Niszczyciele typu SPRUANCE cz. 1


Marcin Chała


 

 

 

 

Niszczyciele typu SPRUANCE

 

 

(część 1)

 

 

 

W lipcu 2008 r. na dnie Pacyfiku na północ od wyspy Kauai na północno-zachodnich Hawajach spoczął Cushing, zatopiony w ramach międzynarodowych ćwiczeń RIMPAC. Banderę opuszczono na nim 21 września 2005 r. Był to ostatni pozostający w czynnej służbie przedstawiciel serii niszczycieli liczącej 31 jednostek, które od nazwy pierwszego znane są jako typ Spruance.

 

 

Jednostki te są ciekawe choćby dlatego, że począwszy od 1975 r. uczestniczyły aktywnie w działaniach bojowych w różnych częściach globu. Brały udział m.in. we wspieraniu lądowania amerykańskich komandosów na Grenadzie, w bombardowaniu Libanu, eskortowaniu konwojów przemierzających wody Zatoki Perskiej w drodze do Kuwejtu oraz niszczeniu irańskich posterunków. Z nich padły także pierwsze strzały w operacji „Pustynna Burza”, a aż 112 pocisków manewrujących Tomahawk (ogółem wykorzystano ich 288), użyta w trakcie tego konfliktu została odpalona z tych okrętów. Poza działaniami bojowymi, niszczyciele typu Spruance wykorzystywane były do rozpoznania radioelektronicznego, często w bezpośredniej bliskości wybrzeży przeciwnika. Najsłynniejszym wydarzeniem, które związane było z tego typu misją był incydent z 12 lutego 1988 r., do którego doszło koło przylądka Sarycz na Morzu Czarnym. Wówczas to Caron był kilkakrotnie taranowany u południowego cypla Krymu przez radziecki dozorowiec SKR-6 proj. 35 (ozn. NATO: Mirka I).

Historia powstania Spruance’ów jest ciekawa i wypełniona różnorodnymi epizodami. Pierwsze projekty nowego niszczyciela spotkały się z krytyką nawet ze strony oficerów US Navy, którzy twierdzili, że flota nie potrzebuje takich jednostek. Wraz ze śmigłowcem szturmowym AH-56 Cheyenne, czołgiem podstawowym MBT-70, pociskami balistycznymi GAM-87 Skybolt zrzucanymi z bombowców oraz samolotami szturmowymi F-111 Aardvark, trafił on (patrząc po latach, niesłusznie – przyp. red.) na słynną listę „pomyłek” przemysłu obronnego USA. Na kontrowersje wokół nowego programu złożyło się wiele czynników, z których warto wspomnieć zaangażowanie amerykańskie w Wietnamie, wzrost radzieckiej potęgi wojskowej, inflację, problemy z rosnącymi wpływami handlarzy narkotyków, a także szerzący się rasizm. W tym trudnym okresie powstał projekt DD 963, który był częścią politycznego planu reformy amerykańskiego przemysłu stoczniowego, polegającego na wprowadzeniu tzw. pakietu kompletnych zamówień TPP (Total Package Procurement). Jak na ironię DD 963 stał się największym i jednocześnie ostatnim programem zrealizowanym w ramach tego ambitnego przedsięwzięcia.

Krytyka budowy nowych niszczycieli była tak duża, że odcisnęła piętno na kolejno powstających typach okrętów nawodnych, w przypadku których m.in. zrezygnowano z rezerwy wyporności dla przyszłych modernizacji. Mimo tego jednostki powstałe w ramach programu DD 963, włączając w to niszczyciele typu Kidd i krążowniki typu Ticonderoga, miały bardzo duży wpływ zwłaszcza na losy US Navy, która po wprowadzeniu ich w stosunkowo dużej liczbie, dała Amerykanom możliwość ilościowego i jakościowego zrównania się z flotą radziecką.

 

Geneza projektu DX
Po zakończeniu II wojny światowej USA rozpoczęły zakrojoną na szeroką skalę demobilizację, opracowując jednocześnie strategię postępowania na wypadek, gdyby radziecka wrogość przerodziła się w otwartą agresję. Mając to na uwadze, w 1946 r. szef operacji morskich, adm. floty Chester Nimitz, zaplanował kontrofensywę w oparciu o działania morskie. Główną siłą uderzeniową miały być stacjonujące na pokładach lotniskowców samoloty oraz siły desantowe, mające ostatecznie doprowadzić do pokonania ZSRR poprzez gigantyczne oblężenie. Strategia ta jednak ukazała problem jakim była niedostateczna liczba jednostek eskortowych. Mimo że US Navy posiadała kilkaset niszczycieli pozostałych po niedawnym konflikcie, były to w większości jednostki przestarzałe i nijak nie pasowały do rozwijanej w szybkim tempie techniki, zwłaszcza nowych rodzajów uzbrojenia, w tym kierowanej broni rakietowej.

Aby poprawić sytuację, w 1948 r. Pentagon zlecił budowę pierwszej serii powojennych niszczycieli. Rozpoczęto od przeznaczonego do zwalczania okrętów podwodnych Norfolka (DL 1, ex CLK 1). Wraz z nim zamówiono także 4 niszczyciele przeciwlotnicze typu Mitcher (DL 2-5, ex DD 927-930; pierwsze 2 w latach 1968-1969 przeklasyfikowano na DDG 35 i 36). Jednostki te do końca służby wykorzystywane były jako jednostki eksperymentalne, przeznaczone do testowania nowego wyposażenia i uzbrojenia. Dodatkowo kilka innych niszczycieli, których budowę rozpoczęto podczas II wojny światowej dokończono jako wyspecjalizowane jednostki ZOP (DDE). W latach 1949-1951 piastujący stanowisko CNO adm. Forrest Sherman zmienił strategię. Według niej w przypadku wojny siły morskie miały za zadanie chronić zlokalizowane na Bliskim i Środkowym Wschodzie platformy wiertnicze oraz walczyć z jednostkami radzieckimi w południowej części Morza Śródziemnego. Wraz z miniaturyzacją głowic jądrowych, a co za tym idzie możliwością ich przenoszenia przez samoloty pokładowe, począwszy od 1951 r. wszystkie lotniskowce wchodzące w skład operującej na Morzu Śródziemnym VI Floty miały taką broń. Sukcesy, które odniosły lotniskowce podczas wojny w Korei, jak również znacznie zwiększony budżet obronny, umożliwiły zamówienie w latach 1951-1957 lotniskowców typów Forrestal, Kitty Hawk i pierwszego atomowego Enterprise’a oraz rozpoczęcie modernizacji już istniejących. W 1953 r. prezydent Eisenhower ogłosił nową strategię, której podstawą było nuklearne odstraszanie. Aby móc zapewnić odpowiednią ochronę ciągle zwiększającej się liczbie lotniskowców potrzeba było okrętów, które mogłyby zapewnić im eskortę.

 

 

Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 9/2013

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter