Lotniskowce typu INDEPENDENCE


Wojciech Holicki


 

 

 

 

Dziewiątka lekkich

 

 

– lotniskowce typu INDEPENDENCE

 

 

(część  I)

 

 

 

Gdy Stany Zjednoczone znalazły się w stanie wojny z Japonią, w stoczniach amerykańskich budowano 5 dużych lotniskowców typu Essex, a 6 kolejnych było już zamówionych. W tym czasie zakładano – co w praktyce okazało się sporą przesadą – że w przypadku okrętu tej wielkości od położenia stępki do zakończenia prac upłyną co najmniej 2 lata. Choć więc wcześniej dowództwo US Navy odrzucało taką możliwość, po Pearl Harbor zgodziło się z prezydentem Rooseveltem, który od jakiegoś czasu uważał, że drogą do szybszego wzmocnienia floty jest przebudowanie grupy krążowników lekkich typu Cleveland.

 

 

W 1934 r., po położeniu stępek pod dwie jednostki typu Yorktown, Amerykanom pozostało, zgodnie z postanowieniami Traktatu Waszyngtońskiego, jeszcze 15 ze 135 000 ts „lotniskowcowego” tonażu standardowego. Wasp (CV 7), którego budowę rozpoczęto w kwietniu 1936, miał równie liczną grupę lotniczą jak dużo więksi poprzednicy. To musiało „kosztować” – okręt był od nich wolniejszy, niemal pozbawiony opancerzenia i brakowało mu systemu ochrony przeciwtorpedowej. Stanowił więc odstraszający przykład, co jednak nie sprawiło, że zupełnie przestano myśleć o mniejszych jednostkach.

W 1938 r., 2 lata po podpisaniu drugiego traktatu londyńskiego, który ustanowił tylko limity jednostkowe (w przypadku lotniskowców było to 23 000 ts), Kongres zgodził się na sfinansowanie budowy kolejnych, o łącznym tonażu 40 000 ts. W listopadzie kadm. Robert L. Ghormley z Działu Planowania Wojennego (War Plans Division) napisał memorandum z tezą o przydatności jednostek przeznaczonych do „kontrolowania mórz”, tj. zwalczania żeglugi przeciwnika oraz ochrony własnej przed rajderami i okrętami podwodnymi. Ponieważ w przypadku przeczesywania rozległych akwenów liczyła się bardziej szerokość „tyraliery”, chodziło mu o okręty o wyporności 10 000 ts (oznaczało to – jego zdaniem – wystarczającą stabilność pokładu lotniczego przy stosunkowo sporej fali), zdolne do samodzielnych działań (wysoka odporność na uszkodzenia, zwłaszcza zanurzonej części kadłuba, i silne uzbrojenie artyleryjskie), z grupą 18-24 maszyn rozpoznawczo-bombowych. Taki „lotniskowiec zwiadowczy” (scouting carrier), uzbrojony w 8 armat uniwersalnych (!) kal. 152 mm L/47 (para okrętów przewyższałaby więc siłą ognia krążownik lekki o identycznej wyporności), w razie operowania z siłami głównymi floty wchodziłby w skład wysuniętych grup prowadzących rozpoznanie. Tu liczyłyby się takie czynniki jak mniejsze znaczenie strat w samolotach, dużo krótszy czas wysyłania ich w powietrze (m.in. dzięki dwóm katapultom) i przyjmowania na pokład oraz siła uzbrojenia lufowego.

W grudniu, na ustne żądanie jednego z członków Rady Głównej US Navy, w Biurze Konstrukcyjnym, a ściślej w jego dziale projektowania wstępnego, sporządzono szkic takiej jednostki. Miała ona pokład lotniczy długości 197,4 i szerokości 21,4 m, pracujące na 4 wały urządzenia napędowe o łącznej mocy 100 000 KM (prędkość maks. 32,5 w., zasięg 12 000 Mm przy 15 w., czyli w połowie między Rangerem i Yorktownem) oraz uzbrojenie złożone z 8 armat uniwersalnych kal. 127 mm L/38 (4×II, po obu końcach wysepki, z czego połowa w superpozycji); liczono, że dojdzie do tego 16 działek kal. 28 mm (4×IV) i 24 wkm-ów kal.12,7 mm. Pancerza nie przewidziano. Grupę lotniczą miały tworzyć 2 dywizjony maszyn rozpoznawczo- bombowych (nie przewidywano myśliwskich lub torpedowych), korzystających z 2 podnośników i 2 katapult.

Pokład lotniczy miał być integralną częścią kadłuba (co stanowiło odejście od dotychczasowej praktyki), a dno podwójne – jako podwójna burta – sięgałoby do poziomu pokładu trzeciego (pancernego, było to rozwiązanie „krążownikowe”). Dalej, bo aż do pokładu górnego (zw. w US Navy też głównym), sięgała wyższa połowa „bąbli”.

W marcu 1939 r. kmdr John S. McCain, ówczesny dowódca Rangera, zaproponował zbudowanie mogącego rozwinąć prędkość 34 w. okrętu z pokładem lotniczym długości 152,5-183 m, dla 24-30 samolotów, korzystających z 2 katapult na pokładzie lotniczym i 3 podnośników, co pozwalałoby na prowadzenie operacji lotniczych bez opuszczania formacji sił głównych. Zupełną nowość u McCaina stanowiło opancerzenie pokładu lotniczego, zakładanym przez niego minimum była odporność na bombę 227 kg zrzuconą z wysokości około 3000 m. I tylko ten element propozycji uznano na wyższych szczeblach za interesujący.

Zwolennicy mniejszego lotniskowca spróbowali jeszcze raz. 15 lipca 1940 r. jeden z członków Rady Głównej poprosił o sporządzenie studium projektowego jednostki o wyporności 15 000 ts i prędkości maks. 32 w., bez opancerzenia, ale z systemem ochrony podwodnej części kadłuba. Rezultatem tego zlecenia był CV-X, mający przenosić 27 myśliwców i 36 maszyn rozpoznawczo-bombowych, z uzbrojeniem w postaci 8 pojedynczych armat uniwersalnych kal. 127 mm L/38 (ulokowanych wzdłuż krawędzi pokładu lotniczego, na zamontowanych nieco niżej galeriach), 12 działek 28 mm (3xIV) i 10 wkm-ów 12,7 mm. Na pokładzie lotniczym, długości 219,3 i szerokości 25,6 m, miały znaleźć się 2 podnośniki o rozmiarach 13,4 × 14,6 m i 2 katapulty typu H2. Te ostatnie nie były już zdolne do wyrzucania w powietrze najnowszych samolotów z pełnym zapasem paliwa i ładunkiem bojowym, a projektowana silniejsza i sporo większa H4 mogłaby być tylko jedna, co wraz z ograniczeniami powierzchniowymi stawiało pod znakiem zapytania możliwość efektywnego „żonglowania” grupą lotniczą. Tym jednak co najskuteczniej „uśmiercało” mniejszy lotniskowiec, była konstatacja, że potencjał bojowy każdego okrętu tej kategorii zależy od cech przenoszonych maszyn. Te zaś stają się coraz większe i cięższe, co oznacza wyższą prędkość lądowania i dłuższy rozbieg, a więc konieczność wydłużania pokładu lotniczego. Tym samym ewolucja musi zmierzać w dokładnie przeciwnym kierunku.

 

Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 7-8/2014

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter