Pancerny rozrachunek. Osłona czołgów z przełomu lat 70. i 80.

Jarosław Wolski
Osłona współczesnych czołgów jest zwykle ściśle tajna. Próżno szukać oficjalnych danych dla najnowszych wersji Leopardów 2, Abramsów czy też T-90M. Informacje o odporności ich pancerza siłą rzeczy są mocno szacunkowe, kompozycja pancerza, jeżeli już jest ujawniona to zwykle przypadkiem – poprzez zdjęcia rozerwanych eksplozją maszyn lub w wyniku uchybień pracowników zakładów remontowych lub fabryk. Do niedawna tak ścisłe utajnienie można było rozciągnąć na całą III powojenną generację czołgów. Jednak z biegiem lat coraz więcej danych zostaje ujawnionych, obecnie zaś dostępne stają się archiwa brytyjskie i amerykańskie z połowy lat 70. W efekcie można się pokusić o próbę, ograniczonego w wielu aspektach, porównania osiągniętych poziomów osłony po obu stronach tzw. żelaznej kurtyny. Zestawienie, zwłaszcza z tłem w postaci osiągów broni przeciwpancernej daje nad wyraz interesujący obraz, w wielu przypadkach sprzeczny z powszechnymi wyobrażeniami na temat nowoczesnych czołgów.
Pierwszym wyłomem w tajemnicy okrywającej pancerze czołgów ostatniej powojennej generacji były odtajniane osiągi osłon wozów sowietów. Oprócz zdjęć kompozycji pancerzy dość szybko, bo już pod koniec zeszłej dekady, zaczęły być ujawniane szkice fabryczne pancerza oraz nastąpił cały wysyp wspomnień dawnych pracowników kompleksu wojskowo – przemysłowego, w których często poruszano kwestię osłon czołgów z ZSRR. Ta, zdaje się zaskakująca jawność, wynikała nie tylko z rozprężenia po upadku imperium, ale również z pewnej nostalgii za dawnymi czasami i chęci pokazania, jak sowieckie rozwiązania wyprzedzały swoją epokę. Na to nakładała się zaciekła rywalizacja między rosyjskim Uralwagonzawod a ukraińskim charkowskim kombinatem im. Małyszewa, która sięgała również wspomnień emerytowanych pracowników – wliczając w to byłe ośrodki w Leningradzie i Omsku. Osobną sprawą był fakt, że utrzymywanie tajemnic na takim poziomie straciło już sens. Wywiad krajów NATO, zwłaszcza USA, pozyskał w latach 1993-2003 w zasadzie komplet wozów z ZSRR, wliczając w to wszystkie (poza T-90) czołgi. Ich pancerze zostały otwarte i przebadane łącznie ze strzelaniami testowymi. Zatem o ile o najnowszych T-90 i T-90A wiadomo było bardzo mało, o tyle wozy wcześniejsze zostały dość dobrze opisane w literaturze, ujawniane zaś plany fabryczne ostatecznie rozwiewały wątpliwości co do stosowanych rozwiązań. Jednocześnie w licznych opracowaniach z Rosji przedstawiane były wozy NATO, których poziom osłony nie był zasadniczo lepszy niż konstrukcji z ZSRR. Wiele osób na zachodzie traktowało owe „rewelacje” jako postimperialne leczenie kompleksów. Powodem było nie tylko naiwne w przypadku borni pancernej przekonanie, że „wszystko co zachodnie to lepsze”, ale i fakt, że o osłonie nowoczesnych czołgów NATO nie było w zasadzie nic wiadomo. Stopień utajnienia informacji był wyjątkowo wysoki, znane zaś w literaturze opisy pancerzy Cobham okazywały się być po latach zwykle błędne. Częściowo zmiana w tej kwestii przyszła wraz ze zdjęciami zniszczonych w Iraku wozów amerykańskich oraz w Libanie izraelskich, których otwarte pancerze zawierały osłony reaktywne NERA/NxRA. Jednak dopiero odtajnienie archiwów brytyjskich dotyczących źródeł Burlingtona pozwoliło na bliższe poznanie zasady działania i osiągów bardzo wczesnych (z końca lat 60.) osłon specjalnych. Obecnie ujawniane są coraz to nowsze archiwa amerykańskie, brytyjskie i niemieckie. Pojawiające się dzięki temu materiały z konkretnymi i realnymi wartościami pozwalają na znaczne uzupełnienie wiedzy o poziomie osłony maszyn z końca lat 70. Również najstarsze wersje izraelskiego czołgu Merkava stały się, wraz z wycofaniem tego wozu z służby liniowej w IDF, lepiej dostępne dla zainteresowanych pasjonatów, którzy byli w stanie osłonę tego pojazdu dość dobrze zmierzyć i opisać. W efekcie możliwe stało się porównanie maszyn z obu stron żelaznej kurtyny (i Izraela) produkowanych pomiędzy 1974 a 1982 rokiem, z pewnymi zastrzeżeniami dotyczącymi Leopardów 2A0 i Challengerów 1 (o czym niżej). Zestawić można zatem czołgi sowieckie: Obiekt 447A (T-64B z 1976 roku), Obiekt 172M1-A (T-72A z 1979 roku), Obiekt 219R (T-80B z 1978 roku) z czołgami armii NATO: M1 Abrams (1980), Leopard 2A0 (1979) oraz projektowanym MBT-80 (który zmienił się w uproszczonego Challengera 1). Do tego warto pokazać, jak na powyższym tle wyglądały unikalne Merkavy Mk 1. Należy jednak pamiętać o pewnych fundamentalnych kwestiach, które wszelkie suche zestawienia liczbowe czynią mocno niejednoznacznymi.
Różnice, czyli w pułapce mm RHA
Pierwszą sprawą jest sama metodologia podawanej odporności pancerza oraz osiągów amunicji. W przypadku osłon maszyn z ZSRR, zwykle wartości są dość dokładne i podane dla „uśrednionej” wartości 30 stopni od osi podłużnej wieży oraz równolegle do osi podłużnej kadłuba. Już sam ten fakt może tworzyć pewne zafałszowanie wyników, ponieważ o ile wieża T-72A/M1 ma pod kątem 30 stopni grubość 530-540 mm, to równolegle do osi armaty ma ona zmienną grubość ze średnią wartością 600-650 mm, szczytową zaś aż 950 mm. W efekcie wspomniana „uśredniona” osłona podawana dla 30 stopni od osi wieży może być w pewnych optymalnych warunkach wyższa o przynajmniej ponad 20%. Nie wyczerpuje to jednak zagadnienia, ponieważ ze względu na sam charakter technologi produkcji wież z ZSRR (odlew stalowy), różnice w odporności między poszczególnymi seriami maszyn mogły sięgać aż 5%. Dodatkowo stale ulepszano procesy metalurgiczne, w efekcie płyty stalowe stosowane do produkcji kadłubów pierwszych T-64 i przykładowo T-64B, różniły się odpornością o kilkanaście procent. Nie zawsze różnica ta wprost jest ujmowana w odtajnionych materiałach, opracowania byłych pracowników biur projektowych często podają zaś najlepsze wartości. Kolejną kwestią są całkiem pokaźne strefy osłabione wozów sowieckich – wypukły odlewany strop wieży (zlikwidowany dopiero w T-80U), maska armaty, podstawa kopułki dowódcy pojazdu, obszar na wprost głowy kierowcy itp. Nawet jeżeli cześć tych obszarów nie była strefą osłabioną wobec np. amunicji kinetycznej APDS z lat 60., to w przypadku wydłużonych penetratorów pocisków APFSDS-T z lat 80. takową już się stawała. Dlatego w rzucie czołowym aż 40-50% powierzchni wieży wozów sowietów mogło być pokonanych przez amunicję kinetyczną zdolną pokonać około 500 mm stali. Z kolei dla innych kątów wartość ta znacząco malała do zaledwie 25-30% dla wspomnianej, podawanej w literaturze sowietów, uśrednionej wartości 30 stopni od osi podłużnej. Na to nakładały się różnice w amunicji. Sowieci nie stosowali aż do połowy lat 80. monoblokowych penetratorów ze spieków wolframu lub zubożonego uranu oraz głowic kumulacyjnych z wysoką prędkością (ponad 7 km/s) wierzchołka strumienia kumulacyjnego. W efekcie zdarzało się, że o ile osiągi amunicji pokonującej blok litej stali lub stos płyt stalowych były podobne po obu stronach barykady, o tyle pokonywanie układów przestrzennych lub z ceramiką/kompozytem, było już efektywniejsze w amunicji zachodniej. Przenosząc to na przykład, podawany w literaturze sowieckiej ekwiwalent mm RHA (stali pancernej walcowanej) równy 350-360 mm dla kadłuba T-64A, względem amunicji kinetycznej był prawdziwy, ale dla pocisków z krótkim wolframowym tzw. subrdzeniem (3BM15, 3BM22, L64A4, M735). Inaczej jednak wyglądała sprawa np. wobec wydłużonego monoblokowego wolframowego penetratora izraelskiego pocisku APFSDS-T M111. W tym przypadku, zgodnie z badaniami sowietów, odporność układu wynosiła około 320 mm RHA, co powodowało, że M111 pokonujący do 340 mm RHA (kanał penetracji w płycie ustawionej pod kątem 60 stopni z dystansu 2 km), był zdolny pokonać kadłub T-64A, mimo jego „papierowej” odporności podawanej na do 360 mm stali.
Osobną kwestią jest inny układ konstrukcyjny maszyn z ZSRR oraz zupełnie inne podejście sowieckich konstruktorów do tematu osłon maszyn. W przypadku wozów sowietów wymóg możliwie wysokiej mobilności strategicznej pojazdów oraz brak naprawdę dobrych silników czołgowych o wysokiej mocy (nierozwiązany wprowadzeniem turbiny w T-80 z powodów ekonomicznych), wymuszał tworzenie maksymalnie „zwartych” konstrukcji o małej kubaturze przedziału załogi i tym samym możliwie małej masie. To z kolei prowadziło do decyzji o redukcji liczby członków załogi. Przy czym jedynym możliwym do zastąpienia przez maszynę był wówczas ładowniczy. Decyzja o rezygnacji z tego członka załogi oraz umieszczenie relatywnie małych silników z dwiema bocznymi skrzyniami z przekładniami planetarnymi pozwoliły na stworzenie pojazdów o skromnych rozmiarach, w ramach ustalonego limitu masy pozwoliło na pancerz o większym ciężarze. Dodatkowo uważna analiza rozkładu trafień z okresu II wojny światowej oraz modele matematyczne pozwalały wypracować tezę o stale rosnącej liczbie porażeń w wieżę pojazdu. To zaś skłaniało do uczynienia jej tak niewielkiej i silnie opancerzonej, jak tylko jest to możliwe, zrezygnowano także ze składowania w niej amunicji. Do osiągnięcia celu kluczowa była decyzja o zastąpieniu ładowniczego - rezygnacja z tego członka załogi pozwalała na stworzenie wieży dwuosobowej, a zatem „krótkiej”, bez właściwych burt, które można było ściąć ku tyłowi wieży. Układ taki był możliwy dzięki rezygnacji ze wspomnianego ładowniczego, zastosowaniu automatu ładowania i magazynu amunicji pod wieżą. Takie umieszczenie amunicji niosło ze sobą zaletę w postaci eliminacji składowania amunicji w wieży - a to właśnie wieża przyjmuje najwięcej trafień na polu walki – od 1991 roku statystycznie ponad 74%. Niestety, oba typy karuzelowych automatów ładowania, zarówno AZ znany z rodziny T-72 (z pociskami i ładunkami składowanymi poziomo i ładowaniem ich w dwóch cyklach) oraz MZ z rodziny T-80 i T-64 (z pociskami składowanymi poziomo i umieszczonymi pionowo ładunkami i ładowaniem w jednym cyklu), praktycznie wykluczały izolację amunicji od załogi. Budowa obu typów „karuzel” w zasadzie to uniemożliwia. I o ile same „karuzele” są relatywnie małym i nisko położonym celem, to prawdziwym problemem stało się rozmieszczenie amunicji drugiego rzutu. Zapas pierwszej gotowości wynoszący 22 komplety w wozach rodziny T-72 oraz 28 w wozach rodziny T-64 i T-80, poprzedzony pamięcią problemów jeszcze z czasów IS-2, został uznany za niewystarczający. W efekcie całą koncepcję „zepsuto” poprzez konieczność znalezienia miejsca dla amunicji drugiego rzutu. Odrzucono przy tym jej zewnętrzne składowanie (np. w doczepianej niszy wieży) i postanowiono umieścić cały zapas w przedziale bojowym. W efekcie w przedziale T-64 umieszczono dodatkowych 7- 9 sztuk amunicji, z czego pięć w niszy zbiornika paliwa na prawo od kierowcy, dwa na stojakach koło tego samego zbiornika, zaś w wersjach z czołgowymi ppk dwa dodatkowe za siedzeniem kierowcy i celowniczego. Jeszcze gorzej wyglądała sprawa w przypadku T-72, gdzie dodatkowy zapas 22 sztuk amunicji umieszczono w zasadzie w każdym wolnym miejscu przedziału bojowego kadłuba. W tym cztery komplety w wieży powyżej jej pierścienia. Takie podejście spowodowało praktycznie zerowe szanse przeżycia załóg w przypadku penetracji przedziału bojowego przez pociski APFSDS i EFP oraz bardzo nikłe w przypadku penetracji przez głowice kumulacyjne – po prostu czynnik rażący praktycznie musi trafić w składowaną amunicję.
Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 11/2018