Maxim MG 11
Robert G. Segel
Jak zegarek, to tylko z kukułką:
szwajcarski Maxim MG 11
Od ostatniej ćwierci XIX wieku do wybuchu I wojny światowej sytuację w dziedzinie broni maszynowej w Europie i większości cywilizowanego świata można było ująć parafrazą słynnej parę lat później złotej myśli, rodem z bolszewickiej Rosji: „Mówimy cekaem – a w domyśle Maxim”.
![](files/artykuly/strzal/98_strzal_2011_07_08/2.jpg)
Choć na świecie istniało już wtedy kilka innych systemów tej broni – w tym radykalnie odmienne i znacznie lżejsze, uruchamiane gazami i chłodzone powietrzem Hotchkissy czy wczesne Browningi (zwane z racji wahliwego tłoka gazowego poruszającego się pod bronią „kopaczkami do kartofli”) – to działający na zasadzie krótkiego odrzutu lufy i chłodzony wodą cekaem Maxima był jedynym, zdolnym odegrać na polach bitew przyszłej I wojny światowej znaczącą rolę. Z bardzo prostej przyczyny: dzięki doskonałemu marketingowi i wczesnemu startowi bił na głowę liczebnością wszystkie inne konstrukcje. Hiram Stevens Maxim urodził się w Ameryce, w roku 1840. Choć nigdy nie odebrał formalnego wykształcenia wyższego, był geniuszem-samoukiem, który w lot chwytał skom plikowane zasady chemii, mechaniki i bardzo modnej wówczas elektrotechniki. W latach 1866-1884 uzyskał ponad 80 patentów (a więc dostawał ich średnio ponad cztery rocznie) ze wszystkich tych dziedzin równocześnie! Umysł Maxima był tak płodny – zwłaszcza w dziedzinie elektrotechniki – że największy konkurent, Thomas Alva Edison, wykupił jego firmę za niesłychaną wówczas sumę kilkudziesięciu milionów dolarów, byle tylko pozbyć się konkurenta. W umowie zastrzegł, że Maxim przeniesie się do Europy, gdzie będzie wyszukiwał i podsyłał Edisonowi nowe wynalazki z zakresu elektrotechniki, ale już nic więcej nie będzie sam w tej dziedzinie wymyślał. Maxim nie namyślał się długo, przyjął ofertę i w roku 1881 wyjechał do Londynu. Wkrótce jednak 41-letni wulkan pomysłowości zaczął się nudzić na swojej pseudoemeryturze i poszukiwać nowych pól, na których mógłby dać ujście swoim talentom. Zapytawszy raz znajomego Anglika, co też mógłby zaproponować poddanym Jej Królewskiej Mości i w ogóle Europejczykom, usłyszał odpowiedź: „Niech pan stworzy coś, żeby się mogli szybciej i mniejszym wysiłkiem wyrzynać”. Miał to być zapewne gorzki dowcip, ale Amerykanin wziął go całkiem poważnie i raźno zabrał się do dzieła – tym bardziej, że już od jakiegoś czasu pasjonowały go mechaniczne karabiny maszynowe w rodzaju kartaczownic Gatlinga, Nor denfelta i szybkostrzelnego działka Hotch kissa. Szybko dostrzegł jednak ograniczenia ręcznego napędu tej broni i postanowił zastąpić je bronią napędzaną przez procesy fizyczne towarzyszące strzałowi – a dokładniej odrzut. Po prymitywnym prototypie opartym na konstrukcji powtarzalnego karabinka Winchestera, zaopatrzonego w mechanizm wykorzystujący odrzut działający na ramię strzelca do przeładowania po strzale, w roku 1882 powstał model bardziej zaawansowany, łączący urządzenie wykorzystujące odrzut z korbowodem i kołem zamachowym rodem z silnika parowego. Owe koło i korbowód wkrótce zostały zredukowane do znanego do dziś klasycznego układu dźwigni kolankowych, podpierających zamek. Po kilku miesiącach dopracowywania powstało urządzenie zdolne dosyłać, odpalać i przeładowywać naboje bez pomocy człowieka – pierwsza na świecie z prawdziwego zdarzenia maszyna do strzelania. W roku 1883 konstrukcja tego prototypu stała się podstawą do wniosku o przyznanie brytyjskiego (a wkrótce szeregu innych) patentu, chroniącego użyte rozwiązania. Rok później powstał ulepszony prototyp z zasilaniem z taśmy nabojowej – po raz pierwszy na świecie, gdyż dotychczas w tego typu broni królowały magazynki. Pojawienie się karabinu maszynowego Maxima na zawsze zmieniło obraz pola walki, rewolucjonizując taktykę ataku i obrony – choć na razie mało kto zdawał sobie jeszcze z tego sprawę.
Ludziom nie w pełni obeznanym z historią Maxim kojarzy się głównie z dwoma państwami, które broni tego systemu używały w obu wojnach światowych. Na Zachodzie to przede wszystkim „German Maxim” czyli MG 08 na charakterystycznej czteronożnej podstawie saneczkowej, na Wschodzie zaś słowo „Maxim” wiąże się równie nieodparcie z nie mniej charakterystyczną kołową podstawą systemu Sokołowa i cekaemem Maxim wz.1910. Obie te kalki są z gruntu fałszywe. Wynalazca nie był ani Niemcem, ani Rosjaninem – tylko Amerykaninem, a krajem, który wprowadził broń Maxima na pola walki była Wielka Brytania, światowe centrum produkcji tej broni w jej pierwszym ćwierćwieczu. To Anglia właśnie podbiła Maximami Afrykę, masakrując nimi opierające się dotąd wojownicze plemiona z północy i południa kontynentu, nie wyłączając europejskich konkurentów, Burów. W podzięce za to Maxim został uszlachcony przez królową Wiktorię, a poeta Rudyard Kipling opiewał nawet jego wynalazek wierszem. Sukces Maxima doprowadził do powtórzenia się historii z Edisonem – brytyjski potentat zbrojeniowy Sir Arthur Vickers najpierw stał się wspólnikiem Maxima, by potem wykupić jego udziały w firmie „Vickers Sons & Maxim” i znów w 1906 roku posłał go na zasłużony dostatni odpoczynek pod warunkiem, że nic więcej z tej dziedziny nie wymyśli. Tym razem Maxim już nie wrócił z emerytury, lecz po śmierci w 1916 roku pod jego łóżkiem znaleziono niedokończony prototyp ostatniego dzieła – pistoletu maszynowego z zamkiem kolankowym, podobnym do Parabellum.
Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 7-8/2011