Maritime Situational Awareness
Maksymilian Dura
Maritime Situational Awareness
koniec wolności żeglugi?
Kiedy w połowie lat 90. zaczęto mówić o konieczności budowy na morzu morskiego odpowiednika cywilnego systemu kontroli ruchu lotniczego, uznano to za żart i zamach na ukształtowaną od wieków wolność żeglugi. Tymczasem już 10 lat później najnowsze inicjatywy międzynarodowe, a w tym przede wszystkim NATO-wska idea MSA (Maritime Situational Awareness) wskazują wyraźnie, że niedługo każdy obiekt pływający będzie musiał być zidentyfikowany i praktycznie bez przerwy śledzony.

Wprowadzenie permanentnej inwigilacji napotyka na bardzo duży opór, zarówno ze strony cywilnej, jak i wojskowej. Armatorzy jednostek handlowych przecież przez wieki tworzyli przepisy gwarantujące im wolność w wyborze trasy oraz prawo do ukrywania miejsca docelowego i ładunku. Wojskowi natomiast uważali za godne zainteresowania tylko te jednostki pływające, na których zamontowano uzbrojenie lekceważąc wszystko to, co im w sposób widoczny nie zagrażało. Jedni i drudzy zostali ukarani za takie postępowanie. Pierwsi odczuli to Amerykanie, gdy ich niszczyciel USS Cole w październiku 2000 roku w jemeńskim porcie Aden został ciężko uszkodzony przez zwykłą łódź wypełnioną materiałem wybuchowym. Przekonali się o tym również Francuzi, gdy przewożący 400 000 baryłek ropy zbiornikowiec Limburg został uderzony przez zaminowaną motorówkę. Po tych wydarzeniach okazało się, że zagrożeniem na morzu może być wszystko co pływa, nawet jacht. Sytuacja staje się szczególnie niebezpieczna na zatłoczonych akwenach, gdzie pływa mnóstwo małych jednostek i to bardzo blisko siebie. W tym przypadku czas reakcji na ewentualny atak jest minimalny i by go wydłużyć konieczne jest wcześniejsze ostrzeżenie o zagrożeniu. Tylko wtedy decyzja o podjęciu przeciwdziałania może zapaść w odpowiednim momencie. Wcześniejsza identyfikacja jest szczególnie ważna w przypadku ataku dużych jednostek pływających, których zatrzymanie wymaga już poważnych działań i dłuższego czasu. Niestety, być może już niedługo przekonamy się, że do uderzenia można wykorzystać nawet duży statek handlowy, a taki trudno jest zatrzymać za pomocą broni małokalibrowej, obecnie powszechnie montowanej na okrętach jako panaceum na zagrożenia asymetryczne. Co więcej, duża jednostka pływająca może do samego momentu ataku normalnie wykonywać swój, przewidziany wielotygodniowym harmonogramem rejs handlowy i trudno jest wtedy rozpoznać w tym pozornie spokojnym statku źródło zagrożenia. Niestety, terroryzm to nie wszystko. Obecnie akty piractwa, przemytu i nielegalnej imigracji stały się zagrożeniem równie ważnym dla państw NATO, jak kiedyś ataki obcych okrętów. Przemyt papierosów nie stanowi bowiem dużego zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego, ale materiałów radioaktywnych czy wybuchowych już tak. Jak jednak rozróżnić, czy podejrzany statek wiezie zwykłą kontrabandę, czy też uzbrojenie dla terrorystów? Pomóc w tym może stworzenie obrazu rzeczywistej sytuacji na morzu, uwzględniającego cywilny ruch statków.
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 12/2008