Ostatni dzień sierpnia


Grzegorz Śliżewski, Grzegorz Sojda, Piotr Hodyra


 

 

 

 

Ostatni dzień sierpnia

 

 

 

Sobota, 31 sierpnia 1940 r. w polskiej historiografii lotniczej kojarzy się przede wszystkim z pierwszym zespołowym zwycięstwem Dywizjonu 303. W dotychczasowych publikacjach można przeczytać, że jednostka wykonała tego dnia tylko jedno zadanie startując w sile 12 samolotów na przechwycenie Luftwaffe nad Wyspami Brytyjskimi. W rzeczywistości zadań tych 303 Dywizjon wykonał więcej, a czas poprzedzający to wydarzenie także obfitował w ciekawe epizody związane z polskimi pilotami walczącymi w czasie Bitwy o Anglię.

 

Początek dnia był spokojny, gdyż niebo nad Anglią było zachmurzone, a na dodatek do wysokości 7000 stóp lekko zamglone. Dopiero około godz. 7:30 między przylądkiem Gris Nez a Dunkierką pojawiło się kilka grup samolotów nieprzyjaciela, które oceniono łącznie na mniej więcej 60 maszyn. Przeciw nim poderwano dywizjony 1., 253. (z P/O Tadeuszem Nowakiem), 151. (z P/O Franciszkiem Czajkowskim i P/O Franciszkiem Surmą) oraz 501. (z P/O Stanisławem Skalskim), a także bardziej na północy 302. (F/Lt Franciszek Jastrzębski, P/O Stefan Wapniarek). Jako pierwszy nieprzyjaciela przechwycił 151. – niedaleko Ramsgate jednostka uderzyła na około 60 Me 109. W wyniku walki zgłoszono zestrzelenie prawdopodobne dwóch maszyn i uszkodzenie trzeciej bez strat własnych. Polacy nie znaleźli się wśród zwycięzców. Było to starcie z samolotami wykonującymi zadanie dywersyjne, mające odciągnąć myśliwce RAF od głównej wyprawy bombowej. Ta zaś została odnaleziona przez pilotów 1. Dywizjonu, w czasie gdy znajdowała się u brzegów Essex. Okazało się, że wskazania radarów były błędne – liczyła bowiem 100 bombowców i Me 110. Natychmiast wystartowały posiłki – dywizjony 111., 19., 56., 222., 257. i 601. (z F/O Jerzym Jankiewiczem i F/O Juliuszem Topolnickim). Niemcom udało się zbombardować lotnisko w Debden, a w walkach, które się wówczas toczyły, nie wzięły udziału jednostki, w składzie których znajdowali się Polacy. Jedynie F/O Jankiewicz odłączył się od formacji i uszkodził Me 109. Tak opisał to w raporcie bojowym.

Byłem numerem 2 w kluczu Czerwonym. Wystartowaliśmy o godz. 8:27 z rozkazem patrolu nad bazą na wysokości 15 000 stóp. Kiedy byliśmy na wysokości 12 000 stóp i wciąż się wznosiliśmy, około 10 000 stóp powyżej nas dostrzegliśmy formację nieprzyjacielskich bombowców lecących w kierunku północno północno-zachodnim. Jednocześnie zauważyłem wybuchy pocisków artylerii przeciwlotniczej, a także bomby wybuchające na lotnisku Debden. Kontynuowaliśmy wznoszenie, a obróciwszy się, zauważyłem krąg obronny około sześciu Me 109, który znajdował się około 5000 stóp powyżej i z tyłu. Odbiłem od naszej formacji, aby obejrzeć te samoloty, a jednocześnie jeden z nich zanurkował w dół i otworzył do mnie ogień od czoła. Pochylił się mocno w lewo, a ja wykonałem atak z boku z pełną poprawką. Kilka sekund później zobaczyłem czarny dym wydobywający się z prawej strony Messerschmitta. Potem samolot przeciwnika zanurkował, a ja leciałem za nim, strzelając nieustannie krótkimi seriami. Me 109 uciekł mi na południowy wschód.

Pozostali piloci 601. zgłosili natomiast zestrzelenie 2-1-0 Me 110. F/O Topolnicki nie miał udziału w tych sukcesach.

Ponieważ po tym ataku Niemcy pojawiali się nad Wyspami Brytyjskimi małymi grupkami (jedna z nich zestrzeliła np. wszystkie 23 balony zaporowe w rejonie Dover), w powietrzu stale patrolowały dywizjony RAF. Wśród nich były m.in. 151. z P/O Surmą i P/O Czajkowskim oraz 601. z F/O Jankiewiczem i F/O Topolnickim. Kiedy ta druga jednostka około godz. 10:20 wracała po wykonaniu zadania do bazy, radary wykryły trzy kolejne duże grupy niemieckich maszyn, które nadciągały z kierunku Francji. W tym czasie do startu szykował się 501. z P/O Skalskim w składzie.

W rejonie Chartham nieprzyjaciela udało się przechwycić ósemce Hurricane’ów ze 151. Piloci Dywizjonu naliczyli 27 Ju 88 i Do 17 w osłonie 30 Me 109, które leciały na wysokości 16 000 stóp z południowego wschodu, od strony Canterbury. Jednostka RAF znajdowała się 4000 stóp powyżej i zaatakowała z góry biorąc na cel bombowce. Część z przeciwników wyrzuciła swój ładunek na płynący w ujściu Tamizy konwój. Anglikom udało się uszkodzić dwie maszyny Luftwaffe, a wtedy spłynęły na nich Messerschmitty. Walkę z nimi źle wspominał P/O Czajkowski, który tak ją opisał w raporcie bojowym.

Startowaliśmy ze Stapleford około godz. 10. Pierwszy atak w formacji, nie zaobserwowałem poważnych uszkodzeń. Zostaliśmy przechwyceni przez Me 109 eskorty i rozpocząłem walkę kołową z jednym z nich. Wystrzeliłem czterosekundową serię z odległości 300 jardów, a następnie zbliżyłem się do 150 jardów i ostrzelałem przeciwnika sześciosekundową serią. Z silnika Messerschmitta wydobył się duży kłąb czarnego dymu, a 109 zanurkował. Poleciałem za nim, oddając dwusekundową serię z odległości 150 jardów. Zauważyłem więcej dymu i Me 109 wszedł w korkociąg. Skręciłem w lewo, robiąc unik przed 109 na moim ogonie, ale zostałem zaatakowany od przodu. Zacząłem do atakującego mnie przeciwnika strzelać, ale amunicji zostało mi tylko na jednosekundową serię. W tym momencie zostałem trafiony pociskiem z działka w prawe skrzydło, silnik i kabinę, a ja zostałem ranny. Skręciłem w stronę odległego o pięć mil lądu. Silnik pracował nierówno, a do kabiny przedostawały się opary paliwa i oleju. Wylądowałem przymusowo około 5 mil na północ od Shoeburyness ze stojącym silnikiem i schowanym podwoziem. Hydraulika nie działała. Z maszyny wydobył mnie cywil, a na straży przy maszynie postawiono żołnierza.

Polakowi przyznano zestrzelenie prawdopodobne, innemu z brytyjskich lotników zaś uszkodzenie Me 109. 151. Dywizjonowi nie udało się jednak przeszkodzić Niemcom w wykonaniu zadania – zbombardowane zostało lotnisko w Eastchurch. Innym dywizjonom, mimo że 501. wysłał na pomoc dodatkowe samoloty z Sgt. Antonim Głowackim w składzie, nie udało się tej wyprawy przechwycić.

 

 

Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia Spec 6/2012

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter