Pancerne kolosy


Eugeniusz Żygulski


 

 

 

 

Pancerne kolosy

 

 

 

W czasie II wojny światowej nastąpił renesans ciężkich czołgów. W okresie międzywojennym prym wiodły bowiem konstrukcje zdecydowanie lżejsze. Chęć zapewnienia załodze skutecznej ochrony przed ogniem armat przeciwpancernych, dążenie do zwiększenia siły ognia i konieczność utrzymania zadowalającej dynamiki musiały jednak doprowadzić do rewolucyjnych zmian. W efekcie pod koniec wojny klasy czołgów średnich i ciężkich zaczęły się wzajemnie przenikać.

 

 

Idea czołgu ciężkiego sięga czasów Wielkiej Wojny, kiedy to w ogóle narodziła się broń pancerna. Już pierwsze użyte na polu walki czołgi były maszynami o dość znacznych rozmiarach oraz masie i nie przez przypadek nazywano je „lądowymi okrętami” (w okresie międzywojennym znany propagator czołgów, mjr Fritz Heigl, w swym „Taschenbuch der Tanks” zaliczył wszystkie brytyjskie czołgi Mark I-V o masie zbliżonej do 30 ton do kategorii Schwere Kampfwagen). Czołg powstał z potrzeby chwili, jako broń mająca przełamać impas wojny pozycyjnej. Musiał być odporny na ostrzał prowadzony z karabinów i karabinów maszynowych, zdolny do poruszania się w ciężkich warunkach terenowych zrytej lejami po wybuchach pocisków artyleryjskich i poprzecinanej okopami linii frontu, móc miażdżyć zapory z drutu kolczastego i być uzbrojony w broń umożliwiającą likwidację stanowisk wrogiej piechoty oraz gniazd karabinów maszynowych. Oczekiwanie rażenia umocnień polowych wskazywało ponadto na konieczność uzbrojenia czołgu w działo lub działa, choć nie stało się to regułą. Sukces czołgu jako narzędzia walki sprawił, że między 1916 a 1918 rokiem wyewoluował on z narzędzia stworzonego do ściśle określonego zadania w broń niemalże uniwersalną, przydatną w rozpoznaniu, boju głównym, boju spotkaniowym, wreszcie pościgu za przeciwnikiem. Oznaczało to specjalizację i narodziny odmiennych klas. Aspekty ekonomiczne, logistyczne i techniczne sprawiły przy tym, że zaczęto faworyzować czołgi o względnie kompaktowych rozmiarach, relatywnie tanie w produkcji, łatwiejsze w obsłudze, jak najmniej skomplikowane technicznie. Symbolem takiego wozu bojowego stał się francuski Renault FT, którego układ konstrukcyjny – dzięki masowemu rozpowszechnieniu tego modelu – uznano później za klasyczny.

Idea „lądowego okrętu” nie została jednak porzucona. Wśród teoretyków i praktyków wojny powstał doktrynalny spór – czy lepszym rozwiązaniem było posiadać więcej czołgów o zadowalających parametrach czy mniej, ale o wyśrubowanych zdolnościach. Ten dylemat ekonomia wojny jednoznacznie rozstrzygała na korzyść pierwszej z koncepcji – obrona dysponowała środkami zdolnymi do obezwładnienia każdego typu czołgu, stąd to masowość stanowiła klucz do zwycięstwa. Mimo wszystko prace nad pancernymi kolosami prowadzono, ich priorytet był jednakże niski. Miały stanowić bardziej techniczną ciekawostkę, poligon doświadczalny dla inżynierów i oficerów, niż rozstrzygające narzędzie walki. Symbolem stał się tu niemiecki Kolossal- Wagen – pierwszy czołg superciężki. Podjęto się budowy dwóch egzemplarzy prototypowych, których z powodu końca wojny ostatecznie nie ukończono. Mierzący 13 metrów długości, szeroki aż na sześć metrów i wysoki na trzy, bezwieżowy K-Wagen miał mieć masę 120 ton, dysponować dwoma silnikami o mocy 650 KM i poruszając się z prędkością 7 km/h tratować wszystko na swojej drodze. Głównym atutem czołgu miała być siła ognia – cztery standardowe działa polowe kal. 77 mm i siedem karabinów maszynowych. Załoga to 27 ludzi, w większości z obsługi dział i karabinów. Oczywiście koncepcja takiego czołgu była utopijna. Niezwykle drogi, pracochłonny i skomplikowany technicznie wóz wymagałby – już na etapie dowiezienia na front i wprowadzenia do walki – bardzo angażujących i żmudnych przygotowań, na polu bitwy jego przesadna masa wpływałaby na trudności w poruszaniu się, z kolei rozmiary skupiałyby uwagę licznych środków ogniowych przeciwnika. Opancerzony maksymalnie 30 mm płytami czołg zostałby niechybnie obezwładniony, zaś jego ewakuacja na tyły byłaby mocno wątpliwa.

Ostatecznie najcięższym seryjnym czołgiem tego okresu (1916-1920) stał się brytyjsko-amerykański, 10-metrowy Mark VIII (Liberty), ważący 37 ton (masa bojowa 42 tony), napędzany silnikiem V-12 o mocy 300 KM, pełznący z maksymalną prędkością 9,6 km/h, obsługiwany przez 12 ludzi, uzbrojony w dwa działa 57 mm zamontowane w bocznych kazamatach i siedem karabinów maszynowych, o opancerzeniu rzędu 6-16 mm. Podobnie jak w przypadku większości czołgów brytyjskich jego kluczowym atutem była siła ognia, w znacznie mniejszym zaś stopniu ruchliwość czy opancerzenie. Ten ostatni czynnik w ogóle odgrywał w czołgach czasu Wielkiej Wojny wyraźnie drugorzędną rolę. Wozy miały mieć opancerzenie chroniące przede wszystkim przed ogniem broni ręcznej piechoty – nie oczekiwano, że przetrwają np. ostrzał ze standardowych dział polowych. Montaż odpowiednio grubych płyt pancernych był zwyczajnie niemożliwy, bowiem masa takiego pojazdu wzrosłaby niebotycznie. Stąd nawet relatywnie duże i ciężkie modele miały stosunkowo cienkie pancerze, maksymalnie rzędu 15-20 mm. Wyjątek stanowiły najnowsze czołgi francuskie.

 

Pełna wersja artykułu w magazynie Poligon 2/2014

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter