Pancerny Grom
Michał Fiszer, Jerzy Gruszczyński
Zdobycie Bagdadu przez 3. Dywizję Piechoty US Army
Cz. 1. Rajd Batalionu Czołgów
![](files/artykuly/poligon/poligon010/poligon010_01.jpg)
Gaszenie czołgu "Cojone Eh?" nie przyniosło rezultatu
Fragment artykułu
Nagle jeden z Abramsów środkowej kompanii „C” z 1-64 batalionu czołgów, piętnasty czołg w kolumnie otrzymał dość silne trafienie w tył, w rejon kratki wylotu gazów z turbiny napędowej. Był to wóz o znaku wywoławczym Charlie One Two (C12), dowodzony przez sierż sztab. Jasona Diaza, noszący wymalowaną na lufie nazwę własną Cojone Eh?, co po hiszpańsku znaczy mniej więcej „w porządku, nie?”. Czołg nosił na przedniej części pancernej osłony trakcji czarny numer „53” wymalowany pod odwróconą literą „V”, w tym położeniu oznaczającą czołg prowadzący pluton. Załoga w środku usłyszała huk, ale nie poczuła uderzenia. Dlatego Diaz wywołał przez radio jadącego za nim dowódcę plutonu por. Rogera Gruneisena i zapytał go, czy ten nie wystrzelił ze swojego działa. Negative (nie) – padła krótka odpowiedź. Diaz zapytał z kolei, czy por. Gruneisena nie widzi czy coś nie trafiłow jego czołg. Dymy wybuchów i wystrzałów oraz kurz wzniecony gąsienicami zasłaniał widok, dlatego dowódca plutonu niczego nie zauważył. „No, nothing. Keep going! (nie nic, jedź dalej) padła odpowiedź porucznika. Po chwili jednak zauważono, że z czołgu Diaza wydobywa się niewielka, a potem coraz gęstsza strużka dymu. Kilka sekund później kierowca wozu Diaza, st. szer. Christopher Shipley zameldował, że zaświeciła lampka ostrzegająca przed pożarem silnika. Zaraz potem uruchomił się samoczynny system gaszenia pożaru, ale lampka nie zgasła, przeciwnie zapaliły się kolejne lampki ostrzegawcze. W chwili gdy czołg przejeżdżał pod mostem drogowym na mniejszym skrzyżowaniu autostrady, silnik wyłączył się. Diaz rozkazał kierowcy jechać siłą rozpędu, by wyjechać spod mostu, skąd Irakijczycy mogli zrzucać na czołg granaty i butelki z benzyną. Trafiony Abrams potoczył się siłą rozpędu kilkadziesiąt metrów, po czym zatrzymał się na zewnątrz lewego pobocza prawej nitki autostrady. Pozostałe czołgi zatrzymały się z przodu, z tyłu i z boku, starając się osłonić uszkodzony wóz. Za chwilę jednak zatrzymała się cała kolumna. Dowódca kompanii „C”, kpt. Jason Conroy nakazał ugasić pożar i wziąć czołg na hol. Kolumna miała ruszyć najszybciej, jak to było możliwe. Unieruchomione pojazdy były niebezpiecznie wystawione na ostrzał Irakijczyków, którzy intensyfikowali swoje ataki. Diaz wyskoczył z czołgu pomimo świszczących wokół pocisków i zeskoczył na tylną płytę kadłuba. Spod pokrywy silnika buchały płomienie. Paliwo i płyn hydrauliczny wyciekały na asfalt pod czołgiem, podsycając ogień. Paliły się też papierowe filtry powietrza. Jak się później okazało, czołg jadący po niewielkim nasypie został z bliska trafiony z prawej tylnej strony i nieco z dołu z działa bezodrzutowego kalibru 107 mm. Pocisk przebił najcieńszy pancerz czołgu, przy osłonie wylotu z turbiny napędowej, w jego dolnej części. Diaz opróżnił całą ręczną gaśnicę, którą wydobył z czołgu, ale płomienie tylko na chwilę przygasły, by wytrysnąć z nową energią. Wokół czołgu, kryjąc się za pancerzami, pojawili się czołgiści z innych pojazdów, przynosząc swoje gaśnice. W końcu końcu Diaz i działonowy wozu dowódcy plutonu, sierż. Carlos Hernandez, parząc sobie ręce wydobyli płonące filtry i wyrzucili je. Kolejne gaśnice w końcu zdusiły płomień. Do wozu zaczepiono sztywny hol łącząc go z poprzedzającym pojazdem. Nie zdążył on jednak ruszyć, gdy… płomienie znowu pojawiły się w przedziale silnikowym czołgu Diaza! Hol odłączono i czołgiści znów rzucili się do gaszenia pożaru Charlie One Two, tym razem używając kilkulitrowych pojemników z wodą i napojami. Płomień znów przygasał i rozpalał się na nowo.
A tymczasem ogień wokół stojącej kolumny wzmagał się, samochodami, taksówkami, autobusami i motocyklami przybywali wciąż nowi obrońcy miasta włączając się do gwałtownej strzelaniny. I mimo iż Amerykanie zabijali ich dosłownie dziesiątkami, to na ich miejsce pojawiali się następni, prowadząc dzikie, szaleńcze ataki. W ich działaniu nie było żadnej taktyki, żadnego planu. Wyglądało na to, że oni po prostu chcą zginąć. Po bokach autostrady, w rowach i koło domów piętrzyły się coraz liczniejsze trupy Irakijczyków i Syryjczyków, ale wciąż na miejsce zabitych pojawiali się następni. Wokół płonęło coraz więcej wraków samochodów, ale kolejne nie przestawały nadjeżdżać z różnych kierunków. Niektóre pojazdy wciąż podejmowały desperackie próby samobójczego ataku. Ppłk Schwartz nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Był przekonany, że uszkodzony czołg da się wziąć na hol, ale nie można było holować płonącego czołgu, bo to groziło wybuchem jego paliwa i amunicji. Dowódca batalionu nie mógł pogodzić się ze stratą czołgu, celowo więc przeciągał postój, by dać ludziom czas na ugaszenie pożaru. Jednak podejmowane wysiłki nie przynosiły rezultatu. Cały incydent obserwował ze swojego M113 dowódca brygady, stojąc ok. 70 m za palącym się czołgiem Diaza. W końcu płk Perkins nakazał przerwać akcję, porzucić uszkodzony czołg i ruszyć w dalszą drogę. Kolumna powoli ruszyła mijając uszkodzony czołg, został przy nim jedynie Abrams por. Gruneisena i M113 sierżanta kompanii. Załoga zaczęła wymontowywać i wyładowywać z czołgu tajne elementy wyposażenia – radiostacje, tabele kodowe, instrukcje i inne podobne elementy, wrzucając je do M113 i do drugiego czołgu. Na końcu Hernandez zdjął z czołgu karabiny maszynowe ładowniczego i owódcy. Pokaźnej wielkości wkm kal. 12,7 mm został załadowany do transportera opancerzonego, zaś M240 ładowniczego Hernandez położył na wieży swego czołgu. Tymczasem Diaz wsunął się do czołgu Gruneisena C11, nazwanego Creeping Death, na miejsce ładowniczego, zaś jego działonowy, sierż. Jose Couvertier wcisnął się do tego samego czołgu, na miejsce Hernandeza, przejmując funkcję działonowego wozu dowódcy plutonu. Ładowniczy C11 Creeping Death, st. szer. Schafer i kierowca wozu C12 Diaza, st. szer. Chris Shipley wsiedli do M113 sierżanta szefa kompanii. Wcześniej ładowniczy C12, st. szer. Fausto Trivino, wsiadł do jednego z Bradleyów kompanii piechoty. Tymczasem Hernandez wylał na podłogę uszkodzonego Abramka olej silnikowy, a następnie wrzucił do środka dwa termitowe granaty zapalające, spodziewając się pożaru, który wywoła wybuch amunicji, tak by czołg nie dostał się w ręce wroga. Obok zatrzymał się jeden z M113 saperów, ale sierż. Hernandez krzyknął, by odjechali, bo zaraz w czołgu C12 Cojone Eh? wybuchnie amunicja. M113 ruszył z wigorem i popędził za oddalającą się kolumną. Przy palącym się C12 pozostały już tylko dwa Abramsy, wóz Gruneisena i czołg por. Shane’a Williamsa, noszący nazwę Crusader II namalowaną na lufie, który zamykał kolumnę. Hernandez wspiął się na swój czołg i odkrył, że jest on już całkowicie „zasiedlony” przez połowę załogi C12. Zdołał się jednak wcisnąć do włazu ładowniczego, ale ponieważ w czołgu zaprojektowanym dla czterech osób nie było więcej miejsca, to Hernandez w połowie wystawał z włazu, kładąc się na wieży z dodatkowym km M240 wyjętym z C12. Obsadzony przez pięć osób wóz C11 ruszył w drogę za kolumną, która już zniknęła z pola widzenia. Równocześnie por. Williams widząc, że amunicja nie detonuje, zdecydował się na strzał ze swojego działa, by ostatecznie zniszczyć uszkodzony wóz. Po odjechaniu na bezpieczną odległość odwrócił wieżę do tyłu i wystrzelił z działa pocisk kumulacyjny. Czołg został trafiony, pocisk wystrzelony ze stosunkowo małej odległości przebił pancerz, ale C12 wciąż nie został zniszczony. Pomimo to Williams ruszył samotnie w dalszą drogę, bowiem wóz por. Gruneisena zdążył się już oddalić...
Więcej w numerze.