O polskim generalne, polskim samolocie i tureckiej gościnności

 


Krzysztof Mroczkowski, Andrzej Olejko


 

 

 

O polskim generalne, polskim samolocie

 

i tureckiej gościnności


 

 

Po czterech dniach szalonej drogi wreszcie Istambuł. Dojeżdżając do tego miasta czuliśmy się trochę jak uczestnicy IV wyprawy krzyżowej oszołomieni ogromem i majestatycznością tego miejsca. W tym trudnym do opisania słowami mieście jest wiele wspaniałości, ale ani zapierająca dech w piersiach Hagia Sophia, ani Błękitny Meczet, ani poranny widok z restauracji na dachu na dostojnie przepływające Bosforem statki nie były naszym celem, były jedynie fenomenalnym suplementem. Celem był Istanbul Havacilik Müzesi i stojący w nim dumnie jedyny zachowany polski samolot myśliwski typu PZL-24.


 
 


Przed nami brama wejściowa Istanbul Havacilik Müzesi położonego w dzielnicy Yeşilköy. Dopadł nas upał, ciężki, lepki żar napływający ze wschodu i wartownik w przepisowym mundurze i klapkach. Budka wartownicza i żołnierz z bronią, ale wizytówka adiunkta Muzeum Lotnictwa w Krakowie powoduje, iż po chwili wychodzi do nas Dowódca Bazy Lotniczej – wojskowej części międzynarodowego portu lotniczego imienia Atatürka. Nienaganna angielszczyzna pułkownika i serdeczne zaproszenie do środka... Sir chcielibyśmy zobaczyć wasz-nasz samolot... Oczywiście proszę uprzejmie... Czujcie się Panowie naszymi gośćmi... Dziwne uczucie... Polonikum w odległej ziemi, która, mimo że całkowicie nam obca kulturowo, to jednak bliska – witani jesteśmy chyba z niewymuszoną konwenansem przyjemnością, bo przecież nasza wspólna historia jest bardzo bogata i długa.

Przed wiekami Rzeczpospolita graniczyła z Imperium Otomańskim. Bywały wspaniałe okresy współpracy, a nazwisko Rayski jest tam powszechnie znane, a i jeszcze gdzieś dźwięczy w uszach słynne zdanie Poseł z Lechistanu nie przybył... Co nas uderzyło na wejściu to sentyment Turków do flagi narodowej. Jest imponujący – powiewa ona nie tylko nad budynkami, ale nawet na najmniejszych łodziach rybackich można ją spotkać, często nieproporcjonalnie duża w stosunku do wielkości obiektu. Fascynujący kraj... Podobno największym szczęściem, jakie może spotkać człowieka, to jeszcze w 100 lat po śmierci mieć wrogów. Gen. bryg. pil. inż. Ludomił Rayski winien zatem być postrzegany jako szczęściarz, choć jego wrogowie dawno już odeszli, ale pozostali powtarzający mantry plagiatorzy kalumni wysuwanych pod jego adresem także w związku z tym typem samolotu. Zamajaczyła więc w sierpniowym upale samego południa szczupła lekko przygarbiona sylwetka generała, wszak jest związany z tą maszyną i jest jednym z bohaterów tego wyjazdu...

 

Pełna wersja artykułu w magazynie Lotnictwo 2/2010

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter