Nowa struktura systemu dowodzenia i kierowania Siłami Zbrojnymi RP
Jarosław Ciślak
Nowa struktura systemu dowodzenia
i kierowania Siłami Zbrojnymi RP
Do końca istnienia Układu Warszawskiego system dowodzenia i kierowania Siłami Zbrojnymi Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej był kompilacją radzieckiego stylu i wymagań oraz ówczesnej polskiej myśli wojskowej. System ten był z jednej strony rozbudowany ze względu na ponad 400 tysięczną armię w czasie pokoju i ponad milionową na czas wojny. Z drugiej strony zachowywał on spójność i logikę.
System dzielił się na dwa zasadnicze okresy działania. W czasie pokoju wojskiem dowodził minister stojący na czele Ministerstwa Obrony Narodowej, który miał do pomocy szereg instytucji centralnych MON. Ministrowi podlegały również rodzaje sił zbrojnych, mające swoje odrębne dowództwa (Wojska Lotnicze, Wojska Obrony Powietrznej Kraju i Marynarka Wojenna) i wojska lądowe, które wydzielonego dowództwa nie miały, ale za to były zorganizowane w trzy okręgi wojskowe. Na czas wojny system ten ulegał zmianie ze względu na wydzielanie zasadniczej części Wojska Polskiego w skład Zjednoczonych Sił Zbrojnych Państw Stron UW (Front składający się z trzech armii i armii lotniczej, WOPK i MW). Istniejące w czasie pokoju instytucje centralne MON w czasie wojny pełniły nadal swoje zadania pod kierownictwem polskim, ale koncentrowały się na obronie terytorialnej, szkoleniu, logistyce itp. Jedynym wyjątkiem był Główny Zarząd Szkolenia Bojowego WP, który na czas wojny podlegał przeformowaniu w Dowództwo Frontu.
Wraz z rozwiązaniem UW, a później przystąpieniem Polski do NATO, system ten ulegał wielokrotnym zmianom. Najpierw wynikały one z chwilowej „neutralności” Polski i prób dostosowania Wojska Polskiego do narodowego i samodzielnego dowodzenia. W następnych latach nastąpiła próba dostosowania systemu dowodzenia do innych państw NATO. Jednakże poszczególne kraje NATO zachowują stosunkowo dużą różnorodność w tej dziedzinie. NATO nie narzuca w tym zakresie konkretnych rozwiązań (w odróżnieniu od silnej presji ZSRR w czasach UW na standaryzację struktur dowodzenia). Do tego drastycznie zaczęto redukować stan SZ RP. Z ponad 400 tysięcy w 1989 roku do 100 tysięcy obecnie (nie licząc 20 tysięcy żołnierzy Narodowych Sił Rezerwy). Niestety, redukcjom liczebności nie towarzyszyły ograniczenia liczby dowództw i jednostek zabezpieczających te dowództwa. „Radosna twórczość” w tej dziedzinie owocowała powstawaniem coraz to nowych instytucji centralnych, ich przeformowywaniem, likwidowaniem i powstawaniem nowych. Opisanie zmian organizacyjnych SZ RP od 1989 roku do dzisiaj byłoby pasjonujące, ale nie starczyłoby na to objętości całego numeru NTW. Niestety, wiele z tych przedsięwzięć organizacyjno-etatowych nie wynikało z wprowadzania nowych typów uzbrojenia, zmian w strategii czy sztuce operacyjnej, ale z innych – często mało czytelnych – „politycznych” powodów.
Często wygłaszane hasło, iż w SZ RP jest „za dużo wodzów, a za mało Indian” coraz bardziej stawało się aktualne i problem ten nabrzmiewał latami. Dobrze się stało, że zdecydowano wreszcie o zmianie systemu dowodzenia i kierowania SZ RP, ale czy zrealizowano go dobrze, klarownie i skutecznie należy już wątpić. Problemem w opisaniu tych zmian jest również niezwykła wstrzemięźliwość służb prasowych MON i Sztabu Generalnego WP w informowaniu o szczegółach. Na wiele pytań nie można otrzymać odpowiedzi, ponieważ są zawarte w dokumentach niejawnych. Jest to bardzo wygodne dla MON, bo utrudnia zorientowanie się w niezorganizowaniu i chaotycznym sposobie ich wprowadzania. Niniejszy materiał oparty jest głównie na zawartości stron internetowych, oficjalnych (jawnych) materiałach i opracowaniach oraz odpowiedziach na pytania skierowane do służb prasowych MON.
Główną zmianą w systemie było powołanie nowego Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych (DGRSZ) w Warszawie i przeformowanie Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych (DOSZ) w Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych (DORSZ) w Warszawie. Oba te dowództwa zaczęły formalnie swoje funkcjonowanie w dniu 1 stycznia 2014 roku i w tym też dniu przejęły dowodzenie szeregiem jednostek i instytucji wojskowych. Podział kompetencji pomiędzy nimi jest z jednej strony jasny, ale z drugiej wszystko okaże się w praktyce. DGRSZ stanowi polski odpowiednik „force providera”, czyli dowództwa odpowiedzialnego za pokojowe dowodzenie, szkolenie, zabezpieczenie itd. DORSZ jest „force userem”, czyli w czasie pokoju dowodzi siłami przekazanymi z DGRSZ (np. polskie kontyngenty wojskowe realizujące zadania ekspedycyjne) w czasie wykonywania zadań bojowych, a w czasie kryzysu i wojny przejmie dowodzenie zasadniczymi siłami, które pozostaną pod polskim dowództwem narodowym. Tu nasuwa się wątpliwość – czy na pewno powinny być dwa osobne dowództwa? Czy w ramach koalicyjnych działań (NATO) potrzebne jest DORSZ? Przecież dowodzeniem zajmą się wtedy struktury dowodzenia NATO. Z drugiej strony Polska nie wyklucza działań zbrojnych w obronie własnych granic prowadzonych przez WP, a dowodzonych przez DORSZ.
DGRSZ okazuje się być liczebnym molochem. W założeniu cała reforma miała na celu zmniejszenie liczby „wodzów” i ich współpracowników. Niestety, MON odmawia podania – zasłaniając się tajemnicą – jaka jest liczebność etatowa DGRSZ w porównaniu do zsumowanej liczebności poszczególnych zlikwidowanych dowództw. A niestety nie wydaje się ona mniejsza. Wiadomo tylko, że na dzień 30 grudnia 2013 roku ukompletowanie stanowisk służbowych w DGRSZ kształtowało się na poziomie 80%. Wraz z planowanym zmniejszeniem liczby etatów zapowiadano, że część „niezagospodarowanej” kadry trafi do jednostek liniowych. Niestety, nie jest z tym chyba najlepiej. Do etatu DGRSZ utworzono wykaz dodatkowy liczący 296 stanowisk. Wykaz ten jest ważny przez dwa lata i trafili do niego żołnierze, którzy nie dostali lub nie przyjęli w 2013 roku propozycji przejścia z likwidowanych struktur dowodzenia do innych jednostek i instytucji wojskowych. Niestety, wykaz ten jest w 83% wykorzystany i pozostaje w nim 245 „niezagospodarowanych” żołnierzy zawodowych. Ilu z nich w ciągu tych dwóch lat znajdzie nowe miejsce służby, a ilu odejdzie do rezerwy – może dowiemy się w przyszłości.
Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 2/2014