Operacja "Savannah"

 


Krzysztof Kubiak


 

 

 

Operacja "Savannah"

 

 

W 1975 roku, wobec postępującego rozpadu portugalskiego imperium kolonialnego, Republika Południowej Afryki stanęła wobec nowego wyzwania. Była nim realna groźba przejęcia władzy w Angoli przez komunizujący Ludowy Ruch Wyzwolenia Angoli (MPLA), współpracujący z Afrykańskim Kongresem Narodowym (ANC) i Organizacją Ludu Afryki Południowo – Zachodniej (SWAPO). RPA podjęła decyzję o wsparciu antykomunistycznej organizacji, noszącej nazwę Narodowy Związek na Rzecz Całkowitej Niepodległości Angoli (UNITA). Zaowocowało to, prowadzoną w zaiste niezwykły sposób, ekspedycją militarną nazwaną operacją „Savannah”.

 
 
 

Latem 1975 roku było już jasne, że portugalskie imperium kolonialne w Afryce przestało właściwie istnieć. Zdecydowały o tym zmiany polityczno-społeczne w samej metropolii – Lizbona nie zamierzała dalej sprzeciwiać się ruchom wyzwoleńczym. Obecne jeszcze w Afryce wojska portugalskie rozpoczęły przygotowania do ewakuacji, zamykając się w garnizonach czy koszarach, biernie obserwując aktywność oddziałów dotychczasowej partyzantki. Co gorsze dla rządu w Pretorii, władzę w Angoli przejmowali teraz komuniści z MPLA (wspierający ruchy lewicowe w samym RPA, a przez to groźni dla bezpieczeństwa wewnętrznego „białego imperium czarnego lądu”). Sprzeciwiały się im miejscowe organizacje FNLA i UNITA, ale przewaga komunistów była wyraźna. Afrykanerzy, wobec widocznego wzmacniania potencjału MPLA i braku nadziei na wymuszenie przez społeczność międzynarodową rozwiązania politycznego, podjęli przygotowania do działań zbrojnych w Angoli. Podkreślić należy, że na zaangażowanie sił RPA nalegała silnie dyplomacja amerykańska (w sprawę tę mocno zaangażował się Henry Kissinger). Już 21 września (według części publikacji 24 września) 1975 roku samolot C-47 sił powietrznych Afryki Południowej przerzucił grupę instruktorów wraz ze sprzętem na kontrolowane przez UNITA polowe lotnisko w Silva Porto (obecnie Cuito, tam też mieściła się kwatera główna ruchu partyzanckiego). Grupę tworzyło dwóch oficerów: podpułkownik Van der Waals i major Hoitzhausen, którym towarzyszyła niewielka grupa żołnierzy (18) obsadzających cztery terenowe Land Rovery uzbrojone we francuskie przeciwpancerne pociski kierowane MGM-32A Entac. Dowódca afrykanerskiej misji przybrał pseudonim Commandant Kaas. Rozpoczął on działanie w momencie, gdy MPLA przejęła kontrolę nad większością miast w Angoli. Siły opozycyjne zdołały utrzymać tylko Nova Lisboa, Silva Porto, Luso (UNITA) oraz miasto Carmona na północy (FNLA). Na wschodzie poza kontrolą władz w Luandzie pozostawało Serpa Pinto. Co ważne – MPLA kontrolowała największe lotnisko (Luanda) i wszystkie porty morskie. Jej oddziały zapuszczały się coraz głębiej na obszar Ovimbundu, uważany przez UNITA za swą wyłączną domenę. Commandant Kaas rozpoczął forsowne szkolenie grupy około 1 000 bojowników UNITA. Podstawowym problemem tej organizacji był rozpaczliwy deficyt broni oraz brak wydolnego systemu zaopatrzeniowego, co dodatkowo potęgowało problemy natury logistycznej. W kwaterze głównej UNITA Afrykanerzy nie byli jedynymi cudzoziemcami. W Silva Porto przebywał oficer łącznikowy CIA, przedstawiciele wywiadu brytyjskiego oraz brytyjskich koncernów (przede wszystkim Tanganyika Concessions i Lonrho, które użyczały organizacji swoich samolotów wraz z pilotami), obecni byli Francuzi określający się mianem „najemników” (faktycznie kadrowi oficerowie Służby Dokumentacji Wywiadu i Kontrwywiadu SDECE, franc. Service de Documentation Exterieure et de Contre-espionnage). Najliczniej reprezentowani byli Portugalczycy, uchodźcy z Angoli, gotowi walczyć z nowymi władzami w Luandzie. Prócz tego, dzięki przychylności Hiszpanii, z kontynentalnej Portugalii napływali do Afryki rozmaitego rodzaju poszukiwacze przygód, ideowcy i zwyczajni najemnicy gotowi również chwycić za broń. Trzeba też wspomnieć o liczącym 120 żołnierzy pododdziale zairskim dowodzonym przez oficera w stopniu majora, przysłanym wraz z sześcioma starymi samochodami pancernymi Panhard przez prezydenta Mobutu. Owi „sojusznicy” nie przedstawiali większej wartości bojowej, przysparzając jednocześnie wielu problemów natury dyscyplinarnej. Savimbi, przywódca UNITA, nie chciał ich jednak odsyłać, aby nie urazić Mobutu. Prócz szkolenia bojowników UNITA, Afrykanerzy zaczęli organizować oddziały partyzanckie z uchodźców oraz szkolić wojowników miejscowych plemion, nawet jeżeli nie wchodzili oni w skład UNITA. W Silca Porto bazował również pojedynczy samolot firmy Learjet będący dyspozycyjną maszyną Savimbiego oraz podobny HS. 125 używany do przerzutu broni z Zambii.

Już 5 października Afrykanerzy wzięli udział w walce. Doszło do tego w następstwie podjętej przez MPLA próby zajęcia Nova Lisboa. Ku miastu ruszyły trzy kolumny: z północy (rejon wyjściowy Cela), zachodu (Benguela) i północnego – zachodu (Lobito). Z Nova Lisboa wyruszyła wówczas kolumna szybka złożona z południowoafrykańskich instruktorów z trzema samochodami pancernymi i wyrzutnią przeciwpancernych pocisków kierowanych oraz kompania UNITA. Do starcia doszło pod Norton de Matros. Zaczęło się ono niefortunnie dla Afrykanerów. Jeden z pierwszych pocisków zniszczył wóz dowodzenia, co spowodowało masowe dezercje niedoświadczonych żołnierzy UNITA. Jednak dowódca zdołał zapobiec rozprzestrzenianiu się paniki, zebrał rozproszonych ludzi i poprowadził ich do kontrataku, podczas którego wyeliminowano około 100 żołnierzy przeciwnika. Przy stracie jednego tylko Land Rovera ocalono dla UNITA Nova Lisboa, drugie co do wielkości miasto w kraju, odgrywające kluczowe znaczenie polityczne, zwłaszcza zwłaszcza że MPLA zdołała już zająć 11 z 16 stolic prowincji. Savimbi był zatem zdeterminowany, by miasto utrzymać za wszelką cenę.

 

 

Pełna wersja artykułu w magazynie Poligon 2/2010

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter