Nowelizacja ustawy o broni i amunicji
Piotr B. Zadora
Parlamentarna epopeja
Nowelizacja ustawy o broni i amunicji
Trzymiesięczny bój – czasami w podjazdach, czasami w zwarciu – pomiędzy przedstawicielami policji i społeczeństwa doprowadził do wypracowania kompromisu, z którego tak naprawdę nikt nie jest zadowolony. Co rokuje nadzieję na jego długie trwanie.

Jak uczą klasycy sztuki negocjacji, dobry kompromis to taki, który w całości wypełnia rzeczywiste postulaty wszystkich stron sporu. To jest naprawdę wykonalne, tylko wymaga dobrej woli od wszystkich uczestników dyskusji. Wymaga także odpowiedniego zdefiniowania postulatów, tak aby były one możliwe do zrealizowania – tu przydają się zawodowi negocjatorzy, którzy posiedli zdolność takiego wykręcania kota ogonem, że po godzinnej debacie nagle wszyscy zaczynają wierzyć w to, co negocjatorzy im referują. Rząd oczywiście dysponuje odpowiednimi kadrami, ale używa ich tylko w przypadkach społecznie ważkich (zdaniem rządu), czyli gdy np. górnicy zbrojni w dynamit przyjadą pod ministerstwo. Ustawy takie jak omawiana nowelizacja zaliczają się do grupy specjalistycznych ustaw technicznych, które nie za bardzo interesują szeroki ogół posłów i senatorów. Gremia kierownicze partii nie uważają tych ustaw za materiał przydatny do politycznych rozgrywek, szeroka publiczność nie rozumie zawiłości zapisów dokumentu, więc trudno taką sprawę wykorzystać do budowania własnej popularności lub atakowania rywala. W takich sytuacjach bardzo wiele do powiedzenia mają ci posłowie, którzy przekonają swoich kolegów (również tych z innych partii), że znają problem, wiedzą jakie są oczekiwania środowisk nim zainteresowanych i potrafią je wyartykułować. Jak zawsze przy ustawach rządowych niezwykle wiele zależy od odpowiadającego za projekt ministerstwa. Jego przedstawiciele zawsze mają ułatwiony dostęp do kierownictwa gabinetu i szefostwa klubu parlamentarnego partii rządzącej. Jeśli do tego odpowiedni wiceminister cieszy się wśród posłów autorytetem, to może skutecznie wymusić przyjęcie resortowych pomysłów. W takich sprawach jak nasza ustawa – ocenianych jako politycznie nieistotne – najwyższym szczeblem decyzyjnym są najwyżej minister, szefowie klubów parlamentarnych i ewentualnie jeszcze marszałkowie obu izb parlamentu. Szanse, by zainteresować problemem premiera są okołozerowe.
Dwie ustawy
Przez kilka miesięcy trwał wyścig o to, która ustawa pierwsza wejdzie pod obrady: projekt społeczny opracowywany przez sejmową Komisję Nadzwyczajną Przyjazne Państwo, czy też ministerialna nowelizacja starej ustawy. Od początku przewagę miał projekt społeczny, bo ministerstwo i KGP ruszały się jak mucha w smole. W lutym ubiegłego roku Przyjazne Państwo zakończyło prace na projektem społecznym i przesłało go do marszałka sejmu. Wszystko wskazywało na to, że dokument może być skierowany do prac jeszcze przed wakacjami. Marszałek sejmu Bronisław Komorowski zdążył co prawda skierować projekt do rządu z prośbą o opinię, czego efektem był kuriozalny dokument (STRZAŁ 5/10) stworzony w KGP i prawdopodobnie podpisany bez czytania przez kolejnych przełożonych. Niestety, o dalszym losie projektu społecznego zdecydowało najważniejsze wydarzenie nie tylko całego roku, ale zapewne całej dekady – katastrofa smoleńska. Marszałek sejmu stał się pełniącym obowiązki prezydenta, a jednocześnie kandydatem na to stanowisko w przedterminowych wyborach. Było jasne, że w takich okolicznościach na pewno do wyborów nie będzie miał ani czasu, ani politycznej ochoty by zajmować się projektem. Równocześnie strona ministerialno-policyjna nie zasypiała gruszek w popiele, projekt nowelizacji ustawy o broni połączono z projektem nowelizacji ustawy o obrocie „specjalnym”, co pozwoliło na powiększenie „piętna” europejskości, bo obie nowelizacje swe źródło miały w zmianach prawa UE. W efekcie rządowy dokument przyozdobiony europejskimi gwiazdkami (oznaczającymi pilność prac) trafił po wakacjach do (nowego już) marszałka sejmu, a ten niemal natychmiast skierował go do Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych (ASW). Dosłownie kilkanaście dni później do tej samej komisji marszałek Grzegorz Schetyna skierował też projekt Przyjaznego Państwa, ostentacyjnie ignorując kłamliwe, negatywne stanowisko rządu, za co zapisze się mile w naszej pamięci. Projekt ów leży sobie spokojnie w ASW, ale ze źródeł zbliżonych do dobrze poinformowanych wiem, że będzie podjęta próba odrzucenia go już w pierwszym czytaniu – chodzi o to, aby nie doszło do jakiejkolwiek szerszej dyskusji z tezami w projekcie zawartymi, jak widać ktoś się obawia, że mogłyby zapaść w pamięć posłów.
Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 1-2/2011