Ostatnie lata służby ORP Burza

Jerzy Łubkowski
Decyzja o wycofaniu ORP „Burza” z działalności bojowej, jeszcze w trakcie trwania drugiej wojny światowej, nie była zapewne łatwa dla Kierownictwa Marynarki Wojennej, gdyż traciło ono w ten sposób jeden z nielicznych okrętów, które stanowiły własność rządu polskiego i brały czynny udział w walce z Niemcami.
Stan techniczny jednostki niestety nie pozostawiał złudzeń i ostatecznie niszczyciel, 31 marca 1944 roku, został skierowany na wschodnie wybrzeże Wielkiej Brytanii, gdzie w West Hartlepool miał zostać poddany kolejnemu remontowi.
W porcie przeznaczenia Burza zacumowała 7 kwietnia i miesiąc potem, rozkazem szefa Kierownictwa MW nr 10/Tj. z 8 maja 1944 roku została przesunięta do pierwszej rezerwy. Kilka dni potem, z załogą i okrętem pożegnał się jego dowódca, kmdr ppor. Franciszek
Pitułko. Zarówno dla niego, jak i dla jego podwładnych była to szczególna chwila, bo rozstawali się ludzie, którzy przez półtora roku stworzyli bardzo zgrany i sprawny zespół, dzięki któremu tak pozytywnie mówiło się o Burzy, również w Wielkiej Brytanii, gdzie od pięciu lat okręt przebywał na stałe i po obydwu stronach Atlantyku, gdzie wielokrotnie docierał z konwojami, zmagając się z wrogiem i nieprzejednanymi siłami natury.
Kmdr ppor. Franciszek Pitułko był niewątpliwie głównym filarem sukcesów Burzy, co zostało nieco później podkreślone dwoma przyznanymi mu, ważnymi i prestiżowymi odznaczeniami: polskim Srebrnym Krzyżem Virtuti Militari, nadanym przez Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie oraz angielskim – Distinguished Service Cross, nadanym przez Admiralicję Brytyjską.
Wraz z dowódcą ze składu załogi zostało odwołanych wielu jej członków, gdyż stojąc w remoncie Burza nie potrzebowała tak silnej obsady. Oficerem nadzorującym remont i jednocześnie pełniącym obowiązki dowódcy został por. mar. Stanisław Kince, który funkcję tę sprawował do 5 czerwca 1944 roku. Po nim obowiązki przejął I oficer mechanik por. mar. Przemysław Wesołowski. On również nie „zagrzał” na tym stanowisku zbyt długo miejsca i przekazał je 21 sierpnia kmdr. ppor. inż. Wacławowi Trzebińskiemu, byłemu pierwszemu oficerowi mechanikowi z Garlanda, który wreszcie doprowadził remont Burzy do końca. Oficjalnie remont ORP Burza zakończono 15 listopada 1944 roku, jednakże kmdr ppor. Wacław Trzebiński obowiązki dowódcy pełnił aż do 12 kwietnia 1945 roku, po czym przekazał je por. mar. Juliuszowi
Erlichowi, również wywodzącemu się z korpusu morskich oficerów technicznych.
Ponieważ bitwa o Atlantyk praktycznie została już w tym czasie zakończona, a i działania wojenne miały się ku końcowi, Kierownictwo Polskiej Marynarki Wojennej zdecydowało, że zasłużony niszczyciel zostanie okrętem szkoleniowym, a jego miejscem postoju pozostanie baza West Hartlepool (Newcastle). Na mocy tej decyzji, na pokładach Burzy, wiedzę morską nabywały nowe pokolenia polskich marynarzy, które szły do uzupełnienia załóg okrętów pozostających w linii. Zakończenie wojny, 8 maja 1945 roku, nie przerwało działalności szkoleniowej prowadzonej na ORP Burza. Kontynuowano ją do 15 stycznia 1946 roku.
Kiedy i ta funkcja Burzy stała się zbędna, Kierownictwo MW nadało jej status okrętu-bazy dla pozostających pod polskim dowództwem okrętów podwodnych: Sokoła, Dzika i sfatygowanego wojną tak, jak Burza – Wilka. Z tego powodu niszczyciel został skierowany do Harwich, a na jego dowódcę wyznaczono kpt. mar. Konrada Sawicz-Korsaka. Funkcję tę przejął on już 17 grudnia 1945 roku od kmdr. ppor. Ludwika Szmidta, po zaledwie dwóch miesiącach jego „rządów”, które przejął 15 września od por. mar. Juliusza Erlicha. Do portu przeznaczenia, 28 lutego 1946 roku, polskiego weterana przeholował HMT Mediator. Tutaj zacumowano go na beczkach, a do jego burty dobiły okręty podwodne; po jakimś czasie , za rufą Burzy stanęły dodatkowo trzy polskie niszczyciele: Piorun, Ślązak i Krakowiak.
W wyniku przemian politycznych, jakie dokonały się po drugiej wojnie światowej w Europie i uznania przez aliantów w Polsce rządu lubelskiego, na Zachodzie zarządzona została likwidacja Polskiej Marynarki Wojennej. Na skutek tej decyzji, 28 września 1946 roku na Burzy opuszczono banderę, a załoga została wyokrętowana i skierowana do obozów repatriacyjnych. Kończyły się więc ostatecznie wojenne lata służby najstarszego polskiego niszczyciela.
W latach drugiej wojny światowej ORP Burza operował na wielu akwenach świata, obejmujących wody europejskie, afrykańskie i północnoamerykańskie. Przebył łącznie 98 000 mil morskich, uczestniczył w 45 patrolach, 19 konwojach oceanicznych i 25 konwojach przybrzeżnych. W wyniku przeprowadzonych akcji bojowych przez Burzę i stoczonych walk z wrogiem, uznano jej na pewno zniszczenie jednego okrętu podwodnego i drugiego prawdopodobnie oraz uszkodzenie dwóch innych. W walce z samolotami, na konto niszczyciela zaliczono zestrzelenie dwóch samolotów na pewno i 2 prawdopodobnie. Na morzu Burza spędziła podczas wojny łącznie 40 miesięcy, a 23 miesiące na remontach w stoczni. Biorąc pod uwagę stan techniczny przysparzający jej ciągłych kłopotów oraz nieszczęśliwe awarie i uszkodzenia w walce, było to i tak bardzo intensywne eksploatowanie wysłużonego okrętu.
Po opuszczeniu bandery na ORP Burza załoga zeszła na ląd, dzieląc los polskich żołnierzy i marynarzy przebywających w Wielkiej Brytanii. Jej członkowie zostali umieszczeni, wraz z załogami innymi polskich okrętów, w obozach dla repatriantów w Devonport, Okehampton, Hursley, Polkeemmet i Ivybridge. Tymczasem przedstawiciel rządu polskiego w Warszawie, attache morski w Londynie kmdr Jerzy Kłossowski rozpoczął starania dotyczące powrotu do kraju okrętów, które w wyniku działań podjętych w przededniu wojny oraz po jej wybuchu, znalazły się na terenie Wielkiej Brytanii. Miał on w tym zakresie istotne doświadczenie, gdyż był jednym z głównych negocjatorów, którzy ustalili warunki powrotu do Polski okrętów podwodnych, statku szkolnego Dar Pomorza oraz kutra Batory, internowanych w czasie wojny w Szwecji.
Niestety, sprawa podobnych negocjacji z rządem angielskim była zdecydowanie trudniejsza. Po pierwsze: w Londynie w dalszym ciągu znajdowała się siedziba emigracyjnego rządu polskiego, któremu co prawda władze brytyjskie cofnęły oficjalnie uznanie na rzecz rządu warszawskiego, to jednak nie zamierzały wycofać mu poparcia nieoficjalnego i w związku z tym nie były całkowicie głuche na jego protesty odnośnie przekazania okrętów do Polski. Po drugie: sama sytuacja w polskiej ambasadzie w Londynie była niekorzystna, gdyż ścierały się w niej przedwojenne poglądy i tradycje dyplomatyczne, reprezentowane przez ambasadora Strasburgera i kmdr. Kłossowskiego, z nową ideologią i chęcią dominowania nad działaniami dyplomatów, przejawianymi przez attache wojskowego ppłk. Józefa Kuropieskę i jego współpracowników. Stąd, mimo że kmdr Jerzy Kłossowski posiadał specjalne pełnomocnictwa z Warszawy, przyznające mu samodzielność w sprawach organizacyjno-merytorycznych, ppłk J. Kuropieska nie chciał ich uznać i robił wszystko, aby pozbawić inicjatywy attache morskiego.
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO nr specjalny 6/2016