LUCID HD7
Leszek Erenfeicht
Celownik kolimatorowy
LUCID HD7
Przez ostatnie lata użytkownicy samopowtarzalnych karabinów sportowych, chcąc swą broń wyposażyć w zamknięty kolimator sensownej jakości za w miarę sensowne pieniądze, stawali przed alternatywą: EOTech/Bushnell czy Aimpoint? Od stycznia tego roku wybór poszerzył się o kolejną możliwość: Lucid.

Nie słyszeliście takiej nazwy? Nic dziwnego – firma powstała zaledwie w październiku zeszłego roku w Riverton, Wyoming. Jej założycielem, prezesem i konstruktorem celownika HD7 jest Jason Wilson, były kierownik działu produktów optycznych firmy Brunton – znanego na rynku amerykańskim producenta wyrobów turystycznych. U Bruntona zajmował się konstruowaniem, organizacją produkcji i marketingiem optyki, odnosząc spore sukcesy. Jego projekty zdobywały laury dla firmy: lornetka Epoch 7,5x43 doczekała się nagrody „Best of Best” magazynu „Field And Stream”, lunetę obserwacyjną Eterna 20-60x65 uhonorowano nagrodą redaktora naczelnego „Outdoor Life”, a pierwszy w świecie monokular obserwacyjny ze zmienną ogniskową – Echo – wygrał testy porównawcze „National Geographic”.
Na swoim
Wilson zainteresował się celownikami kolimatorowymi i analizując dostępne modele zaczął wymyślać swój własny. Kiedy projekt nabrał konkretnych kształtów, a Brunton nie wyraził zainteresowania wprowadzeniem go do swej skromnej oferty optyki celowniczej, Wilson doszedł do wniosku, że jedynym wyjściem pozostaje pójść na swoje. W październiku założył własną firmę, Lucid LLC i skorzystał z metod wdrażania produktów, których nauczył się u Bruntona: stworzony w Ameryce prototyp celownika i jego dokumentację zawiózł do fabryki w Chinach produkującej optykę dla dawnego pryncypała, i na miejscu, w czasie trwającego sześć tygodni pobytu, dopilnował by ostateczny wyrób był wykonany ściśle według dokumentacji i w najwyższej jakości.
Chińska optyka
Chiny to olbrzymi kraj, a chiński przemysł jest równie wielki i różnorodny. Jego gałąź optyczna liczy setki firm i firemek, większych i mniejszych, lepszych i gorszych, jak wszędzie. Zdarzają się wśród nich zakłady zdolne produkować jedynie najprostsze odpustowe barachło udające celowniki – za to po 15 PLN od sztuki – i to one ugruntowały na lata europejskie i amerykańskie postrzeganie chińskiej optyki. Tym, którzy wierzą, że cała chińska branża optyczna jest taka, polecam wycieczkę w nieodległą przeszłość: japońską optykę i elektronikę także witano kiedyś z lekceważeniem, a moja świętej pamięci babcia na wzmiankę o japońskich produktach wspominała, jak to przed wojną w porcie w Gdyni Japończycy sprzedawali zegarki na wagę. Dziś chiński przemysł idzie drogą japońską, pieniądze zarobione na prostych wyrobach inwestując w rozwój i wdrażając coraz to nowsze i lepsze technologie. Na razie jeszcze nie dorobili się odpowiedniego zaplecza naukowotechnicznego, by zacząć produkcję całkowicie własnych modeli urządzeń optoelektronicznych – ale to tylko kwestia czasu, a nie chęci czy możliwości. Chwilę to jeszcze potrwa, ale kiedyś chińskie wyroby będą na poziomie japońskich, albo i lepsze: wśród ponad miliarda ludzi bez trudu można wyselekcjonować zdolną młodzież i zainwestować w jej rozwój. Bo możliwości wytwórcze już dziś umożliwiają konkurowanie (lub kooperację) z większością zachodnich średniaków – nawet jeśli Leupold, Aimpoint czy Schmidt & Bender są na razie poza ich zasięgiem. Nie wolno zapominać, że chiński przemysł dopiero od 30 lat wyzwala się z typowo komunistycznej hegemonii przemysłu ciężkiego, w której poziom industrializacji liczył się liczbą ton spuszczonej surówki i że w okresie Rewolucji Kulturalnej, który skończył się zaledwie trzy dekady temu do tej statystyki wliczano także „produkcję” przydomowych dymarek...