Liberator – falstart nowej ery

Liberator – falstart nowej ery

Leszek Erenfeicht

II wojna światowa była w historii broni palnej świtem „epoki blachy tłoczonej” – ważną cezurą w historii rozwoju technologii bezubytkowych. O ile w produkcji peemów i karabinów maszynowych nowinka przyjęła się szybko – o tyle blaszane pistolety okazały się póki co niewypałem, choć z zupełnie innych niż techniczne powodów.

W Europie pionierami wykorzystania blachy do masowej produkcji broni palnej byli Niemcy – i to debiutując właśnie pistoletem. Już w 1914 roku Franz Jäger z Suhl uruchomił produkcję Jägerpistole – niewielkiego pistoletu samopowtarzalnego na nabój 7,65 mm x 17SR Browninga z zamkiem swobodnym. Broń miała szkielet zbudowany z dwóch tłoczonych połówek przykręconych do frezowanych elementów stanowiących przód i tył – ale zamek nadal był skrawany. Na początku II wojny światowej stan wykorzystania blachy w konstrukcji broni wciąż niewiele się posunął, choć w 1940 roku w niemieckim MP 38 zastąpiono frezowaną komorę zamkową komorą blaszaną, a odlewany aluminiowy chwyt krępowanym z blachy, tworząc MP 40. Rok później w ZSRR powstał pistolet maszynowy PPSz Szpagina z także blaszaną komorą zamkową i osłoną lufy.

Na przeszkodzie upowszechnienia nowej technologii stał przede wszystkim brak specjalnych maszyn, których jej zastosowanie wymagało: pras do głębokiego tłoczenia oraz zgrzewarek punktowych do łączenia elementów krępowanych z blachy. Zaletą była wysoka wydajność tej metody produkcji, nie do pogardzenia w warunkach wojennych, ale największy atut leżał gdzie indziej: gdy wielu wykwalifikowanych ślusarzy trafiało na front, zaczęła się liczyć prostota obsługi tych maszyn. Sztuki wkładania kawałka blachy na tłocznik i naciśnięcia guzika można było w ciągu godziny nauczyć gospodynię domową zastępującą poborowego – podczas gdy sztukę wyrzeźbienia takiej samej części przy użyciu tokarek i frezarek opanowywać trzeba by było latami. Dziś często podkreśla się także taniość blaszanej „tandety”: ale to myślenie nie z epoki, w której technologia dopiero się upowszechniała. Owszem, blacha była tańsza od bloku stali, z której powstała, a koszty osobowe produkcji, biorąc pod uwagę znikomy poziom wymaganych umiejętności też były mniejsze. Jednak per saldo wyroby z blachy okazywały się często nawet droższe niż przy zastosowaniu technologii wiórowych – a to dlatego, że cenę wyrobu windowała amortyzacja: konieczność spłacenia zakupu specjalnych pras, ale przede wszystkim używanych w nich bardzo drogich tłoczników.

Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 5/2015

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter