Okrętowe działa kamienne
Krzysztof Gerlach
Okrętowe działa kamienne
Zainteresowani historyczną artylerią dobrze wiedzą, że wymienionych w tytule dział nie wykonywano z kamienia, tylko służyły one do strzelania pociskami z takiego materiału. Lecz na temat owych petrier czy pertycz, jak brzmi ich historyczna nazwa, istnieje ogromnie dużo nieporozumień i fałszywych informacji, rozpowszechnianych nawet w literaturze naukowej. W dużej mierze wynikają one z niemal powszechnego – acz niesłusznego – przekonania, że ten typ był niemal od zarania „przestarzały” i został wyparty przez odmiany wyrzucające kule żeliwne z powodu swoich wad konstrukcyjnych oraz niskiej skuteczności. Błędności tego sądu może tylko dorównywać mniemanie o rzekomym braku poważniejszych różnic w budowie i wielkości dział kamiennych w okresie ich użytkowania na okrętach.
Nie ulega wątpliwości, że pomysł wykonywania pocisków armatnich z rozmaitych skał narodził się z powodów czysto ekonomicznych. W czasach kiedy pojawiły się pierwsze, bardzo jeszcze prymitywne działa, hutnictwo dopiero raczkowało, a surowce pochodzące z wytopu rud miały niezwykle wysokie ceny. Za to wszelkich minerałów było w bród, a względne koszty robocizny kształtowały się jeszcze wyjątkowo nisko. Wprawdzie wycięcie z warstwy kamienia odpowiedniej bryły, nadanie jej idealnie kulistego kształtu oraz pieczołowite wygładzenie wymagało sporych umiejętności, cierpliwości i czasu, lecz i tak opłacało się bardziej niż odlewanie kul z drogiego metalu i wyrzucanie ich w podarunku nieprzyjacielowi. Jedynie przy najmniejszych kalibrach wygodniej było wykonywać małe kulki z ołowiu, co zresztą w ręcznej broni palnej utrzymało się przez setki lat1. Stopniowo płace wysoko wykwalifikowanych kamieniarzy rosły, a ceny metali – zwłaszcza żeliwa, uważanego za „żelazne śmieci” i czasem tak nazywanego – spadały. Jednak nawet wtedy, gdy kule żeliwne konkurowały już „na rynku” z kamiennymi i były od nich tańsze, ciągle opłacało się wykonywać petriery, bowiem kluczową oszczędność uzyskiwano w takiej sytuacji przez zmniejszone zużycie materiału do budowy samego działa, co zostanie wyjaśnione przy omawianiu specyfiki konstrukcji. Sporządzenie dobrej, okrągłej kuli ze skały zajmowało jednemu człowiekowi dzień lub dwa pracy. Przy niskich dniówkach nie pociągało to za sobą dużych kosztów, lecz wynik zależał od wielu czynników, w tym twardości, ciężaru właściwego i jednolitości użytego minerału. Wiadomo co najmniej o pociskach z granitu, marmuru, piaskowca, bazaltu, wapienia i dolomitu.
CECHY TAKTYCZNE KUL KAMIENNYCH
Z uwagi na dużo mniejszy ciężar właściwy skał niż żeliwa (o ołowiu nawet nie wspominając), pociski kamienne ważyły z grubsza tylko jedną trzecią tego, co żelazne o tej samej średnicy. Chociaż ta różnica miała wielki i pozytywny wpływ na konstrukcję petrier, to sam pocisk stawiała w bardzo niekorzystnej sytuacji i była postrzegana jako jego najważniejsza wada taktyczna. Niska masa kuli przy tej samej prędkości wylotowej oznaczała bowiem niższą energię kinetyczną, większy wpływ oporu aerodynamicznego, a w rezultacie małą donośność i słabą siłę przebicia. Nadanie pociskowi z kamienia idealnej kulistości było trudniejsze niż przy odlewaniu, co wymuszało stosowanie większego luzu w przewodzie lufy. Pomijając stratę ciśnienia gazów prochowych i związany z tym dalszy spadek skuteczności, kierowało to zarazem petriery w kierunku dział dużego kalibru, gdzie takie proporcje były bardziej typowe. Z drugiej strony, łatwość pozyskiwania małych otoczaków w naturze skłaniała do budowy także bardzo małych dział kamiennych. Żmudność obróbki, a zarazem jej koszt, zależały od podatności skały. Stosunkowo łatwe do wycięcia i wykończenia kule z tanich minerałów były podatne na pękanie. Jeśli zdarzało się to przy uderzaniu w kadłub nieprzyjacielskiego okrętu, skutek mógł być nawet wysoce pożądany – co będzie omówione później. Kiedy kula pękała już w lufie lub zaraz po jej opuszczeniu, strzał szedł zazwyczaj na marne. Dlatego próbowano czasami wzmacniać i nadawać integralność takiemu pociskowi przez opasywanie go jedną lub dwiema (założonymi na krzyż) opaskami żelaznymi. Przysparzało to kłopotów podczas obróbki – w miejscu przeznaczonym na opaskę należało w kuli bardzo precyzyjnie wyżłobić rowek, aby blacha leżała potem wyjątkowo ciasno, równo i gładko, w pełni wtapiając się w kulistą powierzchnię kamienia. W razie wadliwego wykonania opaska w najlepszym razie niszczyła przewód lufy, w najgorszym – blokowała pocisk przy wystrzale, co mogło zniszczyć całą armatę. Biorąc to pod uwagę, próbowano też innej metody, najpóźniej od XV w. Brano obrobiony tylko z grubsza, a więc tani kamień i oblewano go metalowym2 płaszczem. Pozornie takie postępowanie zapewniało same zalety – pocisk mógł być „idealnie” kulisty, tańszy zarówno od pełnej kuli metalowej (oszczędność na surowcu), jak kamiennej (oszczędność na robociźnie), gładszy i dużo pewniejszy od wersji z opaskami, cięższy od kuli kamiennej i niepodatny na pękanie. Lecz kula z kamiennym rdzeniem miała aż dwie pięty achillesowe, które ustawiały ją na marginesie linii rozwojowej amunicji. Po pierwsze, artylerzysta nie wiedział nigdy, ile waży konkretny pocisk, ponieważ każdy rdzeń mógł być trochę inny. W rezultacie nie dało się prawidłowo dobierać wielkości ładunku miotającego do masy, strzelając jeszcze bardziej na „chybił trafił” niż zwykle w tamtych czasach. Po drugie, nie istniały właściwe armaty do ich wystrzeliwania – dla przystosowanych do amunicji ołowianej czy żeliwnej taka „kompozytowa” kula była za lekka. Dla dział kamiennych nadmierna masa prowadziła do wzrostu ciśnienia w lufie ponad projektowaną wartość, co mogło zakończyć się fatalnie. Między innymi z tych powodów najbardziej typowym pociskiem petrier pozostawała zawsze pełna, kamienna kula, bardzo lekka w stosunku do swojej średnicy.