MB+T VP9:
BAS MARTENS
MB+T VP9:
Welrod dla Herriota, Jamesa Herriota
„Wytłumiony pistolet niewyrzucający łusek” to opis wyposażenia pasujący raczej do innego Jamesa – agenta 007, Jamesa Bonda. Ale czasy się zmieniają – do tego stopnia, że dziś to oferta dla kolegów po fachu autora (i bohatera) Wszystkich stworzeń dużych i małych
Oznaczenie VP w nazwie jest skrótem od słów Veterinärpistole, czyli „Pistolet weterynaryjny” – choć konstrukcją jak najbardziej nawiązuje do brytyjskiego wytłumionego Welroda z czasów II wojny światowej. To właśnie podobieństwo sprawia, że większość autorów opisujących nowy produkt B+T (dawniej Brügger & Thomet) traktuje tę nazwę z przymrużeniem oka, doszukując się w niej na siłę broni dla tajnych agentów. Skoro więc byłem w Szwajcarii, postanowiłem rzecz całą sprawdzić u źródeł. Obejrzałem pistolet, postrzelałem z niego i mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że łączenie go z Jamesem Bondem naprawdę nie ma sensu.
Premiera VP9 na targach IWA (a dokładniej na dwa dni wcześniejszych, ale dostępnych tylko dla wybranych targach EnforceTac by IWA) w marcu tego roku wywołała wielką sensację. „Renesans Welroda”, pisano, „przejrzysty kamuflaż”, „oręż dla weterynarzy – ale tych od dwunożnych bestii”. A tymczasem VP9, choć rzeczywiście jest nowoczesnym wcieleniem brytyjskiego Welroda, emblematycznej broni Special Operations Executive, naprawdę stworzono dla potrzeb weterynarzy – a konkretnie do dyskretnej i bezpiecznej eutanazji zwierząt rannych w wypadkach drogowych. Nawet w Szwajcarii, z jej ogrodzonymi autostradami, którymi Helweci jeżdżą 10 km/h poniżej ograniczenia, zdarza się ich tyle, że stanowią poważny problem. Dotychczas ranne zwierzęta trzeba było dobijać z broni myśliwskiej, której pociski miały znaczną nadwyżkę energii, co przy strzale z bliska do zwierzęcia już leżącego na asfalcie powodowało zwykle niebezpieczne rykoszety – które wywoływały niejednokrotnie szkody materialne, a nawet zdarzyło się kilka zranień zwierząt gospodarskich, choć na szczęście dotąd obyło się bez ofiar w ludziach.
Pistolet
VP9 jest bronią powtarzalną z zamkiem czterotaktowym, dostosowaną do strzelania nabojami 9 mm × 19 Parabellum, podawanymi z jednorzędowego wymiennego magazynka na 5 nabojów. Zamek jest ciekawą konstrukcją, jedyną w swoim rodzaju. Jest to bowiem na dobrą sprawę zamek nie ślizgowo-obrotowy, jak typowe czterotakty, tylko... ślizgowy. Trzon z wyciągiem w czółku nie wykonuje żadnych ruchów obrotowych – porusza się wyłącznie w przód i w tył. Rączką zamkową jest okrągła tarcza (pokrętło) z tyłu zamka. Dwa symetryczne rygle w tylnej części zamka są połączone z pokrętłem rączki zamkowej i tylko one obracają się wraz z nim. Obrót pokrętła o 90 stopni w lewo wyprowadza występy ryglowe z opór, umożliwiając otwarcie zamka. Skok zamka jest ograniczony śrubą, wkręconą w ścianę aluminiowej komory zamkowej, której koniec przesuwa się w szczelinie wyciętej w trzonie. Żeby wysunąć zamek z komory przy rozkładaniu, trzeba wykręcić śrubę.
Plastikowa rękojeść pistoletu składa się z dwóch części. Górna, stanowiąca mniej więcej 1/3 długości chwytu, jest na stałe przykręcona do broni i stanowi komorę spustową, mieszczącą mechanizm spustowy, zatrzask magazynka oraz bezpiecznik. Reszta rękojeści, jej dolne 2/3, stanowi masywne plastikowe kopytko magazynka. Samo pudełko zapożyczono z SIG Sauera P225 (P6), ale wkładka denna pozwala załadować jedynie pięć nabojów.
Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 11-12/2014