Paris Air Show 2009
Piotr Butowski
Paris Air Show 2009
Była to pierwsza duża wystawa lotnicza, w której naprawdę odczuwało się kryzys. Widać to nie tylko po słabych wynikach finansowych, ale także po smętnych nastrojach większości uczestników, zwłaszcza największych graczy. Smętnie było też z powodu nieobecności dwóch nowych samolotów, niezwykle ważnych dla przyszłego transportu lotniczego, cywilnego i wojskowego. Dwa lata temu wszyscy byliśmy przekonani, że w tegorocznej wystawie zadebiutują Boeing 787 Dreamliner i Airbus A400M. Oba jednak potknęły się na poważnych problemach i są bardzo opóźnione; będzie dobrze, jeśli w ogóle w tym roku wystartują. Miejmy nadzieję, że zobaczymy je w Paryżu za dwa lata. Jeszcze jeden nieobecny to myśliwiec Lockheed Martin F-22 Raptor, który był zgłoszony do wystawy, ale którego przylot odwołano, formalnie, z powodu „wielu innych zajęć”.

Boeing w poważnych kłopotach
Nawet na tle skromnych zamówień dla Airbusa, jedyny podpisany przez Boeinga kontrakt wygląda jak policzek: firma leasingowa MC Aviation Partners zamówiła dwa samoloty Boeing 737-800 za 153 mln USD. Boeing nie miał także szczęścia do komentarzy. Podczas spotkania z prasą szef linii lotniczych Qatar Airlines Akbar Al Baker (które zamówiły wcześniej 30 Boeingów 787 Dreamliner plus 30 opcji) w ostrych słowach ocenił działania producenta. Boeing nawet sobie nie wyobraża, jakie szkody powoduje w planach swoich klientów. (Oni) bardzo się mylą, jeśli sądzą, że damy im jeszcze więcej czasu – to łagodniejsze z jego wypowiedzi. Zagroził cofnięciem zamówienia z powodu niedotrzymania jego warunków przed Boeinga. Boeing ze swojej strony potwierdził, że w 2012 r. osiągnie poziom produkcji 10 samolotów 787 miesięcznie i że rozważa uruchomienie drugiej linii montażowej. Wszyscy oczekiwali planowanego na czerwiec pierwszego lotu 787 i mieli nadzieję, że dalej sprawy pójdą już pomyślnie. Tymczasem Boeing doczekał do końca wystawy i w dzień potem, 23 czerwca ogłosił, że pierwszy lot 787 zostaje ponownie odsunięty na czas nieokreślony. W czasie testów wytrzymałościowych egzemplarza statycznego w końcu maja wykryto, że połączenie skrzydła z kadłubem nie wytrzyma obciążeń w locie. Podobno zniszczeniu uległo kilkanaście łączników między centropłatem i kesonem skrzydła. Wiceprezes Boeinga i szef programu 787 Scott Fancher powiedział, że rzecz dotyczy kilku cali kwadratowych na boku kadłuba; modyfikacje są stosunkowo małe, a (dodatkowa) masa – niewielka. Niemniej jednak, większość komentatorów spodziewa się, że poprawki potrwają kilka miesięcy; Boeing podał, że skorygowane terminy ogłosi za kilka tygodni. Na pewno takie postępowanie nie przysporzy mu sympatii klientów i będzie kolejnym powodem kryzysu zaufania do firmy. Obie firmy, Airbusa i Boeinga ratuje gruba poduszka wcześniejszych zamówień: ich plany produkcyjne są zapełnione na wiele lat. Zamówienia zebrane przez Boeinga mają wartość 265 mld USD, a Airbus ma w portfelu zamówień na 3500 samolotów, czyli siedem lat produkcji. Nikt za bardzo nie afiszował rezygnacji z wcześniejszych kontraktów. Jest to narastające zjawisko, ale na razie w większości linie lotnicze proszą jedynie o przesunięcie na później terminów dostaw, a nie kasują zamówień całkowicie (na przykład, Emirates wstrzymała wcześniej zakontraktowane dziesięć Boeingów 777 i dziesięć Airbusów A380).
Pełna wersja artykułu w magazynie Lotnictwo 8/2009