Norweskie ścigacze rakietowe typu Storm

Krzysztof Kubiak
Norweskie ścigacze typu Storm na pierwszy rzut oka zdają się okrętami całkowicie nienadzwyczajnymi. Jawią się wszak jako jeszcze jeden typ małych jednostek uderzeniowych, eksploatowanych po II wojnie światowej na wodach europejskich. Tymczasem sprawa jest znacznie bardziej złożona. Były one bowiem zapewne ostatnimi małymi okrętami artyleryjskimi zbudowanymi na starym kontynencie w długiej serii.
Opisywane jednostki były w zasadzie ostatnim ogniwem historii skandynawskich kanonierek – najpierw wiosłowych, a następnie parowych i opancerzonych. Jednocześnie wpisywały się już w zupełnie nową epokę, gdyż Norwegowie nie ukrywali, że budowa ich w znacznej liczbie, a zatem rozproszenie potencjału, jest sposobem na zmniejszenie siły oddziaływania przeciwnika z powietrza. Zatem były to okręty, których zamysł taktycznego wykorzystania, a więc i uzbrojenia, oraz charakterystyki manewrowe wynikały ściśle z naturalnych warunków teatru działań.
Wojenny zasób w powojennych czasach
Jednocześnie ścigacze typu Storm były okrętami przełomu, i to wielowymiarowego. W rozumieniu czysto wojskowym pojęcie powyższe odnosi się do przejścia marynarki norweskiej z epoki analogowej do cyfrowej, sprzężonego z przejęciem przez kierowane pociski rakietowe roli głównego oręża służącego walce z przeciwnikiem nawodnym. Co więcej, zarówno rakietyzację, jak i cyfryzację wypracowano głównie w oparciu o zasoby własne. W szerszym wymiarze czas projektowania i eksploatacji tych ścigaczy jest okresem przyśpieszonej – by nie powiedzieć: rewolucyjnej – modernizacji Norwegii, prowadzonej w oparciu o środki pochodzące z rozpoczętej w czerwcu 1971 r. eksploatacji podmorskich złóż węglowodorów. Kolejna generacja norweskich okrętów mogła więc zaprezentować już zupełnie inny standard – jak np. okręty rakietowe typu Skjold, fregaty typu Fridtjof Nansen i nowe jednostki Straży Wybrzeża.
W 1949 r. Norwegia znalazła się w gronie 16 państw założycielskich Sojuszu Północnoatlantyckiego. Ponure doświadczenie niemieckiej okupacji z lat 1940–1945 i sowiecka presja odczuwana na północy jeszcze w latach 1944–1945 skutecznie wyleczyły potomków wikingów z marzeń o neutralności. Przynależność do NATO oznaczała jednak nie tylko amerykański parasol nuklearny, ale też konieczność ponoszenia relatywnie dużych nakładów na rozbudowę narodowego potencjału wojskowego. Wszak artykuł 3. Traktatu Północnoatlantyckiego stanowi: „Dla skuteczniejszego osiągnięcia celów niniejszego Traktatu strony, każda z osobna i wszystkie razem, poprzez stałą i skuteczną samopomoc i pomoc wzajemną będą utrzymywały i rozwijały swoją indywidualną i zbiorową zdolność do odparcia zbrojnej napaści”. Norwegia przy populacji ok. 3,2 mln nie mogła wystawić wielkich wojsk lądowych, znaczne środki inwestowano jednak w rozwój wojsk lotniczych i marynarki wojennej. Flota utrzymywała więc osiem okrętów podwodnych (pięć brytyjskiego typu U: Ula, eks-Varne, Uthaug, eks-Vatory, Utsira, eks-Variance, Utstein, eks-Vanturer, Utvaer, eks-Viking, oraz trzy niemieckiego typu VIIC: Kaura, eks-U 995, Kya, eks-U 926, Kinn, eks-1202), cztery niszczyciele brytyjskiego typu C (Bergen, eks-Cromwell, Oslo, eks-Crown, Stavanger,eks-Crystal, Trondheim, eks-Croziers), dwa niszczyciele eskortowe typu Hunt (Narvik, eks-Glaisdale; Arendal, eks-Badsworth), dwa trałowce oceaniczne brytyjskiego typu Bangor (Glomma, eks-Bangor, Tana, eks-Blackpool) oraz szereg mniejszych jednostek. W tym kontekście nadmienić trzeba, że pod koniec II wojny światowej norweska marynarka wojenna Wielkiej Brytanii posiadała 118 jednostek pływających obsadzonych przez ok. 7500 marynarzy, podoficerów i oficerów. Wojska lotnicze wystawiły 132. Skrzydło Myśliwskie (331. oraz 332. dywizjon), 330. dywizjon na wodnosamolotach rozpoznawczych, 333. dywizjon (najpierw na łodziach latających, później na szturmowych Mosquito), 334. dywizjon (na szturmowych Mosquito), a prócz tego liczny personel norweski pełnił służbę w jednostkach brytyjskich i kanadyjskich. Wojska lądowe zorganizowały brygadę piechoty, oddziały wydzielone na Południowej Georgii, Jan Mayen, Svalbardzie. W Szwecji zorganizowano Norweskie Siły Policyjne, będące de facto lekką piechotą, liczące ok. 15 tys. ludzi (dziewięć batalionów piechoty oraz zaplecze szkoleniowe, służby i instytucje).
Warunki naturalne norweskiego wybrzeża (linia podstawowa to 2650 km, choć rzeczywista długość wybrzeża kontynentalnego wynosi prawie 29 tys. km, a uwzględniając wyspy – ponad 100 tys. km) są wręcz wymarzone do użycie lekkich jednostek uderzeniowych. Przed 1940 r. nie inwestowano w ten rodzaj sił marynarki, ale w nowej sytuacji do koncepcji wrócono, zwłaszcza że kraj dysponował niezwykle bogatym doświadczeniem w zakresie budowy jednostek dostosowanych do nawigowania w owych szczególnych warunkach. Już w 1952 r. warsztaty szkutnicze Westermoen Båtbyggeri og Mek Verksted z Mandal rozpoczęły produkcjęścigaczy torpedowych typu Rapp, zaprojektowanych przez Haralda Henriksena. Konstruktor, pracujący nad nową, szybką jednostką ewidentnie inspirował się przy tym okrętami amerykańskiego typu Elco. Zbudowano sześćścigaczy o drewnianych kadłubach, które pozostały w służbie do początku lat 70. XX w.
W 1957 r. rozpoczęły się dostawy ścigaczy typu Tjeld, również zaprojektowane przez Westermoen Båtbyggeri og Mek Verksted. Głównym konstruktorem był Jan Herman Linge, znany przede wszystkim z opracowywania jachtów. W latach 1957–1966 zbudowano łącznie 20 jednostek dla własnej floty. Prócz tego 16 powstało na zamówienia amerykańskie, a 6 kolejnych – według norweskich planów w Stanach Zjednoczonych. Były one używane przez siły specjalne podczas wojny wietnamskiej. Sześćścigaczy zamówili Grecy, a dwa Niemcy (ostatecznie w 1964 r. trafiły jako pomoc wojskowa do Turcji).
W 1960 r. przyjęto całościowy plan rozwoju floty na nadchodzące dwie dekady (Flåteplanen av 1960). Zakładał on radykalne odnowienie tonażu, gdyż jednostki budowy wojennej coraz bardziej odstawały od wyzwań morskiego teatru wojny, a koszty ich utrzymania wrastały. Zaplanowano więc pozyskanie 56 nowych jednostek, w tym: 5 fregat (na co przewidziano 275 mln koron), 5 korwet (115 mln koron), 15 okrętów podwodnych (260 mln koron) oraz kolejnych 31 ścigaczy (190 mln koron). W przypadku fregat, korwet i okrętów podwodnych uzyskano amerykańskie zapewnienie o współfinansowaniu kosztów ich budowy w ramach Mutual Assistance Defence Program. Zamiary co prawda skorygowano, rezygnując z budowy trzech korwet, które uznano za mało przydatne, ale pozostałe elementy programu konsekwentnie realizowano.
Projekt nowych ścigaczy powstawał według zmienionych założeń. Jednostki typów Rapp oraz Tjeld były klasycznymi „torpedowcami”. Jako ich uzupełnienie zaplanowano pozyskanie 22 okrętów artyleryjskich. Koncept taktyczny zakładał przy tym tworzenie mieszanych, torpedowo-artyleryjskich grup uderzeniowych złożonych z okrętów obu klas, przy czym ścigacze torpedowe miały być uzbrojone w torpedy kierowane przewodowo o dużej celności, których w tym czasie Amerykanie w swojej ofercie pomocowej nie posiadali. US Navy dysponowała jedynie sporą nadwyżką torped z okresu II wojny światowej. Od września 1939 r. do września 1945 r. w USA powstały aż 57 653 torpedy, podczas gdy zużyto w działaniach bojowych i utracono w transporcie lub podczas szkoleń nieco ponad 15 tys. W związku z tym zdecydowano się na zakup szwedzkich Tp 61 z potężną, 240-kilogramową głowicą bojową. Pierwotnie torpedy te były przeznaczone dla okrętów podwodnych, ale na zamówienie norweskie zostały przeprojektowane. Nadmienić trzeb, że torpedy Tp 611 w 2002 r. trafiły wraz z okrętami podwodnymi typu Kobben do Polski.
Z kolei głównym uzbrojeniem ścigaczy artyleryjskich miała być armata średniego kalibru, co wynikało ze względów efektywnościowych i kosztowych, w tym przypadku ściśle ze sobą powiązanych. Analizując scenariusze przyszłej wojny, norwescy specjaliści zakładali możliwość użycia przez Sowietów dużej liczby małych jednostek (zwłaszcza do infiltracyjnego przenikanie wzdłuż wybrzeża i w głąb fiordów), do zwalczania których użycie torped byłoby całkowicie niecelowe. Ogień artylerii w takiej sytuacji jest wystarczająco skuteczny, a koszt porażenia przeciwnika – zdecydowanie niższy.
Drugim powodem wyboru armaty był niepewny rezultat prowadzonych przez firmę Kongsberg Våpenfabrikk oraz Norweski Instytut Badań nad Obronnością (Forsvarets forskningsinstitutt, FFI) prac nad pociskiem przeciwokrętowym. Norwegowie, wspierani finansowo przez Stany Zjednoczone i Republikę Federalną Niemiec, postawili sobie przy tym bardzo ambitny cel. Rakieta, która ostatecznie otrzymała nazwęPenguin, miała być pierwszym zachodnim pociskiem naprowadzającym się pasywnie na źródło promieniowania cieplnego. Teoretycznie rozwiązanie takie było rozpracowane, ale nie skonstruowano jeszcze takiego uzbrojenia zdatnego do użycia na polu walki. Pociski przeciwpancerne były naprowadzane przewodowo; takie rozwiązanie przyjęli w swojej artylerii nadbrzeżnej Szwedzi, adaptując francuski ppk SS-12, natomiast w pracach nad typowym uzbrojeniem przeciwokrętowym koncentrowano się na aktywnym lub półaktywnym naprowadzaniu radiolokacyjnym, ewentualnie komendami radiowymi. Trzeba przy tym zauważyć, że do czasu zatopienia w 1967 r. izraelskiego niszczyciele Eilat przez egipskie ścigacze sowieckiego projektu 183R rakietą typu P-15 prace nad analogiczną bronią miały na całym, pojmowanym szeroko Zachodzie, niski priorytet. Ich ulokowanie w peryferyjnej Norwegii, pozbawionej znaczącego badawczego i produkcyjnego zaplecza obronnego, po części to potwierdza. W takiej sytuacji uzbrojenie nowych okrętów w armaty było ówcześnie jedyną rozsądną opcją.
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 1-2/2025