„Krzyczace Orły” w Wietnamie

 


Piotr Taras


 

 

 

„Krzyczace Orły” w Wietnamie

 

– działania 101. DPD w wojnie wietnamskiej 1965-1972

 

cz. I

 


101. Dywizja Powietrzno-Desantowa jest jedną z najbardziej znanych i „rozpoznawalnych” jednostek armii USA. Dywizja walczyła w większości wojen jakie prowadziły Stany Zjednoczone Ameryki w XX i XXI wieku – II wojnie światowej, Wietnamie, Iraku i Afganistanie. Najbardziej znany jest – między innymi dzięki „Kompanii Braci” – udział 101. Dywizji w II wojnie światowej. Ale i w Wietnamie udział żołnierzy tej Dywizji był znaczący. Jej 1. Brygada była jedną z pierwszych jednostek armii USA jakie znalazły się na wietnamskim froncie. Dywizja jako ostatnia jednostka tego szczebla opuściła Wietnam Południowy na początku 1972 r. W międzyczasie jej oddziały stoczyły z wrogiem dziesiątki bitew, w tym słynną bitwę o górę Dong Ap Bia czyli Hamburger Hill.

 
 
 

Choć 101. Dywizja Powietrzno-Desantowa armii USA powstała oficjalnie 15 sierpnia 1942 roku, jej początki sięgają okresu I wojny światowej. Po raz pierwszy powołano ją do życia jako dywizję piechoty 23 lipca 1918 roku w ramach mobilizacji sił do udziału w Wielkiej Wojnie. Jednak ogromne braki w sprzęcie, uzbrojeniu i amunicji spowodowały, że do dnia zakończenia działań nie ukończono procesu jej tworzenia. Po wojnie jednostka została zdemobilizowana. W roku 1921 powstała ponownie jako 101. Dywizja Piechoty z siedzibą dowództwa w Milwaukee w stanie Wisconsin. Faktycznie istniała tylko na papierze, z minimalną obsadą kadrową. W tej postaci 101. Dywizja dotrwała do wybuchu II wojny światowej. Od jej początku Amerykanie obserwowali rozwój sił powietrznodesantowych, szczególnie niemieckich, których sukcesy w walkach 1940 roku spowodowały spore zamieszanie. Dlatego też w tym samym roku i w armii USA postanowiono rozpocząć formowanie własnych jednostek powietrznodesantowych. Pierwszy prowizoryczny Parachute Test Platoon powstał 1 lipca 1940 roku. Dwa i pół miesiąca później – 16 września 1940 roku – powołano do życia pierwszy batalion spadochronowy, 501. Parachutist Battalion, stacjonujący w Fort Benning w Georgii. W ciągu kolejnych miesięcy sformowano kolejne bataliony – 502., 550., 503., 504. Stanowiły one podstawę do sformowania na początku 1942 roku jednostek wyższego szczebla – pułków spadochronowych. Jednostki te nie mając jeszcze pełnych obsad etatowych, służyły głównie do szkolenia oraz testowania nowej, kształtującej się przecież dopiero taktyki działań wojsk spadochronowych. Równocześnie w celu koordynowania i dowodzenia tworzonymi w szybkim tempie oddziałami spadochronowymi utworzono ich wyższe dowództwo, początkowo zwane Provisional Parachute Group, a 21 marca 1942 roku zamienione na Airborne Command. Oprócz piechoty rozpoczęto także formowanie jednostek artylerii spadochronowej – Parachute Field Artillery Battalions. Pierwszą taką jednostką był 456. PFAB sformowany 24 września 1942 roku. Jego uzbrojenie stanowiły lekkie, rozkładane 75 mm haubice M1A1.

Droga do sławy
W połowie 1942 roku, bazując na doświadczeniach brytyjskich, Airborne Command przedstawiło projekt sformowania pierwszych dywizji spadochronowych. Według opracowanej struktury, jednostki te miały mieć znacznie niższe stany osobowe – 8 400 ludzi – w porównaniu do 15 000 w zwykłej dywizji piechoty. W jej skład miał wchodzić jeden pułk spadochronowy oraz dwa pułki piechoty przewożonej szybowcami – Glider Infantry Regiment (w skrócie GIR) oraz trzy bataliony (w nomenklaturze polskiej dywizjony) artylerii polowej: jeden spadochronowy oraz dwa szybowcowe. Do tego dochodziły odpowiednie służby wsparcia i zabezpieczenia – saperzy, medycy, zaopatrzenie itp. Po licznych debatach na najwyższych szczeblach, w połowie 1942 roku zapadła ostatecznie decyzja o sformowaniu dwóch pierwszych dywizji spadochronowych. Nowe dywizje miały nosić numery 82. i 101. Formalnie obie powstały tego samego dnia – 15 sierpnia 1942 roku. Sto pierwsza stacjonowała początkowo w Camp Claiborne w Luoisianie. W pierwszym rozkazie dowódca nowosformowanej dywizji, generał William C. Lee, napisał między innymi: „101. Dywizja Powietrznodesantowa aktywowana w Camp Claiborne, Lousiana, nie ma historii, ale ma spotkanie z przeznaczeniem. Jak wcześni pionierzy Ameryki, których niezwykła odwaga stała się kamieniem węgielnym naszego narodu, nie oglądamy się wstecz, ale patrzymy naprzód, aby stworzyć własny wizerunek w przyszłości”. I właśnie fragment tego rozkazu – „spotkanie z przeznaczeniem” – „Rendezvous with Destiny” – stał się dywizyjnym mottem. W październiku 1942 roku 101. Dywizja została przeniesiona do Fort Benning, gdzie rozpoczęło się intensywne szkolenie, zarówno w zakresie walki piechoty, jak i spadochronowe. Trwała też stała selekcja ludzi. Początkowo oddziały spadochronowe i szybowcowe trenowały odrębnie, ale od połowy 1943 roku rozpoczęto szkolenie wspólne.

Po odbyciu podstawowego procesu szkoleniowego, w październiku 1943 roku dywizję przetransportowano do Wielkiej Brytanii, gdzie nadal trwał intensywny trening m.in. w walkach nocnych czy walkach w mieście. Na początku 1944 roku nastąpiła zmiana w organizacji. Ze składu wyeliminowano jeden pułk szybowcowy – 401. GIR, zamiast którego włączono drugi pułk spadochronowy – 502. PIR oraz przydzielono czwarty pułk – 506. PIR. Zmiany nastąpiły także w uzbrojeniu. Na stan przyjęto doskonałe brytyjskie 6-funtowe armaty przeciwpancerne. Dokonano też zmiany dowódcy Dywizji. Generała Lee, który w lutym 1944 roku przeszedł poważny zawał serca, zastąpił generał Maxwell Taylor – ówczesny dowódca artylerii w „siostrzanej” 82. Dywizji Powietrzno- Desantowej. W tej postaci, po serii ćwiczeń, 101. Dywizja była gotowa do walki. Pierwszym zadaniem był udział w lądowaniu w Normandii. Zgodnie z planem przygotowanym przez generała Bradleya, obie amerykańskie dywizje powietrznodesantowe miały wylądować w noc poprzedzającą inwazję na półwyspie Cotentin w rejonie rzeki Merderet koło Ste. Mére-Eglise i miały zabezpieczyć lądowanie amerykańskiego VII Korpusu na plaży „Utah”. Zadaniem 101. Dywizji, która lądowała w południowym sektorze, pomiędzy Ste. Mére-Eglise a Carentan, była osłona czterech głównych „wyjść” z plaż. Jako pierwsi do akcji nad Normandią wystartowali około godz. 22:00 5 czerwca 1944 roku Pathfinderzy, których zadaniem było oznakowanie stref zrzutu (Drop Zone – DZ) oraz umieszczenie tam pomocy radionawigacyjnych dla podążających za nimi samolotów z desantem. 101. Dywizji przypisano pięć stref oznaczonych literami A, C, D, E i W. Pierwszy rzut związku transportowały 432 samoloty, które rozpoczęły starty o godz. 22:32. W pierwszych falach samolotów znajdowali się żołnierze 502. PIR i 377. PFAB. Nad celem samoloty pojawiły się 6 czerwca 1944 roku o godz. 0:48. Wówczas rozpoczął się zrzut. Był on jednak niewłaściwy. Wielu pilotów miało problemy z odnalezieniem sygnałów, formacje zostały po drodze rozproszone przez chmury i ogień niemieckiej artylerii. Dlatego też spadochroniarze lądowali w znacznym rozproszeniu. Niektóre grupy zostały zrzucone nawet 20 kilometrów od właściwych stref. Szczególnie rozproszony był zrzut dywizjonu artylerii, który wylądował kilkanaście kilometrów na północ i zachód od właściwych stref i był w stanie złożyć tylko jedną z 12 posiadanych haubic. W tej sytuacji artylerzyści walczyli jak zwykła piechota. Nawet 2. batalion 502. PIR, który wylądował w miarę dokładnie, miał spore problemy z zebraniem sił, głównie z powodu panujących ciemności. Jedynie 3. batalion, wsparty grupą zabłąkanych żołnierzy 82. Dywizji, zdołał wykonać swoje zadanie, jakim była neutralizacja baterii nadbrzeżnych w St. Martin-de-Varreville oraz wyjścia z plaż nr 3 i nr 4, gdzie rankiem spotkano żołnierzy 1. batalionu 8. Pułku Piechoty. Druga fala samolotów, transportująca 1357 żołnierzy 501. i 506 PIR, została po drodze silnie ostrzelana, w wyniku czego dwa samoloty zestrzelono, a uszkodzono 27 kolejnych. Desant tych sił w rejonie Drop Zone „C” o godz. 01:20 był nieco dokładniejszy, jednak panujące ciemności i brak łączności znacznie utrudniły działania. Pomimo to powoli, lecz systematycznie, spadochroniarze zbierali siły i kierowali się w kierunku wyznaczonych celów. W tym rzucie wylądowała także grupa dowodzenia dywizji z generałem Taylorem. Wylądowali oni we właściwym miejscu, ale dopiero po świcie zdołano ustalić lokalizację – koło Ste. Marie-du- Mont. Rankiem grupa ta skierowała się ku Poupeville. Tam około godz. 9:00 zostali silnie zaatakowani przez oddziały z 1058. Pułku Grenadierów 91. Dywizji Wehrmachtu. Ostatni rzut dywizji, 1429 żołnierzy z 501. i 506. PIR oraz saperzy, wylądował w strefie „D” po godz. 01:30. Głównym zadaniem tej grupy było zdobycie śluzy na rzece Dove w la Barquette, zniszczenie jednych oraz zajęcie drugich mostów na tej rzece oraz ewentualne zdobycie St. Côme-du-Mont. Pomimo zebrania znacznych sił, 2. batalion 501. PIR nie zdołał zdobyć tej miejscowości i został odrzucony do les Droueries. W ciągu dnia 6 czerwca poszczególne oddziały dywizji toczyły ciągłe walki z kontratakującymi Niemcami, jednocześnie starając się skonsolidować rozproszone oddziały oraz zebrać zrzucane na spadochronach lub transportowane szybowcami zaopatrzenie. Przez kolejne dni główny wysiłek skierowano na zajęcie Carentan. Miasto to zostało zdobyte dopiero 12 czerwca po ciężkich walkach, w których bataliony 101. Dywizji były wspierane przez czołgi i artylerię. Poza oddziałami spadochronowymi, w walkach w czasie „D-Day” wzięły udział także oddziały szybowcowe. Pierwszy rzut 44 szybowców transportował medyków, saperów ze sprzętem oraz 16 dział 57 mm z jeepami do ich holowania. Wylądował w strefach „C” i „E” ok. godz. 05:30. Po drodze z Anglii utracono kilka szybowców, w tym jeden transportujący radiostację SCR-499, służącą dowództwu dywizji. Lądowanie szybowców, na pokrytych żywopłotami i „szparagami Rommla” polach, było dramatyczne i zakończyło się dużymi stratami. Zginęło pięciu żołnierzy, w tym zastępca dowódcy dywizji, generał Pratt, a 17 zostało rannych. Utracono też większość sprzętu. Na szczęście uratowano 6 dział, które okazały się nieocenione przy odpieraniu niemieckich kontrataków. Walki na przyczółku normandzkim 101. Dywizja toczyła jeszcze do połowy lipca 1944 roku, po czym została wycofana do Anglii na wypoczynek i uzupełnienie strat. A te były duże – 4670 żołnierzy zabitych,  rannych i zaginionych.

 

Pełna wersja artykułu w magazynie Poligon 3/2011

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter