Pierwsze półwiecze okrętowej artylerii rakietowej
Krzysztof Gerlach
Pierwsze półwiecze okrętowej
artylerii rakietowej (cz. I)
Szokującą cechą pierwszych pięćdziesięciu lat wykorzystywania rakiet bojowych na morzu przez Europejczyków było obywanie się bez... okrętów! Bardzo nieliczne wyjątki tylko potwierdzają tę regułę. Wynikało to, po pierwsze, z samego charakteru pocisków rakietowych i budowy jednostek, które mogłyby je przenosić – silnik rakiety wyrzucał do tyłu strumień gorących gazów prochowych i płomieni, a żaglowiec z drewna, pełen smołowanych lin i impregnowanych w dziegciu płócien stanowił idealny cel do podpalania. W efekcie, przy intensywnym prowadzeniu ognia, prawdopodobieństwo wywołania pożaru na okręcie-nosicielu własnymi pociskami było znacznie większe niż poczynienie jakiejkolwiek szkody nieprzyjacielowi. Po drugie, ówczesnych rakiet nie rozwijano dla zastępowania artylerii okrętowej – planowano dla nich inne zastosowania.

Za twórcę artylerii rakietowej w europejskim kręgu kulturowym uchodzi – nie bez racji – William Congreve (młodszy), Anglik żyjący w latach 1772-1828. Rakiety bojowe tak związały się z jego nazwiskiem, że przez dziesięciolecia nosiły w Polsce nazwę „rac kongrewskich”, występując w podobnych formach także w innych językach. Jest rzeczą powszechnie wiadomą, że Congreve’a zainspirowały rakiety używane wcześniej w walce na subkontynencie indyjskim, przede wszystkim w armii Tipu, sułtana Majsuru. Broń rakietowa znana była zresztą co najmniej kilka wieków wcześniej, także w Europie, gdzie obok użytku praktycznego stała się przedmiotem wielu traktatów teoretycznych, z których jeden z najsłynniejszych wyszedł spod pióra Polaka, Kazimierza Siemienowicza (1650 r.). Nie zmienia to jednak faktu, że w wieku XVIII, kiedy wojska brytyjskie zetknęły się podczas podboju Indii z całymi korpusami Hindusów wyposażonymi w wyrzutnie rakiet, Europejczycy od dawna poniechali ich bojowego stosowania i były dla nich sporym zaskoczeniem. Wiążące się z tym okoliczności, prowadzące do skutecznej tym razem adaptacji artylerii rakietowej w wojskach europejskich, także na morzu, opisywane są w wielu książkach wyjątkowo niemądrze, z nieprawdopodobną ilością kompletnych nonsensów. W pracy T. Burakowskiego i A. Sali „Rakiety bojowe” oraz dziele J. Kroulíka i B. Růžički „Vojenské rakety” możemy wyczytać absurdy o stosowaniu „z dużym powodzeniem” rakiet przez Tippu Sahiba („Tipper-Sahiba”) podczas obrony w 1799 r. twierdzy „Seringapatam (dzisiejszego Singapuru)”. Polscy autorzy dodają jeszcze, jak to „angielski pułkownik William Congreve praktycznie zapoznaje się z osiągnięciami indyjskimi podczas oblężenia Singapuru w 1799 r.”, zaś „po powrocie z Indii w 1804 r. opracowuje nowy, udoskonalony pocisk”, który na dodatek udaje się Brytyjczykom użyć na rok przed skonstruowaniem, bo podczas „ostrzelania Boulogne z barek wiosłowych w 1803 r.” - jak dowiadujemy się z tekstu parę wierszy dalej. Podobne bzdury żyją oczywiście własnym życiem i mają szeroki zakres oddziaływania, m.in. dlatego, że rozpowszechniają je encyklopedie (np. „Encyklopedia Techniki Wojskowej”, „Mała Encyklopedia Historyczna”, „Encyklopedia Odkryć i Wynalazków”), a nawet powtarzają dzieła znakomitych skądinąd historyków (np. „Historia wojen morskich” Pawła Wieczorkiewicza), w których William Congreve, „awansowany” obowiązkowo i stosownie na „generała”, „zapoznaje się z rakietami w Indiach”.