Pistolety są z Marsa, konstruktorzy – z Księżyca...
IAN MCCOLLUM
Pistolety są z Marsa,
konstruktorzy – z Księżyca...
W historii pistoletów samopowtarzalnych Mars zajmuje specjalne miejsce. Jeszcze dobrze nie okrzepła sama idea broni samopowtarzalnej, tym bardziej krótkiej – a tu nagle mamy nie dość, że pistolet, i samopowtarzalny, to jeszcze strzelający nabojami, których osiągi do dziś budzą szacunek. Niestety, twórca tej cud-maszyny wyszedł zbyt daleko przed orkiestrę i przypłacił to klęską...
To pistolet z gatunku tych, których człowiek spodziewałby się raczej w powieści Juliusza Verne’a, niż w rzeczywistości. Jest olbrzymi do granic śmieszności, potężny do przesady, a stopniem skomplikowania przeraża zegarmistrzów. Nawet dziś, w czasach, w których byle .44 Magnum nie witamy nawet mrugnięciem powieką, rozmiary i osiągi Marsa budzą uznanie – a co dopiero w czasach, w których Mauser C/96 na nabój 7,63 mm x 25 uchodził za broń masowej zagłady, zaś policji do walki z przestępczością w zupełności wystarczała zwykła siódemka Browninga.
By ustawić go w odpowiednim rzeczy porządku, starczy powiedzieć, że ten pistolet jest o 25% cięższy od Colta 1911 i o 30% od niego dłuższy, a wyrzuca pocisk podobny do .45 ACP – ale za to z półtorakrotnie większą prędkością... Chyba najbliższym odpowiednikiem wymiarowo i energetycznie jest LAR Grizzly, „1911 na sterydach”, strzelający nabojem .45 Winchester Magnum. Tylko że Mars powstał ponad 100 lat temu!
Ani ten pistolet, ani żaden inny z wynalazków Hugh Gabbetta-Fairfaxa dotyczących broni i amunicji, nie przerodził się w sukces finansowy, ale przez ponad pół wieku to właśnie on cieszył się sławą twórcy najpotężniejszego pistoletu samopowtarzalnego świata – spore osiągnięcie, biorąc pod uwagę tempo rozwoju broni palnej w pierwszej połowie XX wieku. Jego historia może być dla wynalazców zarówno inspiracją, jak przestrogą – a kolekcjonerzy i tak śnią o Marsie po nocach.
Ciężkie życie wynalazcy
O Hugh Williamie Mansellu Gabbettcie-Fairfaxie nie wiadomo dziś zbyt wiele. O dzi wo, w brytyjskich archiwach – zwykle bardzo zasobnych – brakuje jakichkolwiek informacji o jego narodzinach, co może wskazywać, że przyszedł na świat gdzieś w czasie pobytu jego rodziców za granicą. Z artykułów prasowych z epoki wynika jedynie, że urodził się około roku 1849. Ślad jego istnienia można za to bez trudu znaleźć na listach Brytyjskiego Urzędu Patentowego – wyrósł bowiem na płodnego wynalazcę, autora ponad stu (!) patentów z bardzo różnorodnych dziedzin, od maszyn rolniczych, przez sprzęt włókienniczy, budownictwo, hydraulikę i mechanikę, po oczywiście broń i amunicję. Niestety, żaden z tych jakże licznych wynalazków nie przyniósł swemu twórcy chwały i dostatku. Z żoną Eugenią miał dwoje dzieci: córkę, którą znamy dziś jedynie z inicjałów „R.M.” i syna, Thomasa Oliviera Gabbetta-Fairfaxa, podporucznika piechoty, poległego 14 sierpnia 1917 roku pod Ypres.
Od bankructwa w roku 1903, do którego przywiodło go niepowodzenie Marsa, żyli z żoną skromnie w Londynie, dokąd powrócili z Birmingham. W tym okresie w datach jego patentów zieje kilkunastoletnia wyrwa. Dopiero po wojnie, w zimie 1918 roku zaczynają się pojawiać nowe – a z tempa ich zgłaszania należy wnosić, że tego czasu nie zmarnował. Od końca 1918 roku do śmierci, w ciągu zaledwie dwóch lat zgłosił bowiem kilkanaście nowych patentów – z równie zróżnicowanych dziedzin, co wcześniej. Zapewne prócz braku środków (opłaty patentowe zawsze były wysokie) tę przerwę można także tłumaczyć obawą, by wierzyciele nie położyli ręki na powstałych w tym okresie patentach i nie czerpali z nich zysków. Niestety, nie było wśród nich niczego wybitnego, co mogłoby unieśmiertelnić jego imię i ustawić finansowo spadkobierców. Hugh William Mansell Gabbett-Fairfax zmarł w Weymouth, 6 listopada 1920 roku na zapalenie mięśnia sercowego.
Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 1-2/2013