Meksykański 201. Dywizjon Myśliwski w walkach na Filipinach
Marcin Strembski
Meksykański 201. Dywizjon Myśliwski
w walkach na Filipinach latem 1945 r.
Spośród osiemnastu krajów Ameryki Łacińskiej, które stanęły po stronie Sprzymierzonych podczas drugiej wojny światowej, tylko dwa zdecydowały się na aktywny udział w walkach poprzez zorganizowanie korpusów ekspedycyjnych. Jednym z nich była Brazylia, która wysłała do Europy dość znaczne siły, obejmujące dywizję piechoty oraz grupę myśliwską, przez co jej udział w wojnie jest znacznie częściej zauważany. Drugim krajem, pozostającym zazwyczaj w cieniu tego pierwszego, dość nieoczekiwanie okazał się Meksyk, który mimo wielu trudności zdołał wystawić do boju 201. Dywizjon Myśliwski (Escuadrón Aéreo de Pelea 201). Piloci tej jednostki zdążyli wziąć udział w ostatniej fazie walk na Pacyfiku.
Przystąpienie Meksyku do wojny było sprawą dość skomplikowaną. Ogólna niechęć, jaką żywili zwykli Meksykanie w stosunku do wiodących prym na zachodniej półkuli Stanów Zjednoczonych, utrudniała międzynarodową współpracę w zakresie wspólnej polityki bezpieczeństwa. Wspomniana niechęć była datowana na kilkadziesiąt lat wstecz, kiedy to podczas toczonej w latach 1846–1848 wojny Meksykanie utracili na rzecz Stanów Zjednoczonych około połowy swojego terytorium. Przez następne lata Meksyk ogarniały na zmianę obce interwencje, krwawe dyktatury oraz wybuchające rewolucje, co czasem skłaniało Waszyngton do podejmowania działań zbrojnych u swych południowych granic. Ostatnia taka akcja, pościg za zbuntowanym meksykańskim generałem Pancho Villą, miała miejsce w 1917 r. Z drugiej strony możliwy sojusz pomiędzy Meksykiem a Cesarstwem Niemieckim, w celu odzyskania utraconych terytoriów (jak głosił słynny telegram niemieckiego ministra zagranicznych Arthura Zimmermana z 16 stycznia 1917 r. do ambasadora Cesarstwa Niemieckiego w Meksyku Heinricha von Eckhardta) skłonił Stany Zjednoczone do wzięcia udziału w pierwszej wojnie światowej po stronie Ententy. W okresie międzywojennym nierozstrzygnięta pozostawała sprawa spłaty odszkodowań za znacjonalizowany przez Meksyk majątek amerykańskich firm naftowych. Pogłębiało to wzajemne animozje między oboma rządami i narodami, które do końca lat trzydziestych postrzegały siebie jako potencjalne zagrożenie.
Sytuację zmienił dopiero wybuch wojny w Europie i rosnące niebezpieczeństwo ze strony Japonii na Dalekim Wschodzie. Niechętne stanowisko władz Meksyku wobec potężniejszego sąsiada spowodowało powstanie wyłomu w systemie bezpieczeństwa, chroniącym obie Ameryki przed potencjalnym atakiem. Luka w obronie była tym groźniejsza, że leżała bezpośrednio przy granicy Stanów Zjednoczonych. W tych okolicznościach nastąpił przełom we wzajemnych relacjach, przy czym inicjatorem otwarcia nowego rozdziału w stosunkach dyplomatycznych był oczywiście Waszyngton. Amerykańskiemu prezydentowi, któremu zależało nie tylko na uregulowaniu sprawy ochrony swej flanki, lecz także na swobodzie kontaktów z południowoamerykańskimi sojusznikami przez terytorium Meksyku. Ważnymi krokami wiodącym do tego celu było zawarte w listopadzie 1940 r. porozumienie regulujące spłatę długów oraz wydane w kwietniu 1941 r. zezwolenie na nieograniczone wykorzystywanie meksykańskich lotnisk przez amerykańskie lotnictwo. W końcu, po japońskim ataku na Pearl Harbor, zdecydowano się na utworzenie 12 stycznia 1942 r. stałej Wspólnej Amerykańsko-Meksykańskiej Komisji Obrony (Joint Mexican-United States Defense Commission), która była odpowiedzialna za koordynację działań w zakresie współpracy wojskowej.
Niestety zawarcie formalnego sojuszu uniemożliwiała skomplikowana sytuacja wewnętrzna Meksyku. Pozycja niedawno wybranego na prezydenta Manuela Ávila Camacho była bardzo niepewna. Każde zbliżenie ze Stanami Zjednoczonymi mogło zostać poczytane przez opozycję za zdradę i groziło wybuchem rewolucji. Mimo wielu pojednawczych gestów na szczytach władzy przeciętny Meksykanin był z reguły przeciwny wszystkiemu, co reprezentowały Stany Zjednoczone, bojkotował amerykańskie produkty i nie przyjmował do wiadomości możliwości opowiedzenia się po stronie „odwiecznego wroga”. Za to w zasięgu prezydenta Camacho leżało podpisanie 27 marca 1942 r. umowy o pożyczce i dzierżawie sprzętu wojskowego (Lend-Lease Act). Dopiero ataki niemieckich okrętów podwodnych na meksykańskie statki i zatopienie w krótkim czasie dwóch z nich (tankowce Potrero del Llano i Faja de Oro zatopione odpowiednio 14 i 20 maja) spowodowały zmianę poglądów części społeczeństwa i pojawienie się społecznego przyzwolenia na przystąpienie do wojny. Ostatecznie 1 czerwca 1942 r. doszło do formalnego ogłoszenia stanu wojny przeciwko Niemcom, Włochom i Japonii (ze skutkiem od 22 maja).
KORPUS EKSPEDYCYJNY
Sformowanie jednostki ekspedycyjnej nie było sprawą prostą. Od początku było wiadomo, że wystawienie wielotysięcznej, zgranej i dobrze wyekwipowanej jednostki piechoty leży poza zasięgiem biednego państwa (co wszakże nie przeszkodziło zaciągnięciu się 15 tys. obywateli meksykańskich do armii amerykańskiej). Dobrym pomysłem wydawało się utworzenie małego zespołu specjalistów, który miałby predyspozycje na wyróżnienie się w boju, a tym samym mógłby zaznaczyć meksykańską obecność wśród wielu państw koalicji. Idealnie do tego celu nadawała się jednostka lotnicza, która dzięki swej mobilności mogłaby bez przerwy uczestniczyć w najbardziej doniosłych bitwach toczącej się wojny, przez co nie groziło jej utkwienie na tyłach lub na martwym odcinku frontu. Lecz i tu natrafiono na pewne trudności. Meksykańskie lotnictwo na skutek wieloletniego niedofinansowania przedstawiało się nader mizernie. Z blisko 100 samolotów różnych typów znajdujących się w inwentarzu Sił Powietrznych Meksyku, w połowie 1942 r. do walki nadawało się około 50 przestarzałych dwupłatów bombowo-obserwacyjnych (40 Vought O2U Corsair i 10 Douglas O-2). Sytuację nieznacznie poprawiło dostarczenie na początku roku 6 znacznie nowszych Vought OS2U Kingfisher (wersja lądowa) oraz 6 szkolnych AT-6 Texan. Wobec zacofania technicznego, lotnictwo nie było w stanie wypełnić swojego podstawowego zadania, jakim była obrona własnych wód terytorialnych. Dlatego najpilniejszą sprawą stało się dostarczenie nowego sprzętu i wyszkolenie załóg. W ramach umowy Lend-Lease Act zamówiono w Stanach Zjednoczonych 120 szkolnych AT-6 (w ostateczności mogły zostać użyte jako maszyny bojowe), 30 bombowców nurkujących Douglas A-24 Banshee, a także 3 bombowce średnie B-25 Mitchell. Z braku wystarczającej liczby własnych instruktorów pilotażu (których w kraju było zaledwie osiemnastu!), część szkolenia odbywała się w Stanach Zjednoczonych.
Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia 6/2014