Panzernahbekämpfung. Piechota Wehrmachtu w walce z sowieckimi z czołgami

Panzernahbekämpfung. Piechota Wehrmachtu w walce z sowieckimi z czołgami

Mariusz Skotnicki



Od pierwszych dni kampanii na froncie wschodnim piechota Wehrmachtu zmagała się z atakami licznych sowieckich jednostek pancernych. Standardowe wówczas jeszcze armaty ppanc. kal. 37 mm okazały się nieskuteczne w walce z nowymi typami czołgów przeciwnika. Niewiele więcej możliwości stwarzały armaty ppanc. kal. 50 mm. Nie zawsze można było liczyć na wsparcie armat plot. 88 mm, artylerii polowej oraz bombowców nurkujących. Piechota musiała często polegać tylko na sobie, dlatego w tej dramatycznej sytuacji pojawili się „niszczyciele czołgów”, którzy unieruchamiali lub niszczyli sowieckie T-34 i KW wiązkami granatów ręcznych, minami talerzowymi podkładanymi pod gąsienice, umieszczanymi w wybranych miejscach ładunkami wybuchowymi lub po prostu podpalali je butelkami z benzyną. Mimo wysokich strat wśród piechurów, w 1942 r. usankcjonowano ten sposób walki piechoty z czołgami, sporządzając stosowne, oficjalne instrukcje. Atakom na czołgi Armii Czerwonej, wymagającym dotarcia bezpośrednio do nich, bardzo ryzykownym i potrzebującym ogromnej determinacji, poświęcono poniższy materiał.

Kiedy nie było jeszcze Panzerfaustów i Panzerschrecków...

Przed wybuchem wojny w dowództwie Wehrmachtu nie przywiązywano zbyt dużego znaczenia do zwalczania czołgów przeciwnika przez pozbawione wsparcia ciężkiej broni pododdziały piechoty, uznając, ze w nowoczesnej armii, nasyconej armatami ppanc., to właśnie na nich spocznie główny ciężar walki z pojazdami pancernymi. W czasie pokojowych ćwiczeń bagatelizowano potrzebę szkolenia żołnierzy piechoty w tym zakresie, podkreślając, że będzie do tego dochodziło tylko w wyjątkowych sytuacjach. Niszczenie pojazdów pancernych wroga miało być przede wszystkim zadaniem kompanii przeciwpancernych w pułkach piechoty lub dywizjonów przeciwpancernych wchodzących w skład dywizji – jednostek zmotoryzowanych oraz uzbrojonych w armaty ppanc. 3,7cm Pak 35/36. Faktycznie 1 września 1939 r. liczba dział tego typu w armii niemieckiej, ponad 11 tys. sztuk, mogła wydawać się wystarczająca. Ponadto w sytuacji, w której piechurzy musieliby przeciwstawić sie pojedynczym, lekko opancerzonym pojazdom wroga, mogli oni wykorzystać do swoich karabinów specjalna amunicje ppanc. Strzelec, znajdujący nie dalej niż 100 m od celu, mógł w sprzyjających okolicznościach przebić pociskiem S.m.K. (z utwardzonym rdzeniem) pancerz o grubości do_ 8_mm. Najbardziej celowe wydawało sie strzelanie tymi pociskami do otworów obserwacyjnych oraz przyrządów optycznych samochodów pancernych i czołgów lekkich. Dowództwo Wehrmachtu nie przewidywało większych problemów, tym bardziej, że w 1938 r. do uzbrojenia Wehrmachtu przyjęto karabin ppanc. Panzerbüchse 38, a w następnym roku jego ulepszona wersje – Panzerbüchse 39. Wystrzeliwane przez nie pociski 7,92_mm S.m.K. H Rs L-Spur (z wolframowym rdzeniem) mogły przebić z odległości 300 m pancerz o grubości 25 mm. W styczniu 1941 r. w armii niemieckiej było ponad 25 tys. karabinów ppanc. tego typu. Każda kompania piechoty powinna była w tym czasie mieć w swoim składzie drużynę złożoną z 3 PzB 39.

Przebieg działań wojennych w latach 1939–40 zdawał sie potwierdzać słuszność stanowiska Dowództwa Wojsk Lądowych. W kampanii w Polsce nieliczne polskie lekkie czołgi, operujące zwykle w małych grupach, padały szybko ofiara armat ppanc., czołgów lub artylerii polowej. W kampanii norweskiej przeciwnik użył nieznacznej liczby czołgów tylko w rejonie Narviku. W Holandii i Belgii w 1940 r. oraz na Bałkanach w 1941 r. sytuacja była podobna do tej z Polski. Nawet w czasie walk we Francji, kiedy po raz pierwszy nieprzyjaciel miał przewagę w liczbie czołgów, nie stanowiły one jakiegoś specjalnego niebezpieczeństwa dla piechoty Wehrmachtu. Francuskie pojazdy pancerne z uwagi na złe dowodzenie nie odegrały większej roli były zazwyczaj skutecznie niszczone przez armaty ppanc., armaty plot. 8,8 cm, artylerie polowa oraz sztukasy. Były oczywiście wyjątki – w maju 1940 r. francuskie i  brytyjskie czołgi atakujące oddziały 57.Dywizji Piechoty na przyczółku w Abbeville (nad Somma) zadały im duże straty, m.in. zniszczono 12 armat ppanc. 37 mm. Tylko dzięki temu, że francuska piechota nie wsparła odpowiednio tego ataku, nie doszło do wyparcia Niemców. Właśnie wówczas odnotowano po raz pierwszy przypadki unieruchomienia czołgów wroga w wyniku desperackich ataków piechurów.

Pełna wersja artykułu w magazynie Poligon 2/2016

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter