Okręt skazany na zagładę
Ivan Zajac
Okręt skazany na zagładę
30. rocznica zatopienia HMS Sheffield
W bieżącym roku przypada 30. rocznica konfliktu falklandzkiego, w którym poszło na dno najwięcej dużych okrętów wojennych od zakończenia II wojny światowej. Jego pierwszą brytyjską ofiarą był pechowy niszczyciel Sheffield, który w wyniku szeregu fatalnych zdarzeń wręcz skazany został na swój tragiczny i nieuchronny los.
Brytyjską reakcją na zajęcie Falklandów przez oddziały argentyńskie na początku kwietnia 1982 r. było wysłanie w kierunku archipelagu sił ekspedycyjnych zorganizowanych w Task Force 317 (TF 317), których zadaniem było odzyskanie wysp dla korony brytyjskiej. Trzonem tego zespołu były lotniskowce Hermes (R 12) i Invincible (R 05) oraz 20 bazujących na nich samolotów myśliwskich i myśliwsko-bombowych Sea Harrier, które miały wywalczyć panowanie w powietrzu w rejonie operacji. Eskortę lotniskowcom zapewniało początkowo 5 niszczycieli i 6 fregat, które w trakcie konfliktu uzupełniły kolejne okręty. Zadania obrony plot. TF 317 miały realizować, oprócz Sea Harrierów, niszczyciele typu 42, uzbrojone w system rakietowy średniego zasięgu GWS 30 Sea Dart, wśród których była również pierwsza jednostka serii, Sheffield (D 80), wcielona do służby w połowie lutego 1975 r. Lotnictwo przeciwnika uznawane było przez Brytyjczyków za najgroźniejszego przeciwnika mogącego stanąć na przeszkodzie planom odzyskania wysp. Dysponowało ono na początku lat 80. około setką maszyn, które wciąż mogły być uznawane za nowoczesne: naddźwiękowymi Dassault Mirage III (17 szt., 1 maja 1982 sprawnych było 11) i IAI Dagger (36 szt.) oraz poddźwiękowymi McDonnell Douglas A-4 Skyhawk (53 i 8 w lotnictwie morskim), jednak mogącymi przenosić podczas misji przeciwokrętowych jedynie klasyczne bomby i rakiety niekierowane. Prawdziwym „asem w rękawie” Argentyńczyków były nowiutkie francuskie morskie samoloty szturmowe Dassault-Breguet Super Étendard, których główne uzbrojenie przeciwokrętowe stanowiły kierowane pociski „powietrze-woda” Aérospatiale AM 39 Exocet o zasięgu 50-70 km (w zależności od wysokości odpalenia i wybranego profilu lotu do celu), który w tym przypadku zapewniał niemal pełne bezpieczeństwo nosiciela – aby odpalić rakietę nie musiał wchodzić w zasięg obrony przeciwlotniczej przeciwnika. Pierwszych 5 z 14 zamówionych Super Étendardów dostarczono pomiędzy sierpniem a listopadem 1981 r., transport następnych wstrzymano po ogłoszeniu międzynarodowego embarga na sprzedaż broni do Argentyny. Do chwili rozpoczęcia konfliktu nie zostały jeszcze w pełni zrealizowane wszystkie czynności związane z integracją Exocetów z nosicielami, a wprowadzenie zakazu wymusiło wycofanie z kraju zespołu francuskich specjalistów, którzy prace te wykonywali. Argentyńczykom udało się jednak dokończyć je samodzielnie, chociaż – ponoć – nie bez „cichej” współpracy Francuzów.
Tragiczny 4 maja
Operacja wyzwalania Falklandów rozpoczęła się 1 maja 1982 r., gdy samoloty startujące z pokładów lotniskowców TF 317 przeprowadziły pierwsze ataki na argentyńskie pozycje na najważniejszych wyspach archipelagu. Sheffield operował, wspólnie z innymi jednostkami zespołu, w tzw. strefie całkowitej wyłączności (Total Exclusion Zone, TEZ), wytyczonej przez Brytyjczyków w promieniu 200 Mm od wysp. Już pierwszego dnia stacje radiolokacyjne niszczyciela wykryły kilka argentyńskich samolotów znajdujących się w odległości około 300 km. Ponieważ atakowały one okręty będące w pobliżu wysp i nie stanowiły dla Sheffielda bezpośredniego zagrożenia, jego dowódca, 42-letni kmdr James „Sam” Salt, wbrew rutynowym zwyczajom (regulamin na to zezwalał) polecił zmniejszyć stopień gotowości bojowej. Obsługi miały teraz obsadzić wszystkie stanowiska bojowe dopiero przy trzecim poziomie zagrożenia atakiem z powietrza, tzw. Air Warning Red, a nie przy, o stopień niższym, Air Warning Yellow, jak to było dotąd przyjęte. Przez kolejne dwa dni załoga okrętu nie meldowała o jakiejkolwiek wykrytej aktywności przeciwnika, czego przyczyną były prawdopodobnie pogarszające się warunki meteorologiczne. Dowódca okrętu, najpewniej tym uspokojony, nie zmienił stopnia gotowości bojowej.
4 maja pogoda wyraźnie się jednak poprawiła i nad ranem, z bazy w Rio Grande (na samym południu Argentyny, w płn.- wsch. części wyspy Ziemia Ognista, do wybrzeży Falklandów było stąd ponad 650 km), wystartował na patrol, dowodzony przez kmdr. ppor. Ernesto Proni Lestona, samolot rozpoznania morskiego Lockheed P-2H Neptune (0708/2-P-112), należący do lotnictwa Armada Argentina. Po raz pierwszy o 07.10 czasu lokalnego zlokalizował on za pomocą stacji radiolokacyjnej APS-20 brytyjskie okręty, a potem – ze względów bezpieczeństwa – przeszedł na ich śledzenie pasywnym systemem rozpoznania radiotechnicznego, który zasygnalizował pracę stacji radiolokacyjnej niszczyciela typu 42. Kontakt został potwierdzony przez stację radiolokacyjną o 08.14 i 08.43, gdy Neptune przekazał informacje o obecności trzech jednostek przeciwnika. Był to zapewne patrol wczesnego ostrzegania radiolokacyjnego, wysunięty na 33 km na południowy zachód od pozycji obu lotniskowców, w którego składzie był Sheffield oraz dwa okręty bliźniacze – Coventry (D 118) i Glasgow (D 88). Ich zadaniem było odpowiednio wczesne wykrycie argentyńskich samolotów zmierzających w stronę lotniskowców i zapobieżenie za pomocą Sea Dartów ich ewentualnemu atakowi, albo też naprowadzenie na nie Sea Harrierów. Okrętem flagowym TF 317 był większy, ale znacznie starszy lotniskowiec Hermes2, stąd lokalne stanowisko dowodzenia obrony powietrznej (Anti-Air Warfare Command, AAWC) znajdowało się na drugim okręcie lotniczym – nowoczesnym i znacznie lepiej wyposażonym Invincible’u.
Na Sheffieldzie za większe zagrożenie od samolotów uznawano jednak argentyńskie okręty podwodne. Już 1 maja San Luis przeprowadził nieudany atak na fregaty Royal Navy, a potem udało mu się bez problemu uciec.
Po analizie sytuacji dowództwo argentyńskiej marynarki wojennej zadecydowało o użyciu swej najcenniejszej broni – Super Étendardów z Exocetami. Liczono bowiem, że niedaleko okrętów wysuniętego patrolu radiolokacyjnego powinny znajdować się brytyjskie lotniskowce. O 09.44 z Rio Grande wystartowała para maszyn sekcji Vincha, każda z podwieszonym pociskiem i jednym zbiornikiem paliwa. Pilotowali je: kmdr ppor. Augusto Bedacarratz (3-A-202), który był dowódcą pary, oraz kpt. Armando Mayora (3-A-203). Mniej więcej w połowie trasy mieli uzupełnić paliwo w powietrzu z tankowca KC-130H, a potem – w odległości 185 km od celu – zejść z wysokości przelotowej 6000 m na 20-25 m, aby do okrętów przeciwnika zbliżyć się niepostrzeżenie, poniżej horyzontu radiolokacyjnego. W tej fazie lotu piloci Super Étendardów mieli być całkowicie zależni od informacji z Neptune’a, który miał uszczegółowić informacje o położeniu celu o 10.00. Na korzyść Argentyńczyków przemawiał fakt, że doskonale znali niszczyciele typu 42, na których spoczywał ciężar obrony plot. brytyjskiego zespołu. Sami bowiem dysponowali dwiema takimi jednostkami, co prawda w nieco uproszczonej odmianie eksportowej (m.in. nie dysponującej, wówczas ściśle tajnym, systemem rozpoznania radiotechnicznego UAA-1). Stąd argentyńscy lotnicy dobrze wiedzieli o słabych punktach stacji radiolokacyjnych dozoru ogólnego typów 965R i 922Q, a także plot. systemu rakietowego Sea Dart oraz, wchodzących w jego skład, stacji naprowadzania rakiet typu 909.
Problemy zaczęły się jednak już przed startem samolotów, mających wykonać atak. Na leciwym Neptunie o 09.25 odmówiła posłuszeństwa stacja radiolokacyjna, ale załoga maszyny podjęła heroiczny wysiłek, aby ją w locie naprawić. O 10.04 zaczęła się procedura tankowania w powietrzu, a potem Super Étendardy „na ślepo” skierowały się ku odległemu o 460 km rejonowi, w którym miały znajdować się ich cele. Radar na Neptunie, na ich szczęście, udało się naprawić o 10.30 i położenie celu mogło zostać w związku z tym zaktualizowane. Natychmiast uzyskano dwa kontakty radiolokacyjne, a w 5 minut później także trzeci – jeden duży i dwa średnie. Super Étendardy skorygowały na bazie tych danych swój kurs prowadzący do celu. Około 240 km od okrętów wroga stacje ostrzegawcze samolotów wykryły promieniowanie brytyjskich radarów, dlatego obie argentyńskie maszyny – nieco wcześniej niż planowano – natychmiast radykalnie obniżyły wysokość lotu. O 10.50, w odległości około 93 km od celu, wzniosły się na moment na wysokość rzędu 300 m, aby cele zostały wykryte przez pokładowe stacje radiolokacyjne Agave i na podstawie ich danych mogły zostać zaprogramowane układy naprowadzania Exocetów. Przy pierwszej próbie jednak niczego nie wykryły, dlatego o 10.56, po przebyciu dalszych 37 km, manewr powtórzono. Tym razem z sukcesem i obaj piloci na ekranach w swych kabinach ujrzeli symbole trzech średnich i jednego dużego celu. Mogła rozpocząć się finalna faza ataku. Jako pierwszy, o 11.02, na małej wysokości, w odległości około 37 km od nieprzyjaciela (a więc w „martwej” strefie systemu Sea Dart), swój pocisk odpalił kmdr ppor. Bedacarratz. Kapitan Mayora nie usłyszał rozkazu dowódcy odpalenia pocisków, ale gdy dostrzegł płomień z dyszy silnika rakiety pod maszyną prowadzącego, natychmiast nawiązał z nim łączność radiową i po uzyskaniu potwierdzenia, także odpalił swego Exoceta. Ponieważ pocisk ten jest bronią typu „odpal i zapomnij”, oba Super Étendardy po chwili zawróciły i skierowały się ku macierzystej bazie, gdzie po godzinie bezpiecznie wylądowały. Taki był przebieg akcji według Argentyńczyków.
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 10/2012