Niderlandzkie taranowce typów Schorpioen i Buffel

Niderlandzkie taranowce typów Schorpioen i Buffel

Krzysztof Kubiak

 

W Holandii dość niezwykłym zrządzeniem losu zachowały się dwa okręty z epoki wielkiego przełomu w żegludze i sztuce wojennej, czyli drugiej połowy XIX w. Zaopatrzone w tarany (stąd często zwane taranowcami) monitory Buffel i Schorpioen stanowią nie tylko cenne zabytki epoki drugiej rewolucji przemysłowej czy też holenderskiej militarnej tradycji morskiej. Są też przykładem obywatelskiej i państwowej troski o zachowanie dorobku cywilizacyjnego i jednocześnie spuścizny nautycznej, ukazującym zarazem niderlandzką wspólnotę jako polityczny naród.

W połowie XIX w. Holandia podjęła decyzję o gruntownej modernizacji marynarki wojennej. Postęp techniczny w dziedzinie okrętownictwa i artylerii uczynił bowiem drewniane okręty uzbrojone w gładkolufowe armaty odprzodowe rozmieszczane na burtach rozpaczliwie przestarzałymi. Państwo znajdowało się przy tym w trudnej sytuacji politycznej i finansowej. Oba aspekty były ze sobą, jak to zwykle się dzieje, ściśle połączone.

„Zlepione” królestwo

Praźródło problemów ówczesnej Holandii tkwiło w wojnach napoleońskich. W ich trakcie Niderlandy przechodziły różne koleje. Najpierw, w 1795 r., Zjednoczone Prowincje Niderlandów (w uproszczeniu dzisiejsza Holandia) najechały wojska francuskie. Kraj był poróżniony wewnętrznie, doświadczając wcześniej rewolucji i pruskiej interwencji wojskowej. Ostatni stadholder, czyli książę Willem V z dynastii orańskiej, uciekł. Przy poparciu znacznej części miejscowych liberałów powołano profrancuską Republikę Batawską. W 1806 r. Napoleon ustanowił Królestwo Niderlandów ze swoim bratem Ludwikiem jako królem. Eksperyment finalnie okazał się nieudany i w 1810 r. północne Niderlandy włączono do Francji. Z kolei Niderlandy Austriackie (południowe) Francuzi zawojowali jeszcze w 1794 r., włączając je do Republiki Francuskiej. Taki sam los spotkał niezależne państwo biskupie Liège. W czasie kongresu wiedeńskiego wielkie mocarstwa postanowiły utworzyć Zjednoczone Królestwo Niderlandów obejmujące: byłe Zjednoczone Prowincje (północ), byłe Niderlandy Austriackie (czyli obecną Belgię), biskupstwo Liège oraz Luksemburg (połączony z Niderlandami unią personalną). Na tronie, jako William I, zasiadł syn ostatniego stadholdera. Nastąpiła więc restauracja dynastii orańskiej połączona z jej olbrzymim sukcesem, czyli wyniesieniem do pozycji królewskiej. W takim kształcie państwo utrzymało się do 1830 r. Wtedy to na południu wybuchło powstanie katolickich Walonów i Flamandów (ok. 62 proc. ludności królestwa). Było spowodowane z jednej strony silnymi odrębnościami etnolingwistycznymi i religijnymi (w dużym uproszczeniu: katoliccy Walonowie mówiący po francusku, ale również katoliccy Flamandowie posługujący się flamandzkim i niderlandzkim versus protestanccy Holendrzy), a z drugiej – wysoce niezręcznymi wysiłkami unifikacji kraju podejmowanymi przez Williama. Ruch cieszył się życzliwością w Londynie i sympatią w Paryżu. Armia francuska uniemożliwiła Holendrom skuteczne stłumienie buntu w Antwerpii, a Royal Navy zablokowała niderlandzkie wybrzeżowe, rujnując handel. Zamiar interweniowania w Niderlandach, wyrażany przez cara Aleksandra I przy „życzliwym” zainteresowaniu króla Prus Fryderyka Wilhelma III, nie doszedł do skutku przez wybuch powstania listopadowego w Polsce. Holandia utraciła wówczas nie tylko Belgię, ale również zachodni Luksemburg. Władztwo Domu Orańskiego w Europie skurczyło się z ok. 70 do 42 tys. km², a liczba poddanych (czyli podatników) – o ponad 2 mln (pomijamy obszary kolonialne). Król William musiał zaakceptować fakty dokonane, choć formalny pokój z nowym Królestwem Belgów (z Leopoldem I z linii Sakson-Gota-Coburg na tronie) zawarto dopiero w 1839 r. Nie był to jednak koniec holenderskich problemów. Wielkie Księstwo Luksemburg jako całość wchodziło bowiem w skład Związku Niemieckiego. W zaistniałej sytuacji Związek (inicjatywa leżała po stronie Prus, Austria nie protestowała) zażądał „rekompensaty” za ziemie, które utracił na rzecz Belgii. Dostarczyć ich miała Holandia. Z prowincji Limburg wyodrębniono więc wschodnią część, która otrzymała status odrębnego księstwa zarządzanego przez królewskiego namiestnika, ale weszła w skład Związku Niemieckiego. Stan taki utrzymał się do 1867 r., kiedy to po wojnie austriacko-pruskiej upadł Związek Niemiecki. Traktat londyński potwierdził wówczas pełne, suwerenne prawa Holandii do sztucznie wcześniej wykrojonego księstwa (co Holandia okupiła jednak cesją Holenderskiego Złotego Wybrzeża nad Zatoką Gwinejską na rzecz Albionu). Jego obszary weszły ponownie w skład prowincji Limburg. Z kolei unia między okrojonym Luksemburgiem a Holandią (przysparzająca Niderlandom wielu poważnych problemów na arenie międzynarodowej) trwała do 1890 r. Po śmierci Williama III tron holenderski objęła jego córka Wilhelmina. W Luksemburgu, gdzie obowiązywało prawo salickie, kobiety nie mogły dziedziczyć korony. Na tron powołano więc Adolfa Wilhelma, wygnanego przez Prusaków z Nassau. Nadmienić trzeba, że być może separacja Luksemburga umożliwiła Holandii zachowanie neutralności w czasie Wielkiej Wojny.

Owa przydługa introdukcja służy wykazaniu, że po wojnach napoleońskich Holandia stanęła wobec witalnej konieczności zredefiniowania swojej roli w europejskim, a za sprawą kolonii – również w globalnym systemie bezpieczeństwa. Powrót do sytuacji z XVII i XVIII w., kiedy to czerpiąc gigantyczne zyski z handlu morskiego, Zjednoczone Prowincje mogły poprzez subsydia finansowe wpływać na sytuację Europy, był już wówczas niemożliwy. Niderlandy musiały więc „odnaleźć się” jako państwo stosunkowo słabe, wtłoczone między morskie interesy Albionu z jednej, a kontynentalne ambicje Francji – z drugiej strony. Czynnikiem coraz ważniejszym stawały się ponadto podlegające błyskawicznej modernizacji oraz integracji ekonomicznej Niemcy, a zwłaszcza forsujące politykę scaleniową Prusy. Jednocześnie wewnątrz kraju nasilała się rywalizacja między skłaniającymi się w stronę absolutyzmu dynastiami orańskimi a rosnącym w siłą żywiołem liberalnym. Wszystkie te okoliczności czyniły zbudowanie efektywnego systemu obronnego bardzo trudnym.

 Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 5-6/2024

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter