925 i 1926, czyli po 10 latach. Okazało się, że z tego powodu KM otrzymała nowe, lecz już przestarzałe technicznie okręty, aczkolwiek w chwili rozpoczęcia ich budowy były jednymi z najlepszych w swojej klasie na skalę światową. Być może szczęśliwie się stało, że z planowanej trzeciej jednostki tego typu, mającej otrzymać nazwę Celebes, zrezygnowano jeszcze przed położeniem stępki.

Budowane dekadę krążowniki pochłonęły niemałe środki finansowe, których Holandii po zakończeniu wojny rozpaczliwie brakowało. Nic dziwnego, że dalszy rozwój tej klasy jednostek utknął w martwym punkcie na wiele kolejnych lat. Na dodatek po 1918 r. żywiono powszechne i euforyczne przekonanie, że była to ostatnia wojna kładąca kres wszystkim konfliktom, w związku z czym „topienie” pieniędzy w nowe okręty uważano za nonsens. Obradujące w latach 20. komisje morskie pozostawiały po sobie raporty na temat roli floty nie tylko w obronie wybrzeża Holandii, ale przede wszystkim określające zapotrzebowanie na jednostki mające zapewnić bezpieczeństwo koloniom, szczególnie wyspom Holenderskich Indii Wschodnich. Były to jednak wyliczenia „papierowe”, bowiem nadwyrężony wojną budżet neutralnego kraju nie był w stanie sprostać choć w niewielkim stopniu ambitnym planom budowy 4 krążowników, 24 niszczycieli, czy aż 32 okrętów podwodnych.

W kolejnych latach ograniczono owe plany dochodząc pod koniec lat 20. do przekonania, że do obrony kolonii wystarczą same okręty podwodne. Nie zdawano sobie zupełnie sprawy z tego, jak szybko rozbudowuje się Cesarska Flota Japońska, będąca potencjalnie największym zagrożeniem dla holenderskich kolonii. Obrona obszaru dzisiejszej Indonezji i wód ją oblewających, znajdującego się wówczas we władaniu Holandii, porównywalnego z powierzchnią Europy przy pomocy sił morskich, jakimi dysponowało wtedy to państwo wydawało się czystą abstrakcją, bez szybkiego i zdecydowanego wzmocnienia floty nowymi okrętami. W 1930 r. kolejna komisja raportowała, że niezbędne będą co najmniej 3 krążowniki lekkie, 12 niszczycieli i 18 okrętów podwodnych. Uwzględniając przestarzałe Javę i Sumatrę, planowano budowę trzeciej jednostki tej klasy, która jednak ze względów finansowych miała być jeszcze mniejszym i słabiej uzbrojonym okrętem (6 armat kal. 150 mm wobec 10 na Javach).

Po wielu burzliwych dyskusjach w łonie floty, gdzie część wyższych oficerów domagała się o wiele silniej uzbrojonego okrętu, zatwierdzono budowę krążownika lekkiego De Ruyter, którego budowę rozpoczęto w 1933 r. Ten starannie zaprojektowany okręt, o wyporności standardowej 6500 t i uzbrojony w 7 armat kal. 150 mm, był w chwili wejścia do służby w październiku 1936 r. bez wątpienia najnowocześniejszą jednostką KM. Drastyczne ograniczenia finansowe sprawiły jednak, że projektowano go oszczędzając na wszystkim, a jednocześnie przeznaczając do pełnienia roli godnej co najmniej pancernika. W tym czasie pojawiały się kolejne krążowniki japońskie, z którymi – jak pokazała przyszłość – holenderski okręt nie miał żadnych szans w boju.

W okresie, kiedy De Ruyter wszedł do linii, zagrożenie ze strony Japonii wobec Indii Wschodnich znacznie wzrosło, a ekspansja sił tego kraju w Chinach w sposób dobitny wykazała jego imperialne zapędy. Cesarska flota nieustannie się rozbudowywała, wprowadzając do służby kolejne okręty, których liczebność oraz przede wszystkim parametry bojowe sprawiały, że po Royal Navy i US Navy stawała się de facto trzecią potęgą morską świata. Wobec takiego zagrożenia wątłe siły KM nie mogły stanowić problemu w przypadku ekspansji Japonii na południe, czyli tam, gdzie znajdowały się holenderskie kolonie.

Siły morskie Holandii ze swoimi dwoma przestarzałymi i jedynym nowoczesnym krążownikiem nie mogły zapewnić bezpieczeństwa zamorskim włościom. Z powodu trudnej sytuacji budżetowej nie można było podjąć budowy serii bliźniaczych jednostek do udanego De Ruytera. Każdy japoński krążownik ciężki poczynając od typu Furutaka górował w znaczny sposób parametrami bojowymi nad dowolnym holenderskim okrętem. Zdając sobie z tego sprawę zrodził się pomysł na budowę trzech krążowników liniowych o charakterystykach, które miały zapewnić im przewagę nad każdym japońskim krążownikiem ciężkim.

Innym zagrożeniem były japońskie niszczyciele, które pod każdym względem przewyższały konstrukcje holenderskie. Potężnie uzbrojone w 6 armat kal. 127 mm oraz 9 wyrzutni torped kal. 610 mm jednostki typu Fubuki oraz podobne okręty nowych typów Asashio i Kagero deklasowały nie tylko niszczyciele KM, ale także ówcześnie budowane jednostki brytyjskie czy amerykańskie.

 

Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 1-2/2014

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter