Śmigłowiec Mi-24D...
Miłosz Rusiecki
Śmigłowiec Mi-24D
w polskim lotnictwie wojskowym
Jest czerwiec 1979 roku. Sytuacja ekonomiczna Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej jest poważna. Z radosnego oszołomienia konsumpcyjnego epoki gierkowskiej boleśnie wyrywa Polaków rosnące zadłużenie. Już tylko rok dzieli kraj od wielkiego zrywu Solidarności. Tymczasem jednak w Dęblinie trwają obchody pierwszej rocznicy lotu polskiego kosmonauty. Minister obrony PRL, generał armii Wojciech Jaruzelski, prezentuje najwyższym przedstawicielom władz partyjno-państwowych wystawę najnowszych statków powietrznych z wyposażenia Ludowego Wojska Polskiego. Wśród samolotów i śmigłowców jest m.in. pokazany śmigłowiec szturmowy Mi-24D.
Ćwierć wieku później na poligonie w Wędrzynie trwają wspólne ćwiczenia śmigłowców wojsk lądowych Polski i Francji. Mi-24D wykonują zadania z lekkimi Gazelle. W przerwie obiadowej dowodzący jednostką francuską pułkownik dzieli się wrażeniami z polskimi kolegami. Mi-24 to nie śmigłowiec szturmowy. Z całym szacunkiem dla tych maszyn i ich załóg, to raczej samolot szturmowy pionowego startu i lądowania. Należałoby go porównywać z Harrierem, czy może czymś w rodzaju A-10 wyposażonego w wirnikowy układ nośny. Ale swoją robotę wykonuje dobrze.
Śmigłowce uzbrojone w Polsce
Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku Wojska Lotnicze prezentowały się imponująco pod względem ilościowym. Gorzej było z nowoczesnością – znaczna część samolotów i śmigłowców to konstrukcje o ponad dekadę wcześniejsze. Szczególnie te ostatnie były traktowane z pewnym dystansem – jako sprzęt do zadań pomocniczych. Owszem, da się je wykorzystać do wysadzenia desantu taktycznego, ale to już szczyt ich możliwości. Jednak pojawiały się też informacje, potwierdzające przydatność śmigłowców do zadań typowo bojowych. W wojnie w Indochinach Amerykanie od początku lat sześćdziesiątych z dużym powodzeniem stosowali działania aeromobilne, w których kluczową rolę odgrywały śmigłowce. Wykorzystywano je nie tylko do transportu żołnierzy na pole walki oraz ewakuacji rannych, lecz także do wsparcia ogniowego. Co ciekawe, „imperialiści” nie tylko nie ukrywali swoich doświadczeń z jednostkami, które dumnie nazywali Kawalerią Powietrzną, lecz wręcz chwalili się nimi. Dostępne były liczne publikacje, w telewizji nie brakowało reportaży, a dodatkowym źródłem informacji byli polscy oficerowie z Międzynarodowej Komisji Kontroli i Nadzoru w Indochinach – ICSC (International Commission for Supervision And Control Indo China). Jednocześnie w Europie Zachodniej z sukcesami uzbrajano lekkie śmigłowce w przeciwpancerne pociski kierowane. Wzorce były na wyciągnięcie ręki, wystarczyło z nich skorzystać. Do dyspozycji były wprowadzone niedawno do służby lekkie śmigłowce Mi-2 i średnie Mi-8. Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych specjaliści z OBR WSK-Świdnik i Wojskowego Instytutu Techniki i Uzbrojenia rozpoczęli prace nad uzbrojonymi wersjami Mi-2. Zaowocowały one wprowadzeniem do eksploatacji wersji uzbrojonych w działko kalibru 23 mm oraz karabiny maszynowe (Mi-2US), rakiety niekierowane (Mi-2URN) lub przeciwpancerne pociski kierowane (Mi-2URP). Rezultaty osiągane przez załogi z 49. i 56. Pułku Lotnictwa Wojsk Lądowych podczas strzelań próbnych i ćwiczebnych były obiecujące. Mimo wszystko skok jakościowy nie był aż tak duży – uzbrojone Mi-2 nie miały opancerzenia, ich systemy celownicze były bardzo proste, a osiągi obciążonych uzbrojeniem maszyn nie imponowały. A jednak podczas praktycznej części konferencji szkoleniowej pilotów śmigłowców Zjednoczonych Sił Zbrojnych Układu Warszawskiego przeprowadzonej na poligonie w Biedrusku w 1977 roku polscy piloci osiągnęli lepsze rezultaty, niż ich konkurenci z sowieckiego 172. Samodzielnego Pułku Śmigłowców Bojowych, stacjonującego w Parchim w NRD, którzy latali na najnowszych wówczas (i ściśle tajnych) Mi-24D.
Krótka historia „Dwudziestych czwartych”
Rywalami poczciwych „Czajników” (jak popularnie nazywano Mi-2) były na tych ćwiczeniach śmigłowce od początku stworzone do działań na polu walki. Ich historia sięgała drugiej połowy lat sześćdziesiątych, kiedy to pod wpływem doświadczeń z konfliktu indochińskiego, zespół konstruktorów pod kierunkiem M. L. Mila rozpoczął prace nad wyspecjalizowanym śmigłowcem szturmowym. Jego koncepcja odbiegała jednak od konstrukcji zachodnich, nie znajdując ścisłego odpowiednika po drugiej stronie „żelaznej kurtyny”. Miał to być bowiem „latający bojowy wóz piechoty” (wyraźnie nawiązujący do wprowadzonego w tym okresie do służby w wojskach lądowych BWP-1), zdolny nie tylko do wspierania ogniem własnych oddziałów, ale także do przewożenia desantu. Nowy śmigłowiec powstawał jako ewolucyjne rozwinięcie Mi-8, z wykorzystaniem komponentów Mi-14 (morskiego śmigłowca bazowania brzegowego). Załoga nadal zajmowała miejsca we wspólnej, bogato oszklonej, ale także opancerzonej kabinie. Identyczny był też zespół napędowy – dwa silniki TW2-117. Opracowano jednak nowy kadłub, z ograniczoną do minimum kabiną ładunkową, z trudem mieszczącą ośmiu żołnierzy desantu. Chowane podwozie zredukowało opór aerodynamiczny. Prototyp został oblatany we wrześniu 1969 roku. Jeszcze przed zakończeniem prób, jesienią następnego roku została uruchomiona produkcja seryjna Mi-24 (z krótkimi, prostymi skrzydłami-wysięgnikami) w Zakładzie nr 116 w Arseniewie. W 1972 roku zastąpił go śmigłowiec Mi-24A, napędzany docelowymi silnikami TW3-117 i wyposażony w stosowane do dziś skrzydła o ujemnym wzniosie. Wprowadzono też system uzbrojenia Falanga z przeciwpancernymi pociskami kierowanymi 9M-17P Skorpion, a w toku produkcji zmieniono układ śmigła ogonowego z pchającego na ciągnący, przenosząc śmigło na lewą stronę statecznika pionowego. Opracowano wersje: nieuzbrojoną szkolną Mi-24U i doświadczalną, z systemami uzbrojenia rozwijanymi dla późniejszych modeli – Mi-24B. Specjalnie przygotowany wariant A-10 z połowy lat siedemdziesiątych posłużył do pobicia wielu światowych rekordów śmigłowcowych.
W 1976 roku pojawiła się wersja Mi-24D (oznaczona na eksport Mi-25), w której stanowiska załogi umieszczono w osobnych kabinach o układzie schodkowym. Dopiero ona weszła do masowej produkcji (także w Zakładzie nr 168 w Rostowie nad Donem, głównie na eksport) i eksploatacji. W trakcie ich wytwarzania wprowadzono stosunkowo niewielkie zmiany (zastosowano przeciwpyłowe filtry na wlotach powietrza do silników, unowocześniono system celowniczy, dodano urządzenia zakłócające głowice przeciwlotniczych pocisków samonaprowadzających się na źródło ciepła). Została też opracowana wersja szkolna Mi-24DU, bez uzbrojenia strzeleckiego. Wersję docelową stanowił Mi-24W (eksportowe oznaczenie Mi-35), której produkcję rozpoczęto w 1978 roku. Otrzymała ona nowy system uzbrojenia Szturm z przeciwpancernymi pociskami kierowanymi 9M-114 Kokon. Mocniejsze silniki TW3-117W zwiększają dynamikę śmigłowca i pozwalają na utrzymanie osiągów w większym przedziale wysokości i temperatur. Wprowadzono też niewielkie zmiany w awionice. Mniej rozpowszechnione wersje to Mi-24P (na eksport Mi-35P) z działkiem GSz-2-30 kalibru 30 mm zabudowanym na prawej burcie i Mi-24WP z ruchomym działkiem GSz-23 kalibru 23 mm – w miejsce karabinu maszynowego. W niewielkiej liczbie są użytkowane specjalistyczne wersje rozpoznawcze i rozpoznania skażeń Mi-24R, RR i RCh oraz wskazywania celów Mi-24K. Istnieją też pojedyncze egzemplarze dla służb celnych i policyjnych oraz doświadczalne. Mi-24 brały (i biorą) udział w wielu konfliktach zbrojnych w Europie, Azji, Afryce i Ameryce Łacińskiej, a uzyskane tam doświadczenia są na bieżąco wykorzystywane we wprowadzanych zmianach i modyfikacjach, podnoszących ich możliwości bojowe i zwiększających przeżywalność na polu walki. Od 1994 roku w ofercie zakładów Rostwertol znajdują się zestawy modernizacyjne (znane jako Mi-35M) o różnym stopniu zaawansowania, z których najdalej idący wyróżnia się nowymi wirnikami, stałym podwoziem, istotnie zmienionym uzbrojeniem i awioniką. Ta niezwykła konstrukcja, niemająca odpowiednika wśród śmigłowców bojowych, jest do dziś otoczona legendą, która swymi korzeniami sięga czasów sowieckiej interwencji w Afganistanie.
Pod biało-czerwoną szachownicą
W połowie lat siedemdziesiątych władze PRL podjęły decyzję o rozpoczęciu modernizacji sił zbrojnych. Obok odrzutowych samolotów myśliwskich MiG-21bis i MiG-23MF (przeznaczonych dla systemu obrony powietrznej kraju), zakupiono też pierwsze w historii polskiego lotnictwa śmigłowce szturmowe Mi-24D. Wiosną 1978 roku ze składu 37. Pułku Śmigłowców Transportowych wytypowano 10 pilotów i 24 techników do przeszkolenia na Mi-24D. W skład grupy pilotów weszli mjr Stanisław Mazurczak, mjr Stefan Stranc, ppor. Andrzej Fryc, st. chor. Stanisław Florczak, st. chor. Zbigniew Stankiewicz, st. chor. Józef Pionka, st. chor. Bogusław Zagierski, chor. Jerzy Hanczewski, chor. Jerzy Kopczyński i chor. Czesław Klecha. Szkolenie teoretyczne i praktyczne odbyło się od 28 kwietnia do 3 lipca 1978 roku na terenie ZSRR, w Centrum Doskonalenia Kadr Lotniczych w pobliżu stolicy Kirgiskiej SRR, Frunze (obecnie Biszkek w Kirgistanie). Pierwsze cztery Mi-24D przyleciały na lotnisko w Leźnicy Wielkiej, gdzie była baza 37. PŚT – 20 września 1978 roku. Przyprowadzili je Sowieci. Były to fabrycznie nowe egzemplarze o numerach od A1013 do A1016, którym nadano dwucyfrowe numery taktyczne będące końcówkami numerów fabrycznych. Niestety, brak wyszkolonego instruktora spowodował, że śmigłowce pozostały na ziemi do końca roku. Kontynuowano jedynie szkolenie teoretyczne. Nowy sprzęt wymusił zmiany organizacyjne. Na mocy zarządzenia Dowództwa Wojsk Lotniczych Nr 018/Org. z 28 listopada 1978 roku w strukturze 37. PŚT sformowano klucz śmigłowców szturmowych. Został on formalnie utworzony 1 stycznia 1979 roku, a jego dowódcą został ppor. pil. Andrzej Fryc. Przybycie sowieckiego pilota – instruktora kpt. Jewgienija Goriunowa, pozwoliło na rozpoczęcie szkolenia metodycznego. Zaszczyt wykonania pierwszych lotów na polskich Mi-24D, 11 stycznia 1979 roku, przypadł mjr. Stefanowi Strancowi, st. chor. Józefowi Pionce oraz chor. Marianowi Trześniakowi. Każdy tydzień zwiększał umiejętności załóg. Wreszcie 22 kwietnia klucz przebazował się na lotnisko w Świdwinie, skąd wykonywał pierwsze loty szkolne na zastosowanie bojowe. Nowe śmigłowce były utajnione do tego stopnia, że nie posługiwano się nawet ich nazwą. Na lotnisku miały one do dyspozycji osobną wydzieloną płaszczyznę postojową, strzeżoną przez uzbrojonego wartownika. Wstęp do tej strefy mieli tylko upoważnieni piloci i technicy. Ci ostatni pracowali w asyście swoich sowieckich kolegów. Oczywiście latających maszyn nie dało się ukryć i wkrótce stały się one ulubionym tematem rozmów wśród okolicznych mieszkańców. W połowie roku osiągnięto gotowość bojową, co potwierdził udział klucza w jesiennych ćwiczeniach „Jubileusz 79”. Nakręcony wówczas reportaż telewizyjny po raz pierwszy przedstawił szerokiej widowni polskie „Dwudzieste czwarte”. Na zdjęcia było trzeba poczekać do wiosny 1981 roku. Wtedy to odwiedził łęczycką bazę znany fotoreporter Wojskowej Agencji Fotograficznej, Leszek Wróblewski. Jego zdjęcia trafiły na łamy fachowej prasy wojskowej i lotniczej, a nieco później ich reprodukcje znalazły się w prasie zachodniej. Groźnie wyglądające Mi-24D bardzo szybko otrzymały swoje przezwiska. Pierwsze dwa – „Garbusy” lub „Krokodyle” (ros. „Gorbacz”, „Krokodił”) przyszły za nimi z kraju ich pochodzenia, a nawiązywały do ich charakterystycznej sylwetki. Nieco później pojawiło się określenie „Hokej”, także pochodzące od skojarzenia wzrokowego. W popularnych publikacjach często jest wspominane pełne respektu określenie nadane im przez afgańskich bojowników – „Diabelski rydwan”/„Diabelski wóz” (afg. „Szejtan arba”) lub kodowe określenie tego typu w państwach NATO – „Hind” (Łania). Popularność do pewnego stopnia zdobyło też określenie „latający czołg”.
Pełna wersja artykułu w magazynie Lotnictwo 4/2012