Lądowania samolotów polskich i niemieckich w ZSRR przed 17 września 1939 roku
![Lądowania samolotów polskich i niemieckich w ZSRR przed 17 września 1939 roku](files/2019/Lotnictwo/6-2019/17%20wrzesnia.jpg)
Mirosław Wawrzyński
W działaniach lotniczych nad Polską podczas wojny obronnej mało są znane epizody opisujące przypadkowe lądowania w ZSRR samolotów polskich oraz niemieckiego przed 17 września 1939 r. W drugiej dekadzie września doszło do kilku omyłkowych przelotów i lądowań. Polskie załogi wlatywały nad terytorium wschodniego sąsiada zupełnie nieświadomie na skutek słabej orientacji w terenie i zwykłego zabłądzenia. Załoga niemiecka natomiast zmuszona była wylądować na terytorium ówczesnego sojusznika na skutek odniesienia poważnego uszkodzenia bojowego samolotu i zbyt długiej trasy powrotnej do bazy.
Po napaści III Rzeszy na Polskę Rosjanie pozostali państwem neutralnym w konflikcie za ich granicą zachodnią aż do 16 września. Nieoficjalnie jednak już od 1 września zaczęli skrycie wspierać działania wojsk niemieckich, na przykład załogi Luftwaffe w lotach bojowych nad Polską. Wydłużono czas pracy radiostacji w Mińsku, której sygnały radiowe ułatwiały nawigację, oraz nadawano przez radio określone hasło.
Józef Stalin zarządził mobilizację wojsk do wykonania zaskakującego ataku na Polskę nocą z 6 na 7 września 1939 roku. Los II Rzeczpospolitej został przesądzony. Polscy nie mieli szans z współpracującymi politycznie i militarnie agresorami. Rozległe granice wschodnie były praktycznie niebronione, nie licząc słabych liczebnie batalionów KOP. Wojska regularne oraz nieliczne lotnictwo toczyły walki z Niemcami. Wojsko Polskie broniło się na trzech kierunkach, stawiając opór Niemcom i Słowakom. Nie było w żadnym stopniu gotowe do boju z Rosjanami wkraczającymi od strony wschodniej.
Na Kresach brak było polskiego lotnictwa bojowego oprócz klucza trzech myśliwców PZL P.7a ze 161. Eskadry Myśliwskiej z III/6. Dywizjonu Myśliwskiego, podporządkowanego KOP, który przybył 27 sierpnia 1939 r. Klucz stacjonował na lądowisku Orłówka koło Sarn i odpowiadał za osłonę wznoszonych umocnień polowych przed „wścibskim wzrokiem” sowieckich samolotów zwiadowczych. Myśliwce klucza szybko zostały jednak uszkodzone przez prowadzące ogień przeciwlotniczy ciężkie karabiny maszynowe Wojska Polskiego, których obsługi strzelały do wszystkiego, co tylko „nawinęło się” pod lufy.
Nieco głębiej na lotniskach, m.in. w Wilnie, Grodnie, Prużanie, Baranowiczach, Łucku, Stanisławowie i Lwowie, licznie stały stare samoloty wojskowe, szkolne, treningowe i cywilne. Od drugiej dekady września zaczęły się stopniowo przemieszczać resztki polskie eskadry bojowe na lotniska w południowo-wschodniej części Polski na tzw. przedmoście rumuńskie. Załogi oraz sprzęt były mocno poturbowane w walkach z Niemcami. W tym okresie zdolność bojowa potrzaskanych eskadr była bliska zeru, brakowało im paliwa, amunicji, smarów i warsztatów naprawczych.
W tym okresie po drugiej stronie granicy skrycie koncentrowały się na pozycjach wyjściowych radzieckie armie inwazyjne. Wspierające je potężne zgrupowania lotnicze rozlokowano na lotniskach blisko zachodnich granic ZSRR, a piloci pułków myśliwskich i bombowych stali w gotowości do akcji. Ci pierwsi pełnili jeszcze dyżury bojowe, aby na rozkaz szybko wznieść się w powietrze i przechwycić samoloty, które odważyłyby się naruszyć granice ZSRR. W ten sposób chroniły tajność ześrodkowania własnych wojsk na pozycjach wyjściowych przed potencjalną możliwością ich wykrycia przez polskie samoloty rozpoznawcze. Informacje o takich naruszeniach granic raportowali żołnierze stojący na posterunkach Wojsk Pogranicza NKWD oraz służby obserwacyjno-meldunkowe. Pierwszej linii granic strzegli w pełnej gotowości bojowej żołnierze Wojsk Pogranicza NKWD (tzw. pogranicznicy), których na czas wojny czasowo podporządkowywano pod rozkazy sztabów uderzających jednostek lądowych jako przewodników. Pogranicznicy służyli pomocą w pierwszej fazie inwazji, bardzo dobrze znali bowiem rejony przygraniczne. Codziennie bacznie obserwowali, co dzieje się po stronie polskiej, na strażnicach KOP.
12 września
Posterunki pograniczników czterokrotnie zaobserwowały polskie samoloty, które wleciały nad ich obszar przed zmierzchem 12 września. Pierwszy incydent dotyczył „trzysilnikowego” samolotu w rejonie Berezdo – 33 kilometry na północ od Szepietowki (Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka, USRR). Dostrzeżono go o godz. 17.30 czasu moskiewskiego, gdy leciał na wysokości 3000 metrów. Jego załoga wtargnęła na głębokości 9 kilometrów w głąb Rosji, po czym pospiesznie zawróciła nad własny teren. Rosjanie, aby przechwycić intruza, szybko poderwali dyżurny klucz myśliwców, ale jego pilotom nie udało się nawiązać kontaktu z polską maszyną.
Niedługo potem, o godz. 18.45 czasu moskiewskiego, dostrzeżono kolejny polski „trzysilnikowy” samolot, tym razem w rejonie Annopola, około 35 kilometrów na północny zachód od Szepietowki. Leciał on także na wysokości 3000 metrów. Również i w tym wypadku poderwano dyżurny klucz myśliwców, który podobnie jak poprzedni nie dostrzegł intruza.
O tej samej godzinie (18.45) odnotowano następne wtargnięcie polskiego samolotu „rozpoznawczego” w rejonie Teofinola – około 62 kilometrów na północny zachód od Szepietowki. Tym razem jego załoga leciała niżej, na wysokości 600 metrów. Polacy szybko zorientowali się w pomyłce i błyskawicznie zawrócili na jeszcze swój teren.
Do podobnego zdarzenia, także w rejonie Teofinola, doszło już pół godziny później, o godzinie 19.05. Z ziemi dostrzeżono polski samolot lecący na wysokości 600 m, który tak jak poprzedni wtargnął na krótko nad Rosję. Polscy lotnicy swoją nieopatrznością pogwałcali mir wschodniemu sąsiadowi, ale kiedy zorientowali się w sytuacji, czym prędzej zawracali. Nie było tu miejsca na zaplanowane loty wywiadowcze, których na tym kierunku żadne polskie eskadry celowo nie prowadziły – takich jednostek po prostu nie było i nikt nie stawiał im takich zadań. Były to zwykłe sytuacje zagubienia się podczas lotu w okolicach granicy.
Pełna wersja artykułu w magazynie Lotnictwo 6/2019