Polarny tryplet 6. Flotylli


Jan Radziemski


 

 

 

 

Polarny tryplet 6. Flotylli

 

 

 

Plan „Barbarossa” na Dalekiej Północy zakładał szybkie zajęcie najważniejszych portów i baz Półwyspu Kolskiego: Murmańska i Polarnego. Dywizje Wehrmachtu utknęły w połowie drogi do Murmańska, zatrzymane na linii Półwyspu Średniego i rzeki Lica Zachodnia. Po niewczasie Niemcy przekonali się, że powodzenie operacji murmańskiej jest uzależnione od panowania w zachodniej części Morza Barentsa. W lipcu 1941 r. akwen ten znajdował się w strefie odpowiedzialności dowódcy Sił Morskich w Norwegii. Sprawujący tę funkcję, urodzony w Rybniku, adm. Hermann Boehm dysponował jednak nader wątłymi siłami. Obejmowały one kilka ex-norweskich torpedowców i dozorowców oraz trałowce, ścigacze, a także jednostki pomocnicze. Siły te wymagały pilnego wzmocnienia.

1

 

Pierwszym zespołem uderzeniowym skierowanym w ten rejon była 6. Flotylla Niszczycieli. 20 czerwca 1941 r. Kilonię opuściły Karl Galster (Z 20), Hermann Schoemann (Z 7) i Friedrich Eckoldt (Z 16), aby dołączyć do przebywających już w Norwegii dwóch innych niszczycieli – Hansa Lodego (Z 10) i Richarda Beitzena (Z 4). Cała piątka spotkała się 7 lipca w Tromso. Po trzech dniach flotylla pojawiła się w Kirkenes, które od tego momentu stało się jej bazą wypadową. Zaraz po przybyciu dowódca flotylli, kmdr Alfred Schulze-Hinrichs, wspólnie z gen. Eduardem Dietlem – dowódcą Armii „Norwegia”, ustalili plan działania. Na początek zapadła decyzja o wykonaniu niespodziewanego wypadu na radzieckie linie zaopatrzeniowe biegnące wzdłuż wybrzeży półwyspu Kola.

 

Potyczka koło wyspy Charłow
Pierwszy wypad zaplanowano na 12 lipca. Jego celem była żegluga przybrzeżna w rejonie Zatoki Kolskiej oraz flotylla kilkudziesięciu trawlerów i kutrów rybackich łowiących na Morzu Barentsa. Mimo że plany tej operacji wpadły przypadkowo w ręce Rosjan, Niemcy nie zrezygnowali ze swoich zamiarów.

Niszczyciele zaraz po wyjściu w morze, choć było mglisto, dla zmylenia ewentualnych obserwatorów przeciwnika, obrały kurs na północ. Po upływie godziny sygnaliści na Beitzenie zameldowali o dwóch pióropuszach dymu, które jednak należały do własnych ścigaczy okrętów podwodnych. Nieprzyjaciel też nie próżnował. Niemiecki zespół został zauważony we fiordzie Varanger przez znajdujące się na dozorze okręty podwodne M-172 i M-175. Duża prędkość niszczycieli oraz opieszałość radzieckich dowódców uratowała je przed atakiem spod wody. Po pewnym czasie (godz. 15.10) zespół utworzył szyk wachlarza i skierował się na wschód na poszukiwanie statków rybackich. Działania w okolicy Ławicy Gęsiej zakończyły się fiaskiem. Po zapadnięciu zmroku, około 22.00 niszczyciele podzieliły się na dwie grupy i ruszyły w kierunku wybrzeża. 1. Dywizjon (Galster, Schoemann i Lody) około 02.00 minął przylądek Tieribierka z latarnią morską. Na pytanie o przynależność, Niemcy nie odpowiedzieli. Po pół godzinie okręty odeszły od wybrzeża w kierunku wschodnim. W pobliżu wyspy Charłow obserwator na jednym z niszczycieli wypatrzył trzy obce jednostki.

Był to, podążający z Murmańska do Jokangi, zespół okrętów EPRON-u (RT-32 i RT-67) eskortowany przez dozorowiec Passat. Radziecki zespół płynął w szyku torowym: na czele RT-67, na końcu RT-32, a pomiędzy nimi miejsce zajmował Passat. Obie jednostki ratownicze holowały po jednym 40-tonowym kesonie. Na pokładzie Passata obok 43-osobowej załogi znajdowało się 13 pasażerów – oficerów i marynarzy. RT-67 wiózł komendanta oddziału północnej ekspedycji EPRON-u i jego podwładnych. Kiedy radzieckie jednostki znalazły się na trawersie latarni Gawriłowska usłyszano trzy wystrzały artyleryjskie. Sygnaliści Passata po krótkiej chwili wypatrzyli trzy niezidentyfikowane jednostki, poruszające się kursem południowo-wschodnim na przecięcie kursu radzieckiego zespołu. Zegary pokazywały godzinę 03.48.

Pierwsza salwa Schoemanna wystrzelona do czołowego RT-67 okazała się za krótka. Passat, ex-trawler rybacki, uzbrojony w 2 działka kal. 45 mm i 2 kaemy postawił zasłonę dymną starając się osłonić konwojowane jednostki. Po wykonaniu tego manewru śmiało zawrócił w kierunku nieprzyjaciela i otworzył ogień. Jednocześnie jego dowódca, por. mar. W. L. Okuniewicz, wydał rozkaz obu trawlerom, aby pełną prędkością skierowały się do brzegu w celu ukrycia się w pobliskiej Zatoce Gawriłowskiej. Do dowództwa floty pomknął meldunek radiowy o ataku nieprzyjacielskich niszczycieli. Próba odwrócenia uwagi Niemców od RT-67 i umożliwienie mu ucieczki nie powiodła się. Ogień prowadzony był trzydziałowymi salwami głównego kalibru jednocześnie do Passata i RT-67. Jedynie RT-32, ukryty przez zbawczą zasłonę dymną, pozostawał poza ostrzałem i ile mocy w maszynie uciekał w kierunku zatoki.

Niszczyciele zmniejszyły dystans do 10-15 kabli (1,85-2,74 km) i prowadziły intensywny ogień również z działek plot. kal. 37 mm. Ich pociski smugowe rozrywały się w powietrzu i raniły ludzi na pokładach radzieckich jednostek. Część ognia została skierowana przeciwko RT-32, który oddalał się w stronę brzegu. Kolejne salwy niszczycieli siały spustoszenie na RT-67. Jeden pocisk złamał maszt, drugi przebił burtę wybuchając w maszynowni, zaś trzeci trafił w rufę i uszkodził skraplacz w maszynowni. Wkrótce trawler utracił prędkość i zatrzymał się. Przestrzelona została też lina holownicza łącząca go z kesonem. Nierówny pojedynek przedłużał się, choć jego wynik był z góry znany. Piąta bodajże salwa nakryła dozorowiec i przesądziła o jego losie. Jeden z pocisków wręcz zmiótł mostek wraz z Okuniewiczem oraz kilkoma oficerami i marynarzami. Od tej chwili nie było już komu przejąć dowództwa. Na dziobie i rufie słychać było jeszcze huk wystrzałów „czterdziestek piątek”. Z RT-67 wkrótce zauważono na dziobie i na rufie Passata dwa słupy ognia i usłyszano huk eksplozji. Okręt zaczął szybko tonąć i niebawem zniknął pod wodą, zabierając ze sobą prawie całą załogę. Przez pół godziny bronił się przed przeważającymi siłami przeciwnika zanim spoczął na głębokości 175 m w punkcie o współrzędnych 69°14’N, 35°56’30’’E4. Po zatopieniu jedynego obrońcy konwoju niemieckie niszczyciele dobiły RT-67. Karl Galster posłał w kierunku nieruchomej jednostki torpedę, która miała jednak uszkodzony żyroskop i przeszła w odległości 3-4 m za jej rufą. Niszczyciele ponowiły ostrzał. RT-67 po wielokrotnych trafieniach zaczął bardzo szybko nabierać wody i zatonął. Pod koniec walki na pole bitwy nadciągnęły niszczyciele 2. Dywizjonu. Ale dla ich dział nie było już więcej celów, więc cała piątka odeszła na północny wschód.

 

 

Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 11/2012

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter