Morskie metody zwalczania U-bootów w drugiej wojnie światowej

Maciej Szopa
Oceny możliwości okrętu podwodnego jako broni były w drugiej wojnie światowej różne, począwszy od ich kompletnego niedoceniania, po histerię. Jak udowodnili to Amerykanie i Niemcy jednostki tego typu były w stanie sparaliżować żeglugę przeciwnika i doprowadzić do wielkich strat we flocie wojennej, a w przypadku działań przeciw znacznie silniejszemu gospodarczo przeciwnikowi – zaangażować do walki ze sobą nieproporcjonalnie duże siły i środki. Nic więc dziwnego, że po latach międzywojennego zastoju od końca lat trzydziestych ubiegłego wieku zaczęły pojawiać się coraz to wymyślniejsze środki zwalczania podwodnego zagrożenia.
Pierwsza wojna światowa nie zakończyła się po uzyskaniu przez aliantów zwycięstwa morskiego. Wprawdzie niemiecka flota nawodna – Hochseeflotte – pomimo swojej potęgi musiała ukrywać się we własnych bazach, za zasłoną pól minowych, aby uniknąć zniszczenia przez wspartą przez Amerykanów Royal Navy, ale U-booty poczynały sobie dobrze do końca konfliktu, a morale ich załóg było – pomimo strat – wysokie. Dobra kondycja niemieckiej floty podwodnej i wysokie straty zadawane przez nią żegludze alianckiej były możliwe przede wszystkim z powodu niewystarczająco rozwiniętych jeszcze środków ich zwalczania. Największe ograniczenie zatopień statków udało się uzyskać poprzez zastosowanie taktyki konwojowej w 1917 r. Jednak, jak oceniano później, nie tyle umożliwiła ona zwycięstwo, co uchroniła Wielką Brytanię przed absolutną klęską, czyli całkowitym odcięciem dostaw z kolonii do metropolii.
Nie oznacza to, że w metodach zwalczaniu okrętów podwodnych nie dokonał się duży postęp. Przeciwnie, w czasie pierwszej wojny światowej ewoluowały one od pomysłów wysyłania przeciwko U-bootom pływaków z młotkami, do prowadzenia rozpoznania radiowego, stosowania różnego typu trałów, pól minowych, hydrolokatorów aktywnych i pasywnych, okrętów podwodnych będących „łowcami” U-bootów, rozwoju wyspecjalizowanych klas okrętów eskorty, czy wykorzystywania sterowców i, dość prymitywnego jeszcze, lotnictwa. To ostatnie nie odnosiło w tym czasie praktycznie żadnych sukcesów w walce z podwodnym zagrożeniem (jego ofiarą padł przez całą wojnę jeden U-boot), co najwyżej powodując ukrycie się przeciwnika pod powierzchnią morza.
Liczba okrętów podwodnych rosła przez wszystkie lata pierwszej wojny światowej i pod jej koniec w służbie kajzera pozostawało ich 179, a ponad 200 kolejnych znajdowało się w różnych stadiach budowy. Gdyby nie kryzys w Niemczech i pokonanie Państw Centralnych na Bałkanach, jednostki te weszłyby prawdopodobnie do działania i mogły przeważyć losy wojny. U-booty wychodziły więc z wojny jako broń niezwyciężona, budząca strach wśród największych morskich potęg.
Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia 3/2015