Polskie zdolności do morskiej operacji desantowej
Robert Rochowicz
W 1951 roku w polskiej marynarce wojennej zaczęto tworzyć siły i gromadzić środki zdolne do przeprowadzenia morskiej operacji desantowej. Od tej pory aż do dziś te zdolności są utrzymywane, choć w kolejnych dekadach różnie były oceniane. Początki były trudne. Polscy marynarze nie mieli żadnych doświadczeń związanych z posiadaniem i wykorzystaniem na polu walki sił desantowych. Podobnie zresztą jak ich radzieccy towarzysze, którzy służąc w Polsce na stanowiskach etatowych lub doradczych wywierali znaczący wpływ na rozwój naszych sił morskich. Zaczęto więc skromnie i do tego korzystając ze sprzętu zdobycznego lub kupionego z demobilu amerykańskiego.
Nabywanie doświadczeń
Na początku lat 50. XX wieku w sprawach działań wojennych na Bałtyku zakładano, że Polska może być obiektem wrogiego desantu morskiego. Nasza linia brzegowa posiada wiele dogodnych miejsc do przeprowadzenia tego typu operacji, więc początkowo skupiono się przede wszystkim na budowie sił zdolnych do obrony wybrzeża od strony morza. Oprócz tego podjęto także decyzję, aby marynarka wojenna posiadała również siły i środki zdolne do przeprowadzenia taktycznego desantu morskiego w ramach zaczepnych lub obronnych działań wzdłuż przewidywanego frontu nadmorskiego działającego podczas wojny.
Budowę sił desantowych przeprowadzono równolegle, tworząc z jednej strony Batalion Piechoty Morskiej, zaś z drugiej formując Flotyllę Środków Desantowych i wcielając do służby łącznie siedem dużych, jedenaście średnich i trzy małe barki oraz sześć kutrów desantowych. Barki duże były wojenną zdobyczą poniemiecką znalezioną w stoczni i porcie rzecznym w Głogowie oraz w porcie w Świnoujściu; średnie i małe oraz kutry pozyskano poprzez remont kupionych z demobilu jednostek amerykańskiej budowy. Dość szybko więc, przynajmniej w teorii, flota otrzymała okręty zdolne do jednorazowego przewozu ok. 60–65 egzemplarzy sprzętu zmechanizowanego i uzbrojenia ciężkiego (czołgi, działa pancerne, ale też armaty i ciężarówki jako ich holowniki) oraz ok. 2000 żołnierzy z wyposażeniem osobistym. To było nawet więcej niż stany etatowe wspomnianego batalionu piechoty morskiej, który początkowo liczył tylko ok. 400 żołnierzy oraz kilka armat i trzy czołgi.
Pierwszy okres istnienia flotylli i batalionu upłynął przede wszystkim na zbieraniu doświadczeń w szkoleniu żołnierzy i załóg okrętów, bowiem dobre zgranie oraz współpraca desantu i środków transportu była i jest nieodzowna przy tego typu operacjach. Najtrudniejsze było ustalenie możliwości przewozowych posiadanych barek oraz możliwości podchodzenia nimi bezpośrednio na plaże i wyładunek sprzętu ciężkiego. Trudności nastręczało zwłaszcza desantowanie czołgów T-34-85 i dopiero w 1954 roku, po opanowaniu techniki ich załadunku i wyładunku, można było mówić o powstaniu polskich sił desantowych. Zdecydowano się nawet stopniowo zwiększać stan etatowy batalionu, który ostatecznie na początku 1959 roku przeformowano w 3. Pułk Piechoty Morskiej. Jego stan etatowy (832 żołnierzy) i całe ciężkie uzbrojenie (czołgi, armaty kal. 76 mm i moździerze) wraz ze środkami transportu mogły zostać w całości załadowane w jednym rzucie na wszystkie posiadane jednostki pływające Flotylli Okrętów Desantowych (nazwa obowiązująca od 1956 roku). Nie trwało to jednak długo.
Koniec lat 50. XX w. to bowiem z jednej strony kontynuowany, powolny wzrost możliwości sformowanego pułku, a z drugiej dostrzegane, kończące się resursy urządzeń na większości posiadanych barek i zbliżający się nieuchronnie moment ich wycofania ze służby. Co prawda od 1957 roku trwało projektowanie nowych– średniego okrętu oraz kutra desantowego, jednak początkowo prace przy nich nie posuwały się zbyt szybko. Przełom lat 50. i 60. XX w. był w armii okresem wprowadzania wielu zmian organizacyjnych, strukturalnych, pojawiał się nowy sprzęt, ponadto po utworzeniu Układu Warszawskiego rozpoczęto tworzenie nowych strategii użycia wojsk w przewidywanej wojnie z NATO. A w niej nie wykluczano morskiej operacji desantowej. Poglądy w tej sprawie ewoluowały dość szybko, co przekładało się na decyzje w sprawie zmian strukturalnych i konieczności posiadania określonych typów uzbrojenia. Pierwsze wnioski były gotowe już w 1961 roku, a pierwszy praktyczny sprawdzian miał miejsce podczas sojuszniczych ćwiczeń „Bałtyk 62”, przeprowadzonych w październiku 1962 roku, w trakcie których rozwinięto w działaniu z użyciem wojsk dwa tematy wcześniejszych gier sztabowych, a mianowicie „Prowadzenie działań desantowych w początkowym okresie wojny w ramach operacji zaczepnej wojsk Frontu Nadmorskiego we współdziałaniu z sojuszniczymi flotami” oraz „Doskonalenie współdziałania z wojskami Frontu Nadmorskiego i wojskami obrony przeciwlotniczej”.
Desant na Danię
Koncepcja wojny ofensywnej przeciw NATO w Europie była systematycznie rozwijana przez sztabowców w Moskwie od początku lat 60. XX w. Konsekwentnie w tym celu stawiano na rozwój wybranych rodzajów i typów uzbrojenia, które miały sprawiać, że zakładana konfrontacja miała być błyskawiczna i zakończyć się zdobyciem portów we Francji zanim ze Stanów Zjednoczonych dopłyną dywizje, które mogłyby odwrócić zakładany przebieg zwycięskiego, zmasowanego uderzenia armii radzieckich, polskich, wschodnioniemieckich i czechosłowackich. Dziś może trudno w to uwierzyć, zwłaszcza obserwując przebieg wojny w Ukrainie, ale w szczytowym momencie planowania tej III wojny światowej(w latach 70. XX w.), Niemiecka Republika Federalna, Dania, Holandia i Belgia miały zostać pokonane w ciągu sześciu–siedmiu dni, po których dywizje rezerwowe, czyli w przypadku tych polskich wyposażone w czołgi T-34-85 i ciężarówki zamiast transporterów, miały zostać wyprowadzone na rubież ataku na Francję. To niestety nie powieść science fiction, tym bardziej, że kluczem do sukcesu planowanej ofensywy miały być wyprzedzające uderzenia atomowe na położone na zachód od Łaby większe miasta, miejsca koncentracji wojsk, lotniska oraz stanowiska wyrzutni rakietowych.
W tych apokaliptycznych planach Siły Zbrojne PRL miały swoje ważne miejsce i zadania do wykonania. Skoncentrowane w dwóch armiach lądowych, tworzonych z dwóch okręgów wojskowych, wsparte armią lotniczą, miały wraz z dosłanymi jako wzmocnienie jednostkami Armii Radzieckiej tworzyć Front Nadmorski. W ramach jego działań po przełamaniu oporu sił NATO w północnych landach NRF o świcie D6, czyli szóstego dnia od rozpoczęcia wojny, Zelandia (największa duńska wyspa) miała stać się celem połączonego desantu powietrznego i morskiego. Oczywiście znów poprzedzonego starannie zaplanowanymi uderzeniami jądrowymi. Przeglądając dokumentację archiwalną planów Frontu Nadmorskiego można natrafić na następujący akapit: „W celu zniszczenia sił morskich nieprzyjaciela w bazach Morza Północnego i zburzenia obiektów strategicznych na kierunku północno-nadmorskim wykorzystać 12 uderzeń jądrowych i do zniszczenia obrony przeciwdesantowej na wyspie Zelandia – 5 uderzeń, wykonywanych siłami 132. Pułku Lotnictwa Bombowego Dalekiego Zasięgu Sił Powietrznych ZSRR”. Działania Frontu Nadmorskiego miały być realizowane w ścisłym współdziałaniu z sąsiadami, w tym na prawo ze Zjednoczoną Flotą Bałtycką (ZFB), której od początku działań wojennych do D5 zasadniczym zadaniem było zniszczenie okrętów podwodnych, okrętów bojowych, konwojów i desantów nieprzyjaciela w rejonie Cieśnin Duńskich i na podejściach do nich oraz w południowej części Morza Bałtyckiego. Dodatkowo zaplanowano zaminowanie cieśnin Sund i Bełt oraz niedopuszczenie do uderzeń okrętów nawodnych nieprzyjaciela na wspomniany desant morski. O świcie D6 siły sojusznicze miały wysadzić desant morski (i powietrzny) na wyspę Zelandia, a siły zespołu osłony operacyjnej miały wzbraniać podejście sił nieprzyjaciela do rejonu lądowania.
W zachowanych w Polsce dokumentach archiwalnych dostępne są niestety informacje tylko o naszym narodowym wycinku operacji desantowej na Zelandię, podobnie zresztą jak i o całym przebiegu działań ofensywnych na Europę Zachodnią. Dla przykładu brak szczegółowych informacji, z jakich sił składać się miała ZFB, poza oczywiście wkładem okrętów w dyspozycji Marynarki Wojennej PRL. Jeśli chodzi o sam desant morski wiadomo tylko było, że w pierwszym rzucie NRD przeznaczyła do tego wzmocniony pułk zmechanizowany, zaś Flota Bałtycka dysponowała początkowo również pułkiem (336. Samodzielny Pułk Piechoty Morskiej), dopiero w 1979 roku rozwiniętym do struktur brygady o tym samym numerze.
Wybrzeże Zelandii w czasie pokoju było obszarem objętym wszelkimi możliwymi działaniami rozpoznawczymi. Wysyłano w tej rejon samoloty rozpoznania ogólnego i radioelektronicznego, okręty bojowe w dozorach obserwujące wszelki ruch jednostek pływających oraz okręty rozpoznania radioelektronicznego, przygotowujące comiesięczne szczegółowe raporty o wykrytych środkach radiotechnicznych i łączności. Elementem rozpoznania były także rejsy jachtów żaglowych, dlatego w okresie PRL działalność Ośrodka Szkolenia Żeglarskiego MW była traktowana nie tylko jako pozasłużbowe hobby i możliwość turystycznego zwiedzania portów Europy Zachodniej. Wszystkie te podejmowane aktywności służyły tylko jednemu celowi – jak najdokładniejszemu rozpoznaniu Zachodniego Teatru Działań (ZTW). Samo lądowanie desantu na atomowej pustyni, w którą zamierzano obrócić Zelandię po uderzeniach lotniczych bomb atomowych, miało przebiegać sprawnie i bez komplikacji, skoro zasadnicze siły obrony miały zostać zawczasu wyeliminowane.
Zajęcie Danii miało mocnym akcentem zakończyć pierwszy etap zdobywania Europy Zachodniej. Zajęcie NRF oraz opanowanie drogi wyjściowej z Bałtyku na Morze Północne oznaczało uwolnienie sił morskich trzech państw Układu Warszawskiego, które dzięki temu miały być skierowane do zwalczania żeglugi na Morzu Północnym i Atlantyku. Czy w planach był kolejny desant morski, tym razem w jakimś rejonie wybrzeża francuskiego? Tego wykluczyć nie można, oczywiście co najwyżej przy użyciu sił radzieckiej Floty Północnej, bo wojska zajmujące Zelandię raczej nie miały szans być brane pod uwagę w takim przedsięwzięciu. Przedstawione tabele ze stosunkiem sił i ogólny plan operacji pochodzą z jego wariantu aktualizowanego w 1969 roku i obowiązującego mniej więcej do 1976 roku. Później były wprowadzane poprawki uwzględniające zmiany w siłach własnych, nieprzyjaciela i korygujące założenia czasowe oraz kierunki przeprowadzenia operacji desantowej. Omówienie całego zagadnienia to temat na osobny artykuł.
Trzeba także wspomnieć, że wraz z rozwojem liczebnym sił desantowych oraz środków transportu morskiego w ramach opanowania całego południowego Bałtyku w planach operacyjnych Frontu Nadmorskiego pojawiło się także zajęcie innej duńskiej wyspy – Bornholmu. Wyznaczono do tego wydzielone siły i środki jednego batalionu desantowo-szturmowego i jednego pułku desantowego. W latach 70. XX w. rozpatrywano nawet techniczne możliwości bezpośredniego przepłynięcia wód Bałtyku przez transportery opancerzone OT-62 Topas bez konieczności angażowania okrętów desantowych.
Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 6/2022