Pearl Harbor po raz drugi
Wojciech Holicki
Zdarzyło się 70 lat temu (45)
Pearl Harbor po raz drugi
Atak samolotów z japońskich lotniskowców na Pearl Harbor był jednym z najbardziej spektakularnych wydarzeń II wojny światowej. Uwieczniony został na licznych zdjęciach i filmach, które z oczywistych względów propagandowych natychmiast znalazły się w mediach. Dwa i pół roku później, w niedzielę 21 maja 1944 r., w bazie na Hawajach rozegrał się inny dramat, na dużo mniejszą skalę i będący rezultatem nieszczęśliwego wypadku. Spłonęło wówczas 6 okrętów desantowych US Navy, straty w ludziach były poważne, ale w tym przypadku świadkom zdarzenia nakazano milczeć, a dokumentacja objęta została na długo klauzulą „tajne”. Tak jak wiele innych epizodów II wojny światowej katastrofa popadła więc w zapomnienie, dopiero w połowie lat 80. ukazała się pierwsza (i jak dotąd jedyna) publikacja wyłącznie na jej temat.
W trzeciej dekadzie października 1941 r. delegacja brytyjskiej Admiralicji w Waszyngtonie przedstawiła oficerom ze sztabu US Navy m.in. zapotrzebowanie na okręt desantowy dla pojazdów, mogący samodzielnie pokonać Atlantyk. Poproszony o to John C. Niedermair, cywilny specjalista z jej biura konstrukcyjnego (Bureau of Ships), sporządził 4 listopada szkic jednostki o wyporności pełnej 2800 ts, napędzanej przez 2 silniki wysokoprężne, które miały pozwolić na prędkość maksymalną około 10 w.
Możliwość spełnienia kluczowego wymogu wynikała z zastosowania dennych zbiorników balastowych, wypełnianych na czas rejsu przez ocean i opróżnianych przed lądowaniem. Ten pionierski pomysł Niedermaira oraz przykrycie pokładu ładunkowego (czołgowego) górnym, na który można było zabrać lżejsze pojazdy, przesądziły o bardzo przychylnym przyjęciu szkicu przez Brytyjczyków i 8 listopada przedstawili oni formalnie bardziej szczegółowe wymogi. Zgodnie z nimi okręt powinien był móc przybić do brzegu o małym nachyleniu (spadek 0,3 m na długości 15 m) i szybko wysadzić nań 20 przewiezionych czołgów 25-tonowych przez rampę dziobową ulokowaną za mechanicznie poruszanymi wrotami. Miał on być także zdolny do przewiezienia na drugą stronę Atlantyku jednego LCT. Prędkość maksymalna jednostki nie musiała być wyższa niż 10 w., pożądanym zasięgiem było 10 000 Mm.
Sprawy poszły dalej nie po myśli Brytyjczyków, bo 28 listopada adm. Stark, Szef Operacji Morskich (CNO), najwyższy dowódca operacyjny US Navy, poinformował ich, że nie widzi potrzeby włączenia do niej takich okrętów. Ponieważ umowa Lend-Lease mówiła o sprzęcie wykorzystywanym przez siły zbrojne USA, opinia taka stwarzała problem, ale „zleceniodawcy” nie dali za wygraną i 3 grudnia, dzięki poparciu szefa Sztabu Głównego Armii USA, gen. Marshalla, dopięli swego, lokując zamówienie w Maritime Commission. Cztery dni później, gdy Stany Zjednoczone znalazły się w stanie wojny z Japonią i III Rzeszą, sytuacja zmieniła się całkowicie. 22 grudnia sprawę osobiście „popchnął” Churchill w czasie wizyty w Waszyngtonie, pokonując spory opór Roosevelta, który uważał budowanie tak wyspecjalizowanych okrętów za błąd.
