Pancerna pięść na koniec tysiąclecia
Robert Rochowicz
Plan dowódców polskich wojsk pancernych na lata 80. XX w. był prosty. Przyszłość miała należeć do T-72, nowego czołgu, który w 1978 r. trafił do pierwszego pododdziału, a rok wcześniej została podpisana umowa licencyjna na jego produkcję w Łabędach. Niestety kryzys gospodarczy mocno skomplikował rozpisany program modernizacji całej armii, w tym także jednostek pancernych.
Nadzieje wiązane z nowym typem czołgu były spore, tym bardziej, że w planach z pierwszej połowy lat 70. zakładano jego pojawienie się w jednostkach już ok. 1975 r. Tymczasem dopiero w 1978 r. do spisów uzbrojenia armii dodano pierwszą partię 20 wozów nowego typu, kupionych i sprowadzonych ze Związku Radzieckiego. Zarządzeniem szefa SGWP nr 069/Org. z 30 grudnia 1978 r. w pierwszej połowie następnego roku 8. Pułk Czołgów Średnich wchodzący w skład 11. Dywizji Pancernej został przeformowany na nowy etat, w którym wpisano w miejsce jednej z pięciu kompanii czołgów T-55A kompanię szkolną z 16 wozami T-72. Jeden czołg trafił jako egzemplarz pokazowy do Zakładów Mechanicznych „Bumar-Łabędy”, jeden zatrzymano na WAT, a kolejny w Centrum Szkolenia Specjalistów Uzbrojenia i Elektroniki w Olsztynie. Z owej dwudziestki dwa pojazdy były w wersji z celownikiem TPDK-1 (po jednym w pułku i na WAT), zaś pozostałe z TPD-2-49. Na kolejne nowe czołgi przyszło jednak poczekać armii aż do 1982 r.
Coraz więcej czołgów
Mimo wyczekiwania z nadzieją na nowe T-72 w Łabędach cały czas trwała produkcja T-55A, którymi zasilano kolejne pułki w Wojsku Polskim. Moce produkcyjne zakładu były jednak równolegle znacząco wykorzystywane do produkcji eksportowej, dlatego w latach 1972–1981 stan naszej armii powiększył się o zaledwie 523 nowe wozy T-55A. Produkcja była kontynuowana mimo zakupu licencji na T-72. Kraj potrzebował dewiz, nie można więc sobie było pozwolić na przestój związany z wdrażaniem nowego czołgu.
W czerwcu 1980 r. zadecydowano o kontynuowaniu dostaw, tym razem jednak miały to być wozy w dwóch wersjach dowódczych. W latach 1981–1982 planowano przekazać wojsku 24 egzemplarze T-55A-D1 przeznaczone dla dowódców pułków czołgów. W dalszej kolejności od 1982 r. zamierzano odebrać 237 T-55A-D2 z przeznaczeniem dla dowódców kompanii w pułkach czołgów i dowódców batalionów w pułkach zmechanizowanych. Wszystkie wozy (łącznie 261 sztuk) miały powstać na nowych, dostarczonych z Łabęd podwoziach. Te dostawy kończyły przejmowanie wozów rodziny T-55 przez Wojsko Polskie, bowiem w międzyczasie miała wreszcie ruszyć produkcja seryjna T-72.
Po raz kolejny plany musiały jednak zostać mocno zweryfikowane. Zmniejszenie nakładów na zakupy dla armii spowodowało rezygnację z wielu programów modernizacji technicznej, choć w przypadku broni pancernej oznaczało to początkowo tylko opóźnienia w przyjętych wcześniej harmonogramach dostaw. Czas ten wykorzystano jednak z pożytkiem, bowiem przedefiniowano potrzeby armii w zakresie obu nowych wariantów. Związane to było z przyjętymi zmianami w strukturze jednostek pancernych. Ostatecznie do połowy 1985 r. do jednostek trafiły 284 czołgi dowódcze, w tym 72 w wersji T-55A-D1 i 212 T-55A-D2. Oba otrzymały dodatkową radiostację i agregat prądotwórczy. Po przejęciu wiosną 1985 r. ostatnich 30 wozów T-55A-D2 w Wojsku Polskim na stanie było łącznie 1517 czołgów T-55A (w tym 1233 bez elementów wyposażenia dowódczego).
Ich uzupełnieniem były czołgi T-55 oraz wozy rodziny, których punktem wyjścia był model T-54A. W zasadzie jednak nie były to już pojazdy w takich konfiguracjach, w jakich opuściły Łabędy jako egzemplarze fabrycznie nowe. Oprócz bowiem zwiększania stanu nowych wozów, w tych już posiadanych praktycznie cały czas coś poprawiano i modernizowano.
W połowie lat 70. zdecydowano się na doprowadzenie do standardu zbliżonego do T-55A posiadane jeszcze wozy wcześniejszej wersji T-55. Tak powstało łącznie ponad 300 czołgów, które po liftingu otrzymały nowe oznaczenie – T-55M[1]. Prace przy nich prowadzone były w ramach planowych remontów głównych wykonywanych przez Wojskowe Zakłady Mechaniczne w Poznaniu i Siemianowicach Śląskich. W wozach tych wymieniono na nowe: prądnicę, sprzęgło główne, amortyzatory, radiostację R-123 i telefon wewnętrzny R-124. Wprowadzono zmiany w układzie wydechowym, zmodyfikowano mechanizmy skrętu, wzmocniono łożyska przedniej pary kół nośnych. Dodano także hydrauliczne wspomaganie układu kierowania typu HD-45. Nowe ergonomiczne, antywstrząsowe siedzisko otrzymał kierowca-mechanik. Ponadto zamontowano system ochrony przed napalmem, ale w kadłubie i wieży nie wyłożono wykładzin antyradiacyjnych, charakterystycznego elementu wyposażenia wersji T-55A.
W drugiej połowie lat 70. uruchomiono także kolejny program ulepszania posiadanych w dużej liczbie T-54A i kolejnych jego odmian. Punktem wyjścia tej kolejnej modernizacji był przygotowany i wdrożony do „produkcji” w zakładach remontowych na początku dekady wariant T-54AM2. Dla ujednolicenia nazewnictwa ten kolejny model otrzymał oznaczenie T-55U, co symbolicznie zakończyło w pierwszej połowie lat 80. użytkowanie w naszej armii czołgów T-54A. „Stare-nowe” pięć-piątki otrzymały w standardzie aktywne noktowizyjne nocne przyrządy celownicze i obserwacyjne dla dowódcy i działonowego, a na obrotnicy włazu działonowego zamocowano podstawę z przeciwlotniczym wkm kalibru 12,7 mm typu DSzKM. We wnętrzu montowano radiostacje R-123 i telefony wewnętrzne R-124 oraz układ ochrony przeciwatomowej z urządzeniem filtrowentylacyjnym. Zdecydowano także o wymianie na nowsze – typu HD-45 – urządzeń wspomagających układ kierowniczy HK-10 (w tych wozach, w których już był zamontowany).
[1] Według stanu na 1 stycznia 1979 r. było już 198 T-55M.
Pełna wersja artykułu w magazynie Poligon 4/2018