Niemcy pod Monte Cassino

 


Konrad Nowicki


 

 

 

Niemcy pod Monte Cassino

 


Nocą z 11 na 12 maja 1944 roku rozpoczęła się aliancka ofensywa „Diadem", która doprowadziła do przełamania niemieckiego systemu obrony zwanego „Pozycją Gustawa", a wkrótce także znajdującej się za nią „Pozycji Sengera" (znanej szerzej jako „Linia Hitlera"). W efekcie udanego uderzenia, zwłaszcza amerykańskiej 5. Armii, 4 czerwca zdobyto Rzym. Wojska niemieckie okazały się być źle przygotowane do nowej ofensywy przeciwnika, choć wbrew modnej w Polsce tezie, akurat 2. Korpus Polski nie odegrał większej roli w tej bitwie. Niniejszy materiał, w oparciu o zachowane dokumenty niemieckie, skupia się głównie na prezentacji sił i środków Wehrmachtu w przededniu operacji „Diadem" oraz opisuje niektóre aspekty samego starcia.

 
 
 

Walki w rejonie umiejscowionego strategicznie miasta Cassino, położonego u podnóża wielkiego masywu Abruzzów (Apeniny Środkowe) i doliny rzeki Liri, zaliczane są do najsłynniejszych batalii II wojny światowej. Biegnąca przez Cassino (i w cieniu Monte Cassino, czyli jednej z pobliskich niskich gór, na której w VI w. n.e. wzniesiono klasztor – opactwo benedyktyńskie) Droga nr 6, Via Castilina, wraz z nadmorską Drogą nr 7, Via Appia, tworzyły i nadal tworzą dwa najważniejsze trakty łączące stołeczne Lacjum z Kampanią. Bez panowania nad nimi nie można drogą lądową zdobyć Rzymu od południa, skąd od września 1943 roku wojska alianckie zmierzały w stronę stolicy Włoch. Walki o zdobycie doliny rzek Liri i Sacco rozpoczęły się faktycznie jeszcze pod koniec 1943 roku, ale mimo kilku ofensyw, aż do wiosny 1944 roku nie zostały uwieńczone sukcesem. Broniące się tu prawe skrzydło niemieckiej 10. Armii odparło zimowe ofensywy, choć alianci sforsowali przynajmniej rzeki Garigliano (na kierunku nadmorskim, czyli wzdłuż Drogi nr 7) i Rapido oraz zdobyli samo miasto Cassino (po jednych z najcięższych walk ulicznych tej wojny). Nie zdobyli jednak Monte Cassino i Masywu Aurunci, a bez nich drogi do Rzymu wciąż pozostawały zamknięte (także desant morski pod Anzio nie zmusił niemców do odwrotu). Dowódcy brytyjscy i amerykańscy popełnili błąd, rozpraszając wysiłek, gdy tymczasem wyeliminowanie tylko jednego filaru niemieckiej obrony – czy to Monte Cassino i okolicznych gór w rejonie Monte Cairo czy to Masywu Aurunci, jak w dominie, doprowadzić musiało do zawalenia się całego systemu obrony. Dopiero w czasie operacji „Diadem” ten błąd został w dużej mierze naprawiony. Mimo porażki, zimowe ofensywy brytyjskiej 8. Armii i amerykańskiej 5. Armii nadszarpnęły poważnie niemieckie wojska, które, wbrew pozorom, za skuteczną obronę zapłaciły wysoką cenę. Według raportów 10. Armii niemieckiej jej straty kształtowały się następująco (wykaz uwzględnia następujące kategorie: zabici, ranni, zaginieni,chorzy):

  • wrzesień 1943 roku – 277 oficerów, 8284 żołnierzy – razem 8561 ludzi;
  • październik 1943 roku – 215 oficerów, 7787 żołnierzy – razem 7922 ludzi;
  • listopad 1943 roku – 262 oficerów, 10 336 żołnierzy – razem 10 598 ludzi;
  • grudzień 1943 roku – 301 oficerów, 13 061 żołnierzy – razem 13 362 ludzi;
  • styczeń 1944 roku – 311 oficerów, 13 761 żołnierzy – razem 14 072 ludzi;
  • luty 1944 roku – 180 oficerów, 8875 żołnierzy – razem 9055 ludzi;
  • marzec 1944 roku – 147 oficerów, 9470 żołnierzy – razem 9617 ludzi;
  • kwiecień 1944 roku – 101 oficerów, 5253 żołnierzy – razem 5354 ludzi.

W ogólnym bilansie (wraz z 14. Armią pod Anzio) były to straty porównywalne do wojsk alianckich, choć nieco mniejsze. Co najważniejsze, tak krytykowany desant pod Anzio sprawił, że dowodzący we Włoszech
siłami niemieckimi marszałek polny Albert Kesserling, pełniący funkcję Oberbefehlshaber Süd-West i dowódcy Grupy Armii „C”, musiał zaangażować tam wspomnianą już nową 14. Armię, a ponadto wzbudził on w nim obawy przed nowymi desantami wojsk alianckich od strony Morza Tyrreńskiego lub wręcz Morza Liguryjskiego (na północ od Rzymu). Obawy te miały wiosną 1944 roku przesądzić ostatecznie o sukcesie operacji „Diadem” i niemieckiej porażce.

Najbardziej chaotyczna armia świata Wiosną 1944 roku niemieckie wojska wyznaczone do obrony tzw. „Pozycji Gustawa” nie stanowiły już tak sprawnej machiny wojennej, jak jeszcze kilka miesięcy wcześniej. Utrata inicjatywy, stale wysoki poziom zagrożenia, systematycznie powiększająca się przewaga materiałowa aliantów, walka w trudnych warunkach klimatycznych i terenowych, konieczność reagowania na kryzysy zarówno w skali taktycznej, jak i operacyjnej, wszystkie te elementy, których zimą 1944 roku doświadczyła 10. Armia, wpłynęły ujemnie na jej sprawność bojową. Nakładał się na to postępujący chaos organizacyjny, który już od 1942 roku zaczął trawić Wehrmacht. W efekcie w maju 1944 roku w 10. Armii praktycznie każda dywizja reprezentowała inną formę strukturalną, a i samo pojęcie „dywizja” uległo zamazaniu, bowiem specyfika frontu wymuszała tworzenie różnych grup bojowych kosztem jasno sprecyzowanych wzorców dla związków taktycznych (przy czym miejscowe zgrupowania były albo słabsze, albo silniejsze niż etatowe dywizje). Obecność pułku dywizji z zupełnie innego korpusu w systemie obronnym innego korpusu, rozmieszczenie jednego odwodowego batalionu pułku od drugiego w odległości 50 km, dzielenie baterii (!) artylerii i wysyłanie ich na różne odcinki, czyli zjawiska budzące co najmniej zdumienie w odniesieniu do teoretycznych kanonów sztuki wojennej, w Wehrmachcie tego okresu stawały się groźną codziennością, z którą dowództwo 10. Armii wprawdzie walczyło, ale bez powodzenia (chaos organizacyjny to przede wszystkim efekt utraty inicjatywy, skutkujący koniecznością wysyłania wojsk częściami w rejony zagrożone). Pozytywnym z kolei dla Niemców specyficznym elementem włoskiego teatru działań wojennych było nasycenie ich wojsk dużą ilością sprzętu zdobycznego – miejscową bronią ręczną, pancerną i przede wszystkim artylerią, nie tylko przejętą jesienią 1943 roku od rozbrojonego dawnego sojusznika, ale i tą wciąż produkowaną w fabrykach na północy Włoch. Baterie artylerii zdobycznej były przydzielane do dywizjonów, ale zamiast systemu numerowego, nosiły one wspólne oznaczenie „V” i kolejny numer. W efekcie walczące w Italii związki taktyczne (by użyć tego określenia zamiast słowa „dywizja”) miały stosunkowo dużą liczbę dział, choć jak w całym Wehrmachcie, ten pozytywny element w wymiarze taktycznym niwelowała słabość artylerii niemieckiej na poziome operacyjnym (zbyt mało samodzielnych, odwodowych formacji). Dodatkowo wiele włoskich typów uzbrojenia odznaczało się gorszym parametrami niż sprzęt tak niemiecki, jak i aliancki.

 

 

Pełna wersja artykułu w magazynie Poligon 1/2011

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter