Polskie oddziały pancerne we Francji 1939 - 1940
Zbigniew Lalak
Polska i Francja związane były układem obronnym z 19 lutego 1921 roku, który potwierdzono w traktacie z 1925 roku. W marcu 1939 roku w ambasadzie polskiej w Paryżu rozpoczęto prace nad opracowaniem planu wykorzystania polonii francuskiej w tworzeniu jednostek wojskowych we Francji. Szacowano, że istnieje możliwość zaciągu 25 000 żołnierzy pochodzenia polskiego. W kwietniu i maju sprawą zajął się Sztab Główny, w efekcie czego opracowano plan utworzenia we Francji dywizji piechoty. 12 września 1939 roku Francuzi wyznaczyli na obóz formowania ośrodek wojskowy w Coëtquidan. Komendantem obozu został płk Grzędziński, gen. Ferek-Błeszyński mianowany został dowódcą Oddziałów Polskich we Francji. Rozpoczęto także przygotowania do rozpoczęcia szkoleń podoficerskich. Sytuacja militarna w Polsce sprawiła, że pilna stała się potrzeba nie tylko formowania jednej dywizji piechoty, lecz także odbudowa Wojska Polskiego.
Uzgodnienia ze stroną francuską pozwalały na formowanie 1. i 2. Dywizji Piechoty oraz jednostki pancerno-motorowej. Najwięcej problemów stronie polskiej stwarzało sformowanie jednostki szybkiej. Wiązało się to z dużym oporem strony francuskiej (chodziło głównie o sprzęt pancerny, który należałoby przekazać stronie polskiej). Upór gen. Maczka, aby odtworzyć 10. Brygadę Kawalerii, zaowocował tym, że w walkach wzięła udział „nowa” 10. Brygada Kawalerii Pancernej.
W październiku dowództwo obozu w Coëtquidan objął płk dypl. Stanisław Maczek. Rozwiązano grupę batalionów piechoty, w miejsce której utworzono 1. Pułk (szkolny) pod dowództwem płk. dypl. R. Wolikowskiego, 2. Pułk (zbiorczy) pod dowództwem ppłk. dypl. J. Włodarskiego oraz pułk specjalny. W pułku specjalnym znajdowała się Grupa Pancerno-Motorowa, którą dowodził kpt. Roplewski.
Warunki w obozie w Coetquidan były bardzo ciężkie. Tak wspomina pierwsze dni swojego pobytu J. Wosiek, żołnierz I Batalionu Pancernego, a następnie 1. Pułku Pancernego: Na głowach nosili rogate furażerki z własnego pomysłu orzełkami. Ci, co z Polski – berety. Butów brak. O koce trzeba staczać boje, po słomę do siennika organizować całe wyprawy. Jedzenie złe, woda w barakach zamarza. Piecyki są, ale węgla stale brakuje. Ludzie chuchają w palce, za resztę franków kupują w Bellerne (miasteczko przy obozie) wino i koniak, upijają się z rozpaczy, że jest źle, że nie wiadomo, co będzie, że do domu daleko. Zorganizowana naprędce w obozie żandarmeria codziennie spisuje protokół, mnożą się awantury, bijatyki, sprawy sądowe.
Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia nr specjalny 5/2017