Małe, ale z wykopem!

 


GEORGE E. DVORCHAK, JR.


 

 

 

Małe, ale z wykopem!

 

 

„Karabinek” to powszechnie używany termin na określenie broni długiej z lufą krótszą niż zazwyczaj w karabinach. Broń taka staje się przez to bardziej poręczna i nieco lżejsza.

 



W dawnych czasach karabinki bywały bronią jazdy, całkiem odrębną konstrukcyjnie od karabinów, zwykle strzelały też słabszymi nabojami niż karabiny. To akurat miało sens – przy krótkiej lufie i długości linii celowania nie było potrzeby męczyć kawalerzysty potężnym odrzutem, skoro cel do którego strzelał leżał zwykle raczej niedaleko. Pojawienie się małokalibrowych nabojów z prochem bezdymnym zatarło bez śladu tę akurat różnicę między karabinem a karabinkiem: nabój był teraz mniejszy i lżejszy, miał słabszy odrzut, a pocisk nawet z krótkiej lufy leciał dalej, niż strzelec był w stanie celować. Obecnie chyba jedynym śladem tej zamierzchłej przeszłości jest zwyczajowe nazywanie karabinkami długiej broni na naboje pistoletowe i rewolwerowe – niezależnie od długości jej lufy. Dziś zajmiemy się właśnie takim „karabinkiem”, korzystającym pełnymi garściami z tego, że obecny poziom techniki pozwala zbudować niewielkich rozmiarów, lecz w pełni kontrolowalną broń na całkiem potężne naboje.

Amunicja Super-Magnum
Wraz z powrotem S&W znad granicy przepaści na początku nowego wieku, konstruktorzy firmy ze Springfield w Massachusetts postanowili dać o sobie ponownie znać wracając do trendu, który zapewnił firmie wielką sławę w latach 60. i 70. – tworzenia rewolwerów na bardzo silne naboje. W dzisiejszych czasach .357 Magnum, .41 Magnum, a nawet .44 Magnum, niegdysiejszy „najpotężniejszy nabój do broni ręcznej na świecie” to słabeusze, niegodni zainteresowania prawdziwego herosa. Miały zapewnić supremację rewolweru nad pistoletem – a teraz strzelają nimi pistolety, i to jeszcze, o zgrozo, samopowtarzalne. Smith & Wesson musiał więc odpowiedzieć na tę zniewagę skonstruowaniem jeszcze silniejszych nabojów rewolwerowych – i stąd się wzięły naboje super-magnum, .500 S&W Magnum, a potem .460 S&W Magnum. Ponieważ oba naboje powstały do użytku w rewolwerach myśliwskich, z długimi (nawet po 12 cali!) lufami, myśl o stworzeniu karabinka nimi strzelającego nasuwała się sama. Thompson/Center Arms natychmiast zareagował, wypuszczając lufy do karabinków Encore na oba naboje. Dla tych nielicznych, którzy się nimi zainteresują, możliwość uzyskania kompaktowej, składnej broni, łatwiejszej do opanowania niż jakikolwiek rewolwer na te naboje będzie na pewno dużą zaletą.

Dlaczego T/C Encore?
Paru Czytelników pytało, dlaczego do testowania nabojów używam karabinków T/C Encore, zamiast jakiejś typowej broni, w której używana jest dana amunicja. Odpowiedź na to pytanie jest prosta i krótka: wszechstronność. T/C Encore jest bronią jednostrzałową, łamaną, jak dubeltówka, którą można właśnie tak jak dubeltówkę łatwo rozłożyć, odłączając kurkową baskilę od lufy. Ta baskila jest w przypadku Encore’a tak naprawdę zasadniczą bronią – bo to ona stanowi centralny, niezmienny element, do którego można dołączyć dowolnie ukształtowaną kolbę i łoże, czyniąc z niego pistolet lub karabin, a także lufę dowolnego kalibru, systemu zapłonu (centralnego, bocznego, a mam nawet lufy odprzodowe, z zapłonem kapiszonowym!), długości, gładką lub bruzdowaną. Jest to więc doskonała broń eksperymentalna, znacznie ograniczająca koszty testowania amunicji – zamiast całego sztucera, rewolweru czy strzelby wystarczy jedynie zamówić odpowiednią lufę, założyć ją na baskilę i już można ruszać na strzelnicę. Tak skonfigurowana broń jest jednak dość lekka, co się wyraźnie czuje przy strzelaniu silnymi nabojami. Z tego powodu kolba T/C FlexTech jest więc firmowo zaopatrzona w pochłaniacz odrzutu Energy Burner oraz stopki amortyzujące Simms, co razem zapewnia obniżenie odczuwalnego odrzutu o nawet 40%. Jeśli to nie wystarcza, można jeszcze portować lufę (czyli oddać ją do przeróbki firmie Magna-Port, która wytnie u wylotu szczeliny lub wywierci otwory, stanowiące kompensator i hamulec wylotowy) osiągając dalsze wyraźne osłabienie odrzutu. Początkowo wydawało mi się, że taka przeróbka lufy bądź co bądź karabinu strzelającego rewolwerowym zaledwie nabojem to lekka przesada – ale ostatnio postrzelałem z broni kolegi, który zadał sobie ten trud i przekonałem się, że to naprawdę działa. Jeszcze jak! Moim zdaniem Encore jest właśnie tym uniwersalnym systemem na wszystkie okazje, którego konstruktorzy broni z całego świata od dawna długo i bezskutecznie poszukiwali.

Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 1-2/2012

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter