Niszczyciel czołgów po polsku

 


Leszek Komuda, Norbert Bączyk


 

 

 

 

Niszczyciel czołgów po polsku

 

 

 


W 1939 roku Wojsko Polskie posiadało rozbudowaną obronę przeciwpancerną. W zwalczanie wrogiej broni pancernej zaangażowane być miały również własne jednostki czołgów. Jednakże większość polskich pojazdów opancerzonych – czołgi rozpoznawcze rodziny TK – nie mogły nawiązać takiej walki. Przezbrojenie tankietek w 20 mm działko było wówczas dopiero rozpoczęte. A szkoda, gdyż zmiana uzbrojenia czyniła „teka” naprawdę groźną bronią.



 

 


Tankietki TK (w tekście używane są nazwy TK i TKS, choć przed wojną dominowała pisownia z kropkami; nie zawsze było to jednak regułą – patrz cytowane dokumenty), które weszły do produkcji seryjnej i uzbrojenia Wojska Polskiego latem 1931 roku, szybko uzyskały od wojskowych wysoką ocenę przydatności bojowej. Podkreślano ich doskonałą manewrowość czy trudność wykrycia z powietrza. Od początku jednak dostrzegano także poważny problem – marny pancerz i słabe uzbrojenie w postaci pojedynczego karabinu maszynowego, sprawiające, że nowy polski czołg rozpoznawczy nie nadawał się do walki z wozami bojowymi przeciwnika. Już w ogólnej ocenie ćwiczeń doświadczalnych, które odbyły się w dniach 31 sierpnia – 4 września 1931 roku potwierdzono, wcześniej wysuwane, postulaty o konieczności wyposażenia najmniejszej jednostki taktycznej wozów TK, plutonu, w choć jeden wóz uzbrojony w wielkokalibrowy karabin maszynowy (wg ówczesnej terminologii – najcięższy karabin maszynowy). Tak uzbrojona tankietka miałaby stanowić przeciwpancerną osłonę plutonu w przypadku spotkania z bronią pancerną nieprzyjaciela. Niezależnie od tego uznano też, że wielkie jednostki piechoty i kawalerii powinny posiadać tankietki uzbrojone w działka o większym niż wkm kalibrze, pozwalające na niszczenie gniazd broni maszynowej i innych punktów oporu przeciwnika. Później zażądano także, aby mogły one zwalczać cele znajdujące się za osłonami pancernymi, w tym czołgi o grubszym pancerzu.

Wymiana poglądów na temat uzbrojenia tankietek — podobnie jak i na temat organizacji użytkujących je jednostek oraz docelowej ilości w arsenałach — była prowadzona całymi latami. Przy czym głos decydujący mieli tu oficerowie piechoty. Piechota była w Wojsku Polskim najważniejszą bronią główną, czołgi miały zaś przede wszystkim wspierać ją w walce. Ślady dyskusji o uzbrojeniu TK odnaleźć można choćby w dokumencie „Poglądy Dowództwa Broni Pancernych w sprawie uzbrojenia Broni Pancernych”, wydane w formie załącznika do pisma z dnia 6 kwietnia 1932 roku, skierowanego do inspektora armii gen. dyw. Leona Barbeckiego. W opracowaniu tym m.in. stwierdzono, że obecnie stosowany w pojazdach 7,92 mm ckm wz. 25 Hotchkiss ma szereg wad, z których najbardziej uciążliwe to: mała szybkostrzelność i często zdarzające się zacięcia. z kolei właśnie wprowadzany do uzbrojenia 7,92 mm ckm wz. 30 Browning uznano za nieodpowiedni ze względu na dużą powierzchnię boczną chłodnicy, wymagającej dodatkowej osłony pancernej, co pociągało za sobą poważny wzrost masy broni. Dlatego też w opracowaniu tym sugerowano, aby zarówno czołgi, jak i tankietki TK oraz drezyny pancerne, uzbroić w dwa 7,92 mm rkm Browninga wz. 28. Pozwalałoby to na kontynuowanie ognia w przypadku uszkodzenia jednego z rkm oraz zapobiegałoby przegrzaniu broni dzięki możliwości naprzemiennego strzelania z obu rkm. Podkreślono wreszcie konieczność uzbrojenia pewnej ilości wozów w działka małokalibrowe motywując to niezastąpioną skutecznością ognia działka przy zwalczaniu broni maszynowej nieprzyjaciela oraz żywych sił ukrytych za zasłoną (…) dużym efektem moralnym jaki daje wybuch granatu, wreszcie możliwością skutecznego działania ppanc przy użyciu specjalnych pocisków ppanc.

 
Pełna wersja artykułu w magazynie NTW Numer Specjalny 6

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter