MAKS 2011 cz.I - samoloty
Tomasz Szulc
MAKS 2011
cz. I - samoloty
Tegoroczny, jubileuszowy, dziesiąty Moskiewski Salon Lotniczo- Kosmiczny MAKS miał wieloznaczną wymowę. Z jednej strony rosyjski przemysł demonstrował swe najnowsze osiągnięcia i produkty, ale prawdziwych nowości było stosunkowo niewiele. To ostatnie jest skutkiem postępującego procesu, zapowiadanego od dawna przez niektórych analityków. Otóż wyczerpują się „zapasy” pomysłów, a nierzadko i gotowych rozwiązań pamiętających czasy ZSRR, kiedy finansowanie prac badawczych, szczególnie w dziedzinie militarnej było niemal nieograniczone.

Nakłada się na to postępująca degradacja rosyjskich instytucji naukowo-badawczych i produkcyjnych, będąca skutkiem niemal całkowitego braku zamówień krajowych i finansowania w latach 1990–2005. Tylko firmy, które zdobyły w tym czasie znaczące zamówienia zza granicy były w stanie utrzymać zespoły pracowników, nazywane „starą szkołą” wielkiego przemysłu. Inne firmy, albo całkowicie upadły, albo są obecnie tylko fasadami, za którymi nie kryje się realna rynkowa siła. Powstają wprawdzie nowe instytucje, ale z racji braku kadry i doświadczenia oferujące głównie produkty zagraniczne, co najwyżej rozwiązania z dziedziny oprogramowania, itp. Przyjrzyjmy się jednak najpierw jasnym punktom salonu MAKS 2011.
Samoloty OKB im. Suchoja
Największą gwiazdą był bezspornie myśliwiec nowej generacji T-50, a konkretnie oba jego latające prototypy, czyli 50-1 i 50-2, z burtowymi numerami „51” i „52”. T-50 nie było oczywiście w ekspozycji statycznej, zrezygnowano nawet z wygodnego rozwiązania, jakim jest przygotowywanie maszyn do startu na terenie bazy doświadczalnej OKB Suchoja. W tym przypadku samolot musiałby przed każdym startem kołować wzdłuż ekspozycji i na niewielkim odcinku byłby „w zasięgu ręki” każdego z gości (niżej podpisany w latach minionych oglądał w ten sposób z bliska najnowsze wówczas wersje myśliwców Su, włącznie z nigdy nie pokazywanym w ekspozycji statycznej Su-47 Bierkut). Zamiast tego oba samoloty przeholowano zawczasu na odległą płytę postojową, po drugiej stronie ogromnego lotniska w Żukowskim, która jest całkowicie niewidoczna dla zwiedzających. Mimo, że samoloty holowano na kilka dni przed rozpoczęciem salonu, były niemal w całości osłonięte ciemnozielonymi pokrowcami. Dowcipni „tubylcy” przekonywali, że maszyny będą w tych pokrowcach latać podczas pokazów. Prezentacja T-50 w powietrzu była efektowna, choć nie szokująca. Jak na samolot, który odbył dotąd mniej niż 100 lotów, jego pilot Siergiej Bogdan pokazał wiele, szczególnie, jeśli porównać program lotu z – zupełnie niedawnymi – ostrożnymi przelotami przedseryjnego Eurofightera podczas ILA w Berlinie, czy nieco wcześniejszymi pokazami prototypów Rafale w Le Bourget. Uważni obserwatorzy zanotowali drobne zmiany, wprowadzone w konstrukcji T-50, np. na statecznikach poziomych pojawiły się wzmacniające nakładki – świadectwo ich nadmiernych drgań w locie. W następnych samolotach te nakładki zostaną zastąpione wewnętrznymi wzmocnieniami. Nieoczekiwaną zmianę wprowadzono w tylnej części T-50-1. Zamiast starannie ukształtowanej końcówki kadłuba, dzięki której możliwe jest np. bezpieczne lądowanie z dużymi kątami natarcia, zainstalowano wydłużoną, stożkowatą końcówkę, podobną do stosowanej w Su-27. Mogłaby to być osłona dodatkowej anteny radaru (o czym nie wspomina się w żadnych rosyjskich opracowaniach), ale obecnie stożek jest najwyraźniej metalowy.
Program PAK FA, czyli perspektywicznego kompleksu lotniczego lotnictwa frontowego (myśliwca taktycznego), którego wynikiem jest samolot T-50, uznaje się obecnie za nieco opóźniony, przede wszystkim wskutek późniejszego niż zaplanowano oblatania T-50-2 (miał wystartować najpóźniej w grudniu 2010 r., wzniósł się po raz pierwszy w powietrze 3 marca 2011 r.). Podczas salonu oficjalnie podawano, pozornie dość rozbieżne, informacje na temat najbliższej przyszłości programu. Na pewno przed końcem roku ma zostać oblatany trzeci prototyp, według innych źródeł – do końca 2011 r. będą gotowe cztery, a nawet pięć samolotów. Paradoksalnie, wszystkie te zapewnienia mogą być prawdziwe. Czwarty latający prototyp może zostać zbudowany do końca roku, ale jego oblatanie może nastąpić już w nowym roku, natomiast liczba pięciu maszyn może obejmować trzy latające i dwie przeznaczone do prób naziemnych (które zmontowano na samym początku). Trzecia maszyna ma już dysponować systemem radiolokacyjnym – jego twórca, NIIP, informuje, że wyprodukowano już trzy takie zestawy. Podano również oficjalnie, że dostawy T-50 do Indii nie rozpoczną się przed końcem 2020 r., co nie jest zapewne datą ostateczną, ale i tak musiało niemile zaskoczyć indyjskich obserwatorów, gdyż wcześniej mówiono o roku 2017. Postępy Chin we wdrażaniu nowych konstrukcji lotniczych są tymczasem coraz wyraźniejsze i nie jest wykluczone, że myśliwiec J-20 zacznie trafiać do jednostek liniowych PLAAF wcześniej niż FGFA, jak na półwyspie Dekan nazywa się T-50.
Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 10/2011