Lekko nie będzie

Lekko nie będzie

Krzysztof „Kąkord” Kąkowicz i Michał „KubiX’ Kubicki


Zawody Lekka Piechota należą do tych młodszych, a mimo to już zdążyły zyskać spory rozgłos i cieszą się ogromnym zainteresowaniem. Na tyle dużym, że miejsca na tę imprezę znikają zazwyczaj w dobę, góra w dwie. Jak już uda się wykupić udział, to szczęśliwców czeka kilkanaście godzin niezłej orki...

Dlaczego my?

Jako zespół „Lubiestrzelac.pl” wygraliśmy czerwcową edycję Lżejszej Piechoty w 2020 roku, a w 2021 powtórzyliśmy sukces, gdy wystartowaliśmy w trudniejszej, 24-godzinnej kategorii Lekka Piechota. Można więc uznać, że coś tam wiemy o tych zawodach, nie tylko jako promotorzy strzelectwa taktycznego, lecz także uczestnicy opisywanych zawodów. Dlatego postanowiliśmy podzielić się swoimi doświadczeniami, obserwacjami i emocjami, abyście mogli sami stwierdzić, czy to jest zabawa dla Was. Nie będziemy przy tym ukrywali, że według nas są to najlepsze tego typu zawody w Polsce i jeden z najciekawszych spośród tych organizowanych w Europie dla strzelców cywilnych.

Dlaczego Lekka?

Od dłuższego czasu rozwijamy nasze umiejętności jako strzelcy taktyczni. Od pewnego czasu wiemy też, że do progesu potrzebne są regularne sprawdziany w postaci zawodów. Dlatego raz jeździmy na pistoletowe IPSC, a innym razem latamy nocą po halach FSO w ramach Nocnej Straży lub podglądamy strzelców 3-gun, gdy jedziemy do Gorzowa Wlkp. na zawody organizowane przez ekipę klubu Con-tra. Z czasem zapragnęliśmy sprawdzić się jako buddie team i wtedy odkryliśmy Lekką Piechotę organizowaną przez Borysa w ramach Pomorskiej ON. Relacja wideo z tych zawodów spowodowała u nas przysłowiowy opad szczęki. Zapisaliśmy się na kolejną edycję, aby dowiedzieć się, że jej nie będzie, ze względu na problemy z poligonem. Byliśmy cierpliwi i czekaliśmy. Pod koniec 2019 Borys, tym razem z ekipą Klubu Strzelających Inaczej, ogłosił reanimację zawodów. Bez wahania zapisaliśmy się na pierwszą edycję w marcu. Co nas ciągnęło? Odpowiedź jest dość prosta: wyjątkowa formuła, choć z drugiej strony pamiętaliśmy o tym, że to jednak 36 godzin zasuwania po polu. Wreszcie można było sprawdzić się jako zespół, działając przez kilkanaście godzin non-stop, nosząc niemal cały sprzęt ze sobą, sprawdzając nie tylko umiejętności strzeleckie, lecz także kondycję oraz zdolność sprawnej nawigacji w terenie. Do tego lekki powiew fantazji, który jest nieodzownym atrybutem wszystkiego, pod czym podpisuje się ekipa KSI oraz Borys.

Lekka, czyli jaka?

Od zwodów minął już ponad miesiąc, ale nadal pamiętamy ostatni tydzień poprzedzający start. Byliśmy bardzo zmęczeni, podminowani, a jednocześnie bardzo zdeterminowani, aby dopiąć ostatnie szczegóły ponad dwumiesięcznych przygotowań. Właśnie ze względu na kompleksowość tych zawodów zebraliśmy dla Was luźny zbiór informacji, obserwacji oraz wniosków, które – mamy nadzieję – stworzą całościowy obraz imprezy, a także opiszą nasz start.

1. Lubimy wracać do pewnego zdjęcia z pierwszej edycji Lżejszej Piechoty, gdzie kilku zawodników moknie na deszczu pod kontenerem, strzelnica tonie w błocie, a Skóra płucze garnek w wielkiej kałuży pośrodku placu – surowość i bieda bije po oczach. Teraz, niecałe półtora roku później, sytuacja wygląda zupełnie inaczej: trzy kontenery, a na dwóch z nich jest porządnie wykonana ścianka wspinaczkowa oraz dwa stanowiska do zjazdów po szybkiej linie. Do tego dużo więcej osi, porządny killing house, wkopany w ziemię tor z tunelami, opcja strzelania na 350 m i 250 m, trackery dla każdej drużyny, karetka z zabezpieczeniem medycznym, mnóstwo stalowych celów, sprawna komunikacja radiowa. I do tego ponad 100 zawodników! Szokujący progres.

2. Nadal nie było cateringu, ale... to dobrze. Każda ekipa musiała mieć przygotowane jedzenie dla siebie (ja dźwigałem go za dużo, bo pierwszy raz, kiedy zjadłem coś porządniejszego, czyli mały pasztet i liofilizat na ciepło, to było 15 h po starcie). Doceniliśmy zabrany palnik, bo ciepły posiłek przed nocnym zadaniem i herbata nad ranem bardzo pomogły w utrzymaniu wysokiego morale (jak to mówił Napoleon: armia maszeruje na żołądkach).

3. Finalnie było 28 torów strzeleckich podzielonych na trzy 30-minutowe okna strzeleckie w sobotę oraz jedno półgodzinne nocne. Na sam koniec czekały nas zadania poranne, ale tu już były hojniej z czasem i mieliśmy na ich zaliczenie aż dwie godziny. Tu też było widać rosnące doświadczenie organizatora, bo niemal wszystkie zadania były przemyślane, z dobrze dobranymi celami. Mało było torów, które nie miały sensu ze względu na zbyt duży koszt (czas i wysiłek) versus kara (był to tor Płotki, do którego zresztą podeszło mało drużyn) lub były mało sensownym marnowaniem amunicji (to jedynie poranne Figury). Jedyne, co trochę psuło zabawę, to masowe użycie celów stalowych, które wymuszało naprzemienne strzelanie w parze, aby sędzia był w stanie zweryfikować wynik (nie było tu mowy o błyskawicznym strzelaniu rodem z IPSC PCC).

4. Ciężko nam wymienić najciekawsze zadanie strzeleckie, ale na pewno wyróżniały się trzy:

  • ścianka, gdzie najpierw się wspinałeś na wysokość dwóch kontenerów, strzelałeś sześć razy na 110 m i potem zjeżdżałeś na szybkiej linie. Wspinaczka była dość łatwa i spokojnie można było wejść bez zabezpieczenia, ale tu organizator dmuchał na zimne (dobrze). Zjazd też niby nie był trudny, ale jednak rodził problemy (kontuzje, zaczepianie osprzętem o kontener itp.);
  • tunel, który był raczej okopem, co trochę psuło zabawę, bo światło było potrzebne tylko przy głęboko ukrytych celach, ale cokolwiek mówić, był to jeden z oryginalniejszych torów jakie strzelałem na zawodach. Coś godnego zawodów Contra-tak lub starego Call of Duty;
  • kill house rozpalił emocję po prezentacji przed zawodami na YouTube, a okazał się bezpieczny (dzięki modyfikacji zasad i innemu rozstawieniu celów), ale też sensowny. Co to znaczy? To był nasz szósty kill house na zawodach i zawsze wcześniej było co najwyżej średnio. Napaleni weekendowi komandosi się w nich skradają, choć nie ma to najmniejszego sensu. Sportowi ogarniacze zasuwają od celu do celu, co zabija klimat i podważa sens toru. Na Lekkiej robotę robiła wielkość obiektu i jego skomplikowany plan, pełen zakamarków. To wymuszało wolniejsze chodzenie, a stalowe cele, na niewielkich odległościach, skłaniały rozsądnych do krycia się za rogami. W dzień był fajny, a w nocy jeszcze lepszy. Brawo dla KSI z wysiłek włożony w jego budowę i modyfikację zasad.

5. Ponieważ przed zawodami, strzelaliśmy najwięcej na dystansach 100 – 300 m, to ostrzyliśmy sobie zęby na konkurencje na średnim dystansie. Takowych było aż 4, za co też duży plus dla organizatora, że zmusza uczestników do progresu. Niestety, moja przygoda z lunetą (zgubiona osłona bębna), a tym samym niepewne zero, nie pomogła. W dzień, na torze z celami na 170 metrach, każdy z nas trafił dwa z trzech celów (tu było bardzo ciężko zidentyfikować trafienie ze względu na źle dobrane cele). W nocy, na 100 m, obaj mieliśmy komplet trafień. Na 250 i 350 niestety nie było już tak różowo. Na dłuższym dystansie obaj trafiliśmy tylko największy cel (popiersie), ale już na 250 m KubiX strzelił komplet, a ja z niepewnym zerem, ustrzeliłem znowu tylko popiersie. Tak więc zespołowo było znośnie, ale poniżej naszych oczekiwań. Jednak nie oznacza to, że treningi nic nam nie dały. Przede wszystkim wiedzieliśmy, z czym się to je i jedynie zabrakło jeszcze trochę ostrzelania.

Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 3-4/2021

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter