Pierwszy rejs Möwe
Jarosław Witkowski
Pierwszy rejs Möwe
Pierwsze miesiące Wielkiej Wojny nie były pomyślne dla niemieckich krążowników pomocniczych. Na morza i oceany wysłano ogółem pięć uzbrojonych dużych statków pasażerskich, z których wszystkie musiały wcześniej czy później poddać się internowaniu w neutralnym porcie bądź zostały zatopione przez Royal Navy. Kaiserliche Marine wyciągnęła jednak wnioski z tej porażki, doprowadzając pod koniec 1915 roku do wykształcenia nowej taktyki użycia jednostek tej klasy.
Wszystkie niemieckie krążowniki pomocnicze początku wojny cechowały te same wady – każdy z nich był sporą jednostką pasażerską o łatwo rozpoznawalnej kilkukominowej sylwetce, dużym zużyciu węgla i licznej załodze. Mocno dawały się one we znaki swoim dowódcom. Zdobywanie i uzupełnianie zapasów węgla było ogromnym problemem, a wyżywienie załogi i jeńców branych na pokład również do łatwych nie należało. Załoga Kronprinza Wilhelma miała pierwsze kłopoty ze szkorbutem już po dotarciu do wybrzeża Stanów Zjednoczonych. Ponadto wszystkie te jednostki uzbrajano w wielkim pośpiechu, tuż przed, a nawet po wybuchu wojny, gdy trwało już polowanie flot alianckich na niemieckie okręty. Sztab Kaiserliche Marine wykorzystał płynące z tych wydarzeń doświadczenia. Uznano, że najlepszą jednostką do pełnienia roli krążownika pomocniczego będzie odpowiednio przebudowany statek handlowy o mocnym napędzie i niepozornym wyglądzie. Pomimo porażek postanowiono kontynuować rajdy krążowników pomocniczych, aczkolwiek na niewielką skalę. W dowództwie Cesarskiej Marynarki Wojennej powoli dojrzewał pomysł nieograniczonej wojny podwodnej, jednakże liczba U-bootów zdatnych do działań morskich była na razie mała. Dlatego też oceniono, że warto powrócić do koncepcji wysyłania na morze uzbrojonych statków handlowych w roli rajderów, stanowiących substytut okrętów podwodnych.
Jak Pungo stał się Möwe
Standardowym uzbrojeniem krążowników pomocniczych oprócz armat wyrzutni torped stały się również miny morskie – broń najtrudniejsza do wykrycia oraz przysparzająca poważnych strat przeciwnikowi. Wojna minowa splotła się bowiem w zgoła nieoczekiwany sposób z ideą użycia krążowników pomocniczych. W pierwszych miesiącach I wojny światowej Kaiserliche Marine podjęła kilka prób zaminowania wejść do ważnych portów przeciwnika. Dwie takie próby wykonane przez konwencjonalne siły nawodne przeciwko portom angielskim zostały udaremnione, dlatego też postanowiono zaprząc do tych zadań rajdery. Ucharakteryzowane na niewinnie wyglądające statki handlowe mogły bez wzbudzania podejrzeń skrycie zaminować dowolny akwen, zaś po wykonaniu tego zadania zająć się zwalczaniem floty handlowej przeciwnika. Taktykę użycia uzbrojenia minowego przetestowały dwa krążowniki pomocnicze podczas swoich rajdów w październiku 1914 roku (Berlin) oraz maju i sierpniu 1915 (Meteor), kolejnym zaś okrętem przygotowywanym do takiego rejsu była Möwe. Na jej dowódcę wybrano kmdr. ppor. hr. Nicolasa zu Dohnę Schlodiena, doświadczonego oficera, który swoją służbę w niemieckiej marynarce wojennej rozpoczął w 1896 roku. Nieco zaskoczonemu nowym przydziałem Schlodienowi pozostawiono wybór odpowiedniej jednostki, ten zaś po dłuższych poszukiwaniach w niemieckich portach znalazł w końcu w Bremie właściwy statek. Był nim bananowiec Pungo hamburskiego armatora F. Laiesza, zbudowany w 1914 roku w stoczni J.C. Tecklenburg A.G. w Geestemünde (część Bremerhaven). Charakteryzowały go: pojemność 4788 BRT, długość 124,5 m, szerokość 14,44 m oraz 6,8 m zanurzenia. Napęd zapewniała nowoczesna maszyna parowa potrójnego rozprężania o mocy 3200 KM, zasilana parą z pięciu kotłów, która pozwalała osiągać w zupełności zadowalającą prędkość 14 w. W trakcie przebudowy jednostkę oznaczono HD 10, czyli Hilfsdampfer 10. Statek uzbrojono w Kaiserliche Werft w Wilhelmshaven, dając mu cztery armaty kal. 150 mm z zapasem 600 sztuk amunicji, rufową armatę kal. 105 mm z zapasem 200 nabojów oraz cztery wyrzutnie torpedowe kal. 500 mm, umieszczone po dwie na dziobie oraz rufie przy drugiej i trzeciej ładowni; zapas torped wynosił 12 sztuk. Całość uzupełniało 500 min morskich umieszczonych w ładowni rufowej. Zadbano również o spory zapas węgla, powiększając zasobnie tak, aby zmieściły go 3440 t, co przy prędkości 12 w. dawało zasięg około 8700 Mm. Miał teraz wyporność 9800 t. Portem macierzystym nowego krążownika została Kilonia, skąd też wyruszył w swój pierwszy rejs.