Kursk w powietrzu
Robert Michulec
Chyba wszyscy jesteśmy obeznani z – jak już zwrócono na to uwagę wcześniej – powszechnie występującym określaniem bitwy kurskiej mianem największej bitwy pancernej wszechczasów. Czołgowy obraz batalii malowano notorycznie z większym czy mniejszym rozmachem, dekada po dekadzie, tak że bardzo mocno zakorzenił się w literaturze historycznej i przekazie potocznym. Pancerna wizja stała się tak atrakcyjna, że przysłoniła właściwie wszystkie inne, istotniejsze aspekty „Zitadelle”. Tylko w opracowaniach specjalistycznych zetkniemy się z szerokim opisem zagadnień sapersko-inżynieryjnych, którym w 1943 roku wojska obu stron rzeczywiście poświęciły największą uwagę.
Przyglądając się uważnie założeniom do bitwy kurskiej i samym walkom na łuku kurskim, dostrzeżemy ogromne znaczenie w niej artylerii, a także „artylerii powietrznej”, a więc lotnictwa. Można wręcz powiedzieć, że to właśnie lotnictwo obu stron rozstrzygało o sukcesach i porażkach zmagających się tam wojsk. Wszystko, co działo się na ziemi pod Kurskiem, bezpośrednio lub pośrednio zależało od lotnictwa, a konkretnie od bombowców, potrafiących przeorać ziemne systemy obronne czy zdezorganizować szyki wojsk. Nawet w starszych pracach sowieckich czy niezbyt udanych obecnych opracowaniach rosyjskich znajdziemy informacje, opisy czy uwagi, niekiedy nawet dosyć liczne, wskazujące wprost na miażdżenie obrony RKKA przez Luftwaffe z jednej strony, a z drugiej – brak wsparcia dla własnych wojsk lądowych ze strony WWS.
Wszystko to jest niejako zrozumiałe samo z siebie, ponieważ w artyleryjskiej bitwie na wyniszczenie, takiej jak właśnie pod Kurskiem, rozstrzygała siła ognia, a więc właśnie z jednej strony zwarte szyki bombowców zrzucających ogromny tonaż amunicji, a z drugiej artyleria okładająca nieprzyjaciela zmasowanym, ciągłym ostrzałem. Jednak w warunkach II wojnie światowej jeden i drugi rodzaj broni wymagał chociażby minimalnej swobody działania, którą mogło zapewnić tylko lotnictwo myśliwskie. Zwłaszcza bombowce i nurkowce były całkowicie zależne w swym dziele niszczenia od myśliwców, które musiały zapewnić im w miarę szczelną osłonę, aby samoloty uderzeniowe mogły w ogóle wykazać się swą efektywnością. W praktyce oznaczało to konieczność wywalczenia choćby regionalnego i okresowego panowania w powietrzu, co w prostej linii prowadziło do konieczności przeprowadzenia regularnej, wielkiej bitwy powietrznej, cechującej się przez pewien czas zmasowanymi walkami powietrznymi. W konsekwencji bitwa kurska stała się jedną z autentycznie największych bitew powietrznych okresu II wojny światowej. Przy niej Bitwa o Anglię wydaje się niemalże igraszką. Tylko pierwszego dnia operacji „Zitadelle” obie strony prowadziły działania z tak dużą intensywnością, że proporcjonalnie odpowiadałoby to nawet całemu jednemu tygodniowi aktywnych działań Bitwy o Anglię. 5 lipca 1943 roku, kiedy tylko Niemcy wykonali około 5000 lotów (sic!), porównywalny jest chyba jedynie do „Great Marian Turkey shot” lub „Bodenplatte”.
Pełna wersja artykułu w magazynie TWH Numer Specjalny 3/2016