W styczniu 1942 r., we współpracy z mającymi już jakieś doświadczenie Brytyjczykami, zdecydowano o wielu cechach konstrukcyjnych Atlantic Tank Landing Craft. I tak okręt otrzymał „płetwy” w rufowej części kadłuba (stworzyły tunel chroniący śruby i podwójne stery przeniesione bliżej płaszczyzny symetrii wzdłużnej), system efektywnego usuwania spalin z pokładu czołgowego, kotwicę rufową z silnym kabestanem do samodzielnego ściągania się na głębszą wodę oraz ulokowaną bliżej dziobu windę zapewniającą komunikację między pokładami (rozważano również zastosowanie ruchomej rampy). Uproszczona również została i wzmocniona konstrukcja rozwieranych na boki wrót i rampy dziobowej.
W miarę postępu prac projektowych okręt rósł i w lutym 1942 r. był już jednostką o kadłubie długości 100 (początkowo miał 85) i szerokości 15 m, co pozwalało rozłożyć masę ładunku na większej powierzchni i tym samym zmniejszyć zanurzenie w trybie desantowym do 1,2 m (przy 500 ts ładunku, co oznaczało 18 czołgów średnich typu Sherman). Rampa w drzwiach dziobowych mogła mieć teraz 4,3 m (pierwotnie było to 3,7 m) i tym samym już niewiele pojazdów było „poza zasięgiem”. Rozmiary pokładu czołgowego, 78,6 × 9,1 m, w połączeniu z odległością do „sufitu” nad nim oznaczały 2629 m3 przestrzeni ładunkowej, którą można było wykorzystać do różnych celów.
Próby basenowe wykazały, że ze względu na swe cechy konstrukcyjne LST (w styczniu 1942 r. uznano, że stosowanie słowa „craft” w przypadku okrętu tej wielkości nie ma uzasadnienia i zamieniono je na „ship” z jednoczesną rezygnacją z „Atlantic”), będzie jednostką powolną. Później – także zgodnie z przewidywaniami – okazało się, że przechyla się szybko i płytko, ale dla załóg nie stanowiło to kłopotu, a ta sama duża wysokość metacentryczna sprawiała, że w razie uszkodzenia jego części zanurzonej kadłub nie nabierał mocnego przechyłu. Warto też dodać, że niewielkie zanurzenie okrętu w połączeniu z silniejszym wiatrem bocznym czyniło sterowanie nim koszmarem, a płaskie dno na dziobie było przy większej fali mocno obijane od dołu, co często doprowadzało do pękania spawów.
Wyporność w pełni załadowanego LST(2) wynosiła 3880 ts, zanurzenie okrętu sięgało wówczas 2,5 m na dziobie i 4,3 na rufie. Napęd zapewniały mu 2 silniki wysokoprężne (General Motors lub Fairbanks- Morse) o łącznej mocy 1800 KM, pozwalające na rozwinięcie maksymalnie 12 (okręt zupełnie „lekki”) lub 7 w. (wyporność pełna). Zasięg wynosił od 6000 (9 w., wyporność pełna) do 23 000 Mm (bez ładunku, paliwo również w niektórych zbiornikach balastowych). Oprócz pojazdów i różnego rodzaju ładunków okręt mógł zabrać około 140 żołnierzy, mogących skorzystać z 2-6 kutrów desantowych Higginsa (LCVP). Jego załogę tworzyło 8-10 oficerów oraz 100-115 podoficerów i marynarzy, w wielu przypadkach ze Straży Wybrzeża. Pierwotnie uzbrojenie miało stanowić tylko 6 pojedynczych działek kal. 20 mm, potem doszło do nich jedno działko 40 mm. Gdy LST weszły do działań bojowych, z reguły miały na pokładzie (z reguły, bo wiele zależało od „inwencji” załogi) 8 działek 40 mm (po 1 × II i 2 × I na krańcach kadłuba) oraz 10 działek 20 mm (6 na dziobie i 4 na rufie). Dochodziło do tego kilka wukaemów 12,7 mm.
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 5-6/2014