Najdziwniejszy czołg Wojska Polskiego

 


Karol Rudy


 

 

 

Najdziwniejszy czołg

 

Wojska Polskiego

 

 

 

Był gwiazdą jednego sezonu, jednak reprezentował ideę, która żyła znacznie dłużej. Świat zapamiętał ten pojazd jako czołg kołowo-gąsienicowy Chenillette St. Chamond, choć właściwie nazywał się Forges et Aciéries de la Marine et d’Homécourt a Saint-Chamond Chenillette Modele 1921. Przeszedł do historii jako jeden z najbardziej pogardzanych wozów pancernych i właściwie nie wiadomo, czym fatycznie był.

 
 
 

Połowa lat 20. XX wieku była w Wojsku Polskim czasem dużych nadziei. Armia przechodziła reorganizację, nabywano nowy sprzęt wojskowy, snuto plany wielkiej rozbudowy i modernizacji. A ta ostatnia stawała się coraz bardziej potrzebna, w tym w zakresie młodej broni pancernej. W arsenałach Warszawy znajdowało się wówczas 112 czołgów Renault FT, weteranów walk z lat 1919–1920. Nadto 49 samochodów pancernych, choć aż 10 różnych marek, od względnie nowoczesnych Peugeot po archaiczne typy z początków Wielkiej Wojny. Wojsko szukało więc nowych pojazdów, tak czołgów, jak też samochodów pancernych. Sojusz z Francją, która jak każde inne mocarstwo dawało kredyty na broń pod tym warunkiem, że była to broń z jej fabryk, w sposób jakby naturalny wskazywał gdzie szukać nowych pojazdów pancernych. W latach 1924–1925 z kredytów francuskich nabyto więc 108 podwozi Citroën Kegresse 10 HP z zamiarem ich przeróbki na samochody pancerne. Szybko zdano sobie jednak sprawę z błędu, jakim było założenie, że tak lekki samochód z tak słabym silnikiem może być podstawą do budowy rasowego wozu bojowego. Dowiodły tego testy poligonowe dwóch oryginalnych samochodów pancernych na tym właśnie podwoziu, opancerzonych przez firmę Schneider i sprowadzonych w 1925 roku do Polski. Jednakże mimo licznych obiekcji, proces ich karosowania i uzbrajania wszedł wkrótce w fazę realizacji, której finałem po licznych perypetiach, przeróbkach i modernizacjach stał się ostatecznie tzw. samochód pancerny wz. 28. Równocześnie latem 1925 roku podjęto wstępną decyzję o nabyciu w Wielkiej Brytanii 50 czołgów Vickers Medium D, ale jeszcze w tym samym roku, z powodu trudności finansowych, wycofano się z tego pomysłu. Niezależnie od tych wydarzeń, wciąż trwały poszukiwania nowych modeli czołgów i samochodów pancernych. W kolejnych latach zaowocowało to całą serią mniej lub bardziej trafnych czy faktycznie realizowanych uchwał i decyzji w sprawie zakupu lub wręcz opracowania siłami własnego przemysłu różnych wozów pancernych. Na tle tych wszystkich głośnych wydarzeń przybycie do Polski pewnych dwóch czołgów, które w historii Wojska Polskiego nie odegrały praktycznie żadnej roli, siłą rzeczy nie wzbudziło ani wówczas, ani po latach większych emocji. Do tego stopnia, że dziś polski epizod z Forges et Aciéries de la Marine et d’Homécourt Saint-Chamond Modele 1921 jest bardzo słabo znany.

 

Pełna wersja artykułu w magazynie Poligon 6/2009

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter