ORP Warszawa (II) Po co nam był ten niszczyciel?
Robert Rochowicz
Postawione w tytule pytanie dla niektórych może być z pewnością dość kontrowersyjne. Jednak patrząc na przebieg służby ostatniego jak na razie niszczyciela naszej floty, na pewno warto spróbować znaleźć na nie odpowiedź.
Przepiękna sylwetka, groźnie wyglądający zestaw uzbrojenia. Wydaje się jednak, że walory – nazwijmy je artystyczne – kompletnie rozmijały się z możliwościami wykorzystania bojowego niszczyciela w naszej flocie, zwłaszcza po zmianach politycznych w Polsce, a więc przez prawie cały okres jego służby pod biało-czerwoną banderą. Tym bardziej, że okręt tego projektu (co prawda w wersji nie zmodernizowanej) chcieliśmy przejąć, ale w 1969 r., a 17 lat później, po wycofaniu pierwszej Warszawy nie był to już „obiekt westchnień” Dowództwa MW, nawet w ulepszonym wariancie.
Wszelkie plany z przełomu lat 60. i 70. przejęcia większej liczby niszczycieli bardzo szybko okazały się li tylko „pobożnymi życzeniami”. Zaporowa cena za ORP Warszawa, którą i tak kupiono na kredyt, skutecznie studziła zapędy planistów przed rozglądaniem się za kolejnymi jednostkami tej klasy. Jej posiadanie zresztą na kilkanaście lat odsunęło konieczność szukania następcy flagowego jedynaka, aż jak szacowano do połowy lat 80. W dokumencie z 15 maja 1981 r. oceniono, że aktualny stan techniczny Warszawy proj. 56AE pozwoli na jej eksploatację co najwyżej do końca 1983 r. Jak to zwykle bywa, termin ten został przesunięty do czasu zakończenia resursu międzyremontowego najważniejszych mechanizmów okrętu. Ostatecznie udało się niszczyciel utrzymać w służbie aż do końca 1985 r. Miesiąc przed wydaniem wspomnianej oceny opracowano z kolei plan wcieleń okrętów na najbliższą dekadę. Zakładał on, że stary niszczyciel zastąpią aż dwie nowe jednostki tej klasy, pierwszą mieliśmy przejąć już w 1985 r., a drugą w następnej pięciolatce.
Dopiero około 1983 r., gdy zdawano sobie sprawę z nieodległej już perspektywy wycofania okrętu projektu 56AE zaczęto rozglądać się za konkretnym typem następcy. Faworytem bardzo szybko stał się radziecki dozorowiec projektu 1135 Buriewiestnik (NATO: Krivak I). Ambitne plany opracowane w sierpniu tego roku zakładały przejęcie pierwszej jednostki w 1986, rok po wycofaniu Warszawy, a drugiej dopiero w pięciolatce 1996-2000. W marcu 1984 r. Dowództwo MW wysłało ministrowi obrony narodowej propozycję harmonogramu dostaw okrętów z importu. Zakładano, że zakup w 1986 r. wybranego okrętu będzie kosztował budżet 4,5 miliarda ówczesnych złotych.
Dlaczego dokonano takiego, a nie innego wyboru?
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO nr Specjalny 1/2015