Krwawe preludium do D-Day
Wojciech Holicki
Krwawe preludium do D-Day
28 kwietnia 1944 r. radio berlińskie nadało komunikat o zatopieniu przez ścigacze torpedowe trzech statków i storpedowaniu kolejnego, który najprawdopodobniej także zatonął. Zaatakowany u wybrzeży południowej Anglii konwój był broniony przez niszczyciele i liczne mniejsze jednostki bojowe, w trakcie zaciętej walki z nimi został storpedowany jeden z tych pierwszych i – choć jego zatonięcie nie mogło być obserwowane z powodu trwających manewrów obronnych – to jednak należy je uznać za pewnik. Komunikat kończyło zdanie Nasze okręty powróciły do bazy bez uszkodzeń i strat w ludziach. Tylko ono było całkowicie prawdziwe, jednak – o czym Niemcy dowiedzieli się dużo później – cios zadany przeciwnikowi był bardzo dotkliwy. Na dno poszły bowiem dwa amerykańskie okręty desantowe, co sprawiło, że zginęły setki marynarzy i żołnierzy biorących udział w treningu do lądowania w Normandii.
Po południu 27 kwietnia 1944 r. samolot rozpoznawczy Luftwaffe zameldował o wykryciu konwoju siedmiu płynących wolno jednostek w rejonie na wschód od przylądka Start, będącego lewym krańcem zatoki Lyme, która wrzyna się w wybrzeże hrabstwa Devon i Dorset. Niezwłocznie w stan gotowości bojowej postawiono bazujące w Cherbourgu 5. i 9. flotylle ścigaczy torpedowych. O 22:00 w morze wyszło 9 okrętów: w tym sześć wchodzących w skład 5. flotylli (S 100, S 136, S 138, S 140, S 142 i S 143) i trzy należące do 9. flotylli (S 130, S 145 i S 150).
Po opuszczeniu bazy Schnellbooty uniknęły zauważenia przez patrolujące w jej rejonie swoje odpowiedniki z Royal Navy. W drodze do zatoki Lyme dowódca formacji, komandor ppor. Bernd Klug, odebrał o 23:17 szyfrogram, w którym był podany kurs mający pozwolić na przechwycenie celu. Okręty 5. flotylli, płynące z prędkością 36 w po niemal zupełnie gładkim morzu, podzieliły się wkrótce potem na pary. Rotte 1 utworzyły S 100 („flagowiec” Kluga) i S 143, Rotte 2 – S 140 i S 142, a Rotte 3 – S 136 kpt. mar. Hansa-Güntera Meyera i S 138 por. mar. Hansa-Jürgena Stohwassera. Trójka von Mirbacha1) popłynęła osobno.
Przeczesywanie wschodniej części zatoki Lyme przyniosło pożądany skutek około 1:30. Na idące w szyku torowym jednostki wroga natknęła się Rotte 3; zostały one początkowo wzięte za niszczyciele, ale rozwijane przez nie kilka węzłów szybko wyprowadziło Niemców z błędu. Zgodnie z dobrze przetrenowaną taktyką ścigacze wypuściły kilka serii pocisków smugowych z działek, przyciągając uwagę pozostałych i wskazując im położenie celu. Potem, około 2:00, odpaliły torpedy – S 138 salwę do „tankowca” po prawej od dziobu, w odległości ocenianej na 2000 m, a S 138 pojedynczo do innego po lewej. W obu przypadkach nastąpiło trafienie, ofiary podwodnych pocisków natychmiast zaczęły się palić.
Jako druga przystąpiła do ataku Rotte 1. S 100 i S 143 wystrzeliły po dwie torpedy z odległości niecałych 1500 m, ale – choć spudłowanie wydawało się niemożliwe – wybuchów nie było. Dopiero wówczas dowódcy ścigaczy zdali sobie sprawę z tego, że cele muszą mieć niewielkie zanurzenie. Ostatnia para, korzystająca z iluminacji dawanej przez płonący na całego „tankowiec’, zaatakowała tę samą jednostkę i rezultatem miało być jedno trafienie. Trójka z 9. flotylli uderzyła około 2:30, przy czym S 145 odłączył się by poszukać eskortowców i odciągnąć ich uwagę od pary, które wzięła na muszkę ten sam statek. Tym razem również nastąpił jeden wybuch.
Ogień z atakowanych jednostek był chaotyczny i zupełnie nieszkodliwy. Przed świtem wszystkie ścigacze bez przygód dotarły z powrotem do bazy.
Poligon
12 listopada 1943 r. mieszkańcy części hrabstwa Devon, położonej nad zatoką Lyme między miastami Dartmouth i Kingsbridge, zostali oficjalnie poinformowani o tymczasowym zarekwirowaniu ich ziemi przez rząd, na mocy specjalnych uprawnień, które otrzymał on po wybuchu wojny. Oznaczało to konieczność wyprowadzki z ośmiu wsi i 180 farm około 3000 ludzi, przenosiny zakończyły się krótko przed Bożym Narodzeniem. W tym czasie ruch na miejscowych drogach ogromnie się ożywił, bo na przejęty obszar, o powierzchni około 64 km2, zaczęły wjeżdżać ciężarówki wiozące żołnierzy amerykańskich. Wkrótce tajemnicą poliszynela było to, że będzie on, po odseparowaniu od okolicy na zwykły wojskowy sposób, poligonem US Army. Dużo pilniej strzeżono natomiast informację, że leżąca na jego wybrzeżu żwirowa plaża Slapton Sands posłuży jako „scena” próbnych lądowań poprzedzających prawdziwe po drugiej stronie kanału La Manche.
Zarekwirowana część Devonu, ustronna, słabo zaludniona i odstająca cywilizacyjnie od innych, już raz została tak wykorzystana – latem 1938 r., w trakcie ćwiczeń z udziałem lotnictwa, za zorganizowaniem których stał Bernard Montgomery, wówczas jeszcze brygadier. Bardzo udany pokaz, który m.in. wykazał konieczność posiadania jednostek desantowych z prawdziwego zdarzenia, przyniósł mu uznanie przełożonych i awans. Dwa lata później, po upadku Francji, Slapton Sands i sąsiednią Blackpool Sands potraktowano jak inne potencjalne miejsca desantu oddziałów Wehrmachtu – zostały gęsto zaminowane, pocięte zasiekami i otoczone stanowiskami ogniowymi.
W południowo-zachodniej Anglii nie było lepszego miejsca na ćwiczenie operacji amfibijnej. Z punktu widzenia Amerykanów, którzy nigdy wcześniej nie zetknęli się z takim terenem, Slapton Assault Training Area miał dodatkową zaletę – pola za nim były poszatkowane kamiennymi murkami i żywopłotami, tak jak w Normandii. Gdy w planie operacji „Neptune” znalazła się plaża „Utah”, doszedł i przypadkowy „bonus”, bo tę w Devon również, choć tylko na połowie jej długości, od zaplecza oddzielał wąski pas wody, zwany przez miejscowych Slapton Ley.
Po ćwiczeniach Force „O” (od „Omaha”), przyszła kolej na „Beaver” (27–31 marca), próbny desant wspieranych ogniem przez jednostki Force „U” żołnierzy 4. Dywizji Piechoty. Nie był udany, doszło w jego trakcie do dużego bałaganu. Ćwiczenia „Tiger”, okazję do poprawek, zaplanowano na 22–29 kwietnia. Wcześniej Slapton Sands została upodobniona do tego, co piechurzy i czołgiści zastaną po drugiej stronie. Tym razem teren miał być też „broniony”, przewidziano „branie i przesłuchiwanie jeńców”, ewakuację „rannych”, a także ewidencjonowanie i grzebanie „poległych”. Odpowiednio dostosowano zabierane zapasy amunicji, żywności i wody.
Przez pierwsze trzy dni ćwiczono ukompletowanie i zaokrętowanie oddziałów, liczących łącznie około 25 000 ludzi. Łączna liczba jednostek pływających wyznaczonych do udziału w ćwiczeniach „Tiger” wynosiła 337, przy czym zgodnie z przyjętym podziałem zadań zapewnienie konwojom osłony spoczywało wyłącznie na Royal Navy.
Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia 3/2